Dzisiaj, kiedy tak wiele rządów w dążeniu do autorytaryzmu otwarcie inspiruje się rozwiązaniami z lat trzydziestych, odwaga i bezkompromisowość tego człowieka w walce z faszyzmem powinny być dla lewicy wzorem do naśladowania.
Hans Litten żył i działał w czasach demontażu weimarskiej demokracji i budowania nazistowskiej dyktatury w Niemczech. Skutecznie walcząc z nazistami na salach sądowych, stał się osobistym wrogiem Adolfa Hitlera, a za swoją nieprzejednaną postawę w obronie wolności przyszło mu zapłacić najwyższą cenę.
Nie chciał być prawnikiem
Urodził się 19 czerwca 1903 r. w Halle, w mieszczańskiej rodzinie żydowskiego pochodzenia. Jego ojciec był wykładowcą prawa i rektorem Uniwersytetu w Królewcu oraz zagorzałym pruskim konserwatystą i monarchistą. Na kształtowanie się poglądów młodego Hansa większy wpływ miała jednak matka, która przekazała mu przywiązanie do takich wartości, jak sprawiedliwość społeczna i pomoc potrzebującym.
Litten już od najmłodszych lat otwarcie demonstrował swoje lewicowe przekonania. Anegdota z jego szkolnych lat głosi, że kiedy nauczycielka zapytała, czy w klasie powinien zawisnąć portret zwycięskiego spod Tannenbergu Paula von Hindenburga, Hans odpowiedział: ,,zawsze byłem za tym, by Hindenburg zawisnął”.
Zmuszony przez ojca, podjął w Berlinie studia prawnicze i ukończył je z wysokimi wynikami w 1927 roku. Skrajnie prawicowe pucze: Kappa-Lüttwitza oraz monachijski wraz z wyjątkowo łagodnymi wyrokami dla ich organizatorów uświadomiły mu, w jak wielkim niebezpieczeństwie jest młoda republika i jak bardzo to zagrożenie jest bagatelizowane przez polityczne elity. Odrzucił wtedy lukratywną propozycję pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości i pragnąc działać w obronie demokracji zatrudnił się u związanego z Komunistyczną Partią Niemiec prawnika Ludwiga Barbascha. Przez niego nawiązał kontakt z organizacją Rotte Hilfe i zaangażował się w jej działalność, za symboliczne wynagrodzenie broniąc działaczy związkowych i komunistycznych.
Obrońca robotników
Szybko zdobył rozgłos i miano ,,prawnika robotników”, ratując wielu z nich przed więzieniem, grożącym im za udział w demonstracjach i stawianie oporu policji. Rotte Hilfe z jego pomocą zapewniła pomoc prawną 16 tys. aresztowanych robotników, a kolejne 27 tys. otoczyła ochroną prawną. W 1929 roku Hans Litten zaangażował się w obronę uczestników demonstracji pierwszomajowych, bezpodstawnie oskarżonych przez władzę o ,,ciężkie naruszenie spokoju publicznego połączone z zamieszkami”. Starał się także nagłośnić sprawę otwarcia przez policjantów ognia do tych pochodów (czego skutkiem było 30 zabitych i setki rannych) i doprowadzić do ukarania winnych tej masakry. W tym celu złożył powiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez ówczesnego szefa berlińskiej policji K. Zörgiebela, jednak na skutek braku poparcia prokuratury proces nie doszedł do skutku.
Największą sławę (i jednocześnie najwięcej wrogów) przyniósł Littenowi proces w sprawie napadu na lokal taneczny Edenpalast w 1932 roku.
Ośmieszył Hitlera
W listopadzie 1932 roku bojówka SA przeprowadziła zaplanowany atak na ten popularny wśród lewicowych robotników lokal, zabijając 3 osoby i raniąc kolejne 20. Śledztwo policji było prowadzone bardzo wolno i nieskutecznie. Hans Litten, reprezentując część robotników, został w tym procesie oskarżycielem posiłkowym. Wziął sobie za cel nie tylko doprowadzenie do ukarania winnych, ale przede wszystkim publiczne udowodnienie, że rosnąca w siłę NSDAP jest partią w swej naturze antydemokratyczną i stosuje terror jako integralną część swojej strategii.
Na jego wniosek sąd powołał Adolfa Hitlera na świadka. Proces przyciągnął duże zainteresowanie opinii publicznej. Przywódca NSDAP starał się zmienić przesłuchanie w kolejną wiecową mowę ideologiczną, jednak Litten inteligentnymi pytaniami i ironicznymi uwagami blokował te próby i zmuszał do trzymania się tematu przemocy. Umiejętnie powoływał się przy tym na partyjne broszury, pisane przez J. Goebbelsa i wzywające do obalenia parlamentu, zdobycia władzy siłą i ,,rozdeptania przeciwników na miazgę” oraz na działania bojówek SA. Zdezorientowało to i kompletnie wyprowadziło z równowagi Hitlera, który w obliczu tego był w stanie jedynie rozpaczliwie krzyczeć: ,,skąd wnioskuje pan prokurator, że jest to wezwanie do łamania prawa? To jest niczego niedokumentujące oświadczenie!”.
Wypunktowany przez młodego prawnika i publicznie upokorzony przywódca NSDAP musiał pokornie przysiąc przed sądem, że jego partia działa i będzie działać w granicach obowiązującego prawa. Wydarzenia te zostały przedstawione w świetnym filmie ,,Hitler przed sądem” z 2011 roku.
W tym samym roku Hans Litten brał udział w kolejnych dwóch wielkich procesach (Felseneck – i Röntgenstraße – Prozess), gdzie m.in. dowiódł kłamliwości zeznań nazistów oraz doprowadził do uniewinnienia zaatakowanych przez SA i działających w obronie własnej robotników (oskarżano ich o ,,morderstwo na tle politycznym”). Wzbudziło to jeszcze większą nienawiść do niego wśród nazistów, nazywających go w swojej prasie ,,obrońcą czerwonych morderców”. Obawiając się bezpośredniego ataku, Rotte Hilfe zorganizowała mu ochronę i zachęcała go do wyjazdu z kraju. Litten nie dał się jednak namówić, odpowiadając: ,,Miliony robotników nie mogą wyjechać, więc ja też muszę tu zostać”.
Nigdy się nie poddał
Hitler nigdy nie zapomniał poniżenia, jakiego dostąpił w sądzie przez Littena. Po dojściu NSDAP do władzy i pożarze Reichstagu, Hans został w lutym 1933 roku jednym z pierwszych aresztowanych na podstawie dekretu O ochronie narodu i państwa. Wleczony po różnych więzieniach i obozach koncentracyjnych, nie stracił wiary w swoje ideały. Kiedy w obozie w Lichtenburgu został wraz z innymi więźniami zmuszony do udziału do apelu z okazji urodzin Hitlera, w otoczeniu uzbrojonych strażników dumnie odczytał znany wiersz pt. ,,Myśli są wolne” (niem. Die Gedanken sind frei).
Przez pięć lat Hans Litten był brutalnie torturowany i upokarzany. W końcu, doprowadzony do skraju wytrzymałości, w 1938 roku popełnił samobójstwo w obozie w Dachau.
Zamiast morału
W czasie sporu o wybory w Polsce, kiedy dwóch szeregowych posłów rości sobie prawo do arbitralnego dyktowania swojej woli całemu państwu i jego instytucjom, a rząd w obliczu kryzysu płaszczy się przed przedsiębiorcami i zostawia pracowników na pastwę losu, postawa i działalność Hansa Littena bardzo zyskują na aktualności.
Warto pamiętać o człowieku, który bez reszty poświęcił się walce o los pokrzywdzonych oraz państwo prawa, nie porzucając jej nawet wtedy, gdy wiązała się z zagrożeniem życia. Ta nieugiętość i bezkompromisowość w obronie demokracji i robotników winna być więc dzisiaj przykładem dla całej lewicy i każdego człowieka, któremu leżą na sercu wartości wolności i sprawiedliwości społecznej.
Seks biznes w Polsce mówi po ukraińsku
Ponad 9 milionów obywateli Ukrainy uciekających przed wojną wjechało do Polski od początku…
Panie Pieniądz, to co pan napisał, to ideologiczne: bla, bla, bla.
Oczywiście, poświęcanie czasu bohaterom ruchu robotniczego, działających w szczególnie trudnych dla ludzi pracy czasach – czyli aktywności socjaldemokracji, tej gorączki krwotocznej ruchów robotniczych, jest rzeczą godną najwyższego szacunku.
Ale reszta?… Pamiętajmy, że pan Kaczyński jest liderem partii rządzącej. W „ukształtowanych” demenkrancyach, tacy przywódcy zostają premierami. Co zatem złego pan widzi w fakcie wpływu pana Kaczyńskiego na władzę? Czy rzeczony trzyma nagana przy skroni mister Dudy lub innego Morawieckiego? Czy to takie „lewicowe” – powtarzać prawicowy bełkot tzw. „opozycji” (he, he, he – opozycja, chyba jedynie do „pozycji”)…?
Chcę wierzyć, że oligarcha Kwaśniewski, tak hołubiony na tym forum, czy 'czerwony jankes’ Miller z wyciągniętą rączką dzierżącą karton ze skrzyżowanym banknotem nominowanym w US dollars, zamiast sierpu i młota (prawda, że to obciach?) – nie są pańskimi idolami…
Zawsze pisałem, że kaczym ideałem jest wujek Adolf. Hajl Dżarosław!