W antycznym Rzymie objęcie władzy przez nowego cesarza było każdorazowo dla elit prowincjonalnych dużą szansą. Słały one do Wiecznego Miasta bogate dary i wiernopoddańcze laudacje, w których podkreślały swoje oddanie i uwielbienie dla nowego władcy. A nuż imperator zapamięta pokornych poddanych i spojrzy przychylnym okiem, a może nawet zaszczyci dobrym słowem, zmniejszy ucisk podatkowy albo poprze naszą frakcję w lokalnych rozgrywkach o władzę. Z tamtego Rzymu zostały jedynie ruiny, cesarzy także już nie ma, ale nie bez powodu zaliczamy dziedzictwo antyku do źródeł naszej kultury – pewne tradycje pozostają ponadczasowe.

Świetny obraz tego dały w ostatnich dniach polskie liberalne media i reprezentujący tę opcję politycy. Sposobność ku temu stworzyło im od dawna wyczekiwane objęcie urzędu przez nowego władcę amerykańskiego Imperium – Joe Bidena. Z tej okazji w całym środowisku zapanowała euforia, niczym w dworskiej frakcji związanej z (nie)młodym królewiczem na wieść, że stary monarcha w końcu wyciągnął nogi. Już serce polskiego liberała chciałoby zakrzyknąć ,,teraz kurwa my!”, ale hola hola, najpierw trzeba się nowemu władcy wyraźnie pokazać, by nie miał wątpliwości, kto jest z nim, kto mu najbardziej wierny, kto prawdziwie oddany sługa. W tym właśnie celu liberalne media z nadwiślańskiego protektoratu zaczęły prześcigać się w publikowaniu czołobitnych peanów na cześć nowego prezydenta USA.

Pierwsze skrzypce w tej orkiestrze grali, a jakże by inaczej, Tomasz Lis i jego Newsweek. Jestem osobiście ciekaw, jak redaktor Lis był w stanie z taką częstotliwością pisać tweety, mając jednocześnie w akcie sułtańskiego pokłonu czoło i wzrok cały czas przy ziemi, ale najwyraźniej przez tyle lat pokornej służby amerykańskim mocodawcom zdążył nabrać już w tym wprawy. ,,Ameryka uratowana, demokracja uratowana, Zachód przetrwał. Do Ameryki wracają normalność, uczciwość, przyzwoitość i nadzieja”, ,,Wydaje się, że Joe Biden, to – poza wszystkim albo  przede wszystkim – po prostu bardzo fajny, przyzwoity gość. To ważne w życiu i w polityce.” – to tylko namiastka newsweekowych laurek dla nowego Imperatora. Następna w kolejce do ucałowania monarszego buta była Gazeta Wyborcza. ,,Doczekaliśmy się! Mamy prezydenta jak trzeba. Kompetentnego, doświadczonego, mądrego, racjonalnego, cywilizowanego, zdecydowanego, uczciwego, szanującego demokrację, naukę, obyczaje i prawo. Na razie nie w Polsce, tylko w USA. Ale Joe Biden to też nasz prezydent, bo prezydent Ameryki jest w dużej mierze prezydentem świata” – napisał na jej łamach Jacek Żakowski, nie siląc się nawet na próby maskowania podległości Polski wobec Wielkiego Brata. W podobnym tonie opisywali zaprzysiężenie Bidena także publicyści Polityki, według których ,,Ameryka potrzebuje takiego przywódcy”, a on sam jest ,,szczerym, pobożnym katolikiem”, który pokazuje, że  ,,inny katolicyzm jest możliwy”. Nawet to, że ,,przysięgę prezydencką zakończył frazą „So help me God!” było dla redaktorów świeckiego pisma fantastyczne. Biden bowiem, jak twierdzą, poprosił o boskie wsparcie ,,nie żeby się przypodobać biskupom czy wyborcom, tylko z potrzeby własnego serca”. Sławomir Sierakowski natomiast, b. redaktor naczelny Krytyki Politycznej i dziennikarz Polityki, opatrzył zdjęcie Joe Bidena krótkim, ale jakże treściwym napisem ,,Ameryko, zazdroszczę”.

Nie zawiedli także polscy politycy. Borys Budka już dawno napisał wiernopoddańczy list do nowego prezydenta USA, pokornie oferując swe usługi. Z inicjatywy marszałka województwa wielkopolskiego Marka Woźniaka (z PO) na budynku Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu
powieszono wielkoformatowe amerykańskie flagi, fotografie Joe Bidena i Kamali Harris oraz baner ,,Powodzenia, Panie Prezydencie Biden”. Hołd nowemu władcy oddała także polska parlamentarna ,,lewica”, pisząc na Facebooku, że teraz ,,będziemy mieć pewność, że ochrona praw człowieka, że rządy prawa i praworządność, że wolność mediów, że prawa mniejszości i prawa kobiet będą promowane przez to światowe mocarstwo”, a objęcie władzy przez Bidena ,,oznacza koniec polityki małostkowości, kompleksów, uprzedzeń i  populistycznego bełkotu”.

Nie można się dziwić gorliwości ich wszystkich, grają w końcu o wysoką stawkę. Widząc te starania, władcę Imperium może zdjąć litość i będzie on łaskaw w którymś przemówieniu pogrozić palcem rządowi PiS albo nawet dobrym słowem pogłaskać po główce liberałów z nadwiślańskiego protektoratu. Ba, może nawet mianuje przychylnego im i sympatyzującego z nimi namiestnika prowincji. To byłby zaś dla lokalnych liberałów wielki sukces i chyba jedyna obecnie szansa na zdobycie wpływu na sytuację w państwie. Bowiem o ile krajowych oponentów PiS z założenia nie słucha, o tyle przed amerykańskim prokonsulem zgina kark przy każdej okazji. Ostatnia ambasadorka dostała przez kilka lat całą masę prezentów dla koncernów ze swojego kraju, a na zakończenie misji – wysokie polskie odznaczenie.

Naprawdę bawią mnie emocje, jakie każdorazowo w naszym kraju budzą amerykańskie rywalizacje kandydata biznesowej oligarchii z innym kandydatem biznesowej oligarchii oraz nadzieje, jakie wiążą z nimi wszystkie strony polskiej sceny politycznej. Nie powiem jednak, by mnie to dziwiło – prowincjonalne elity muszą się mieć na baczności i być na bieżąco, jeśli chcą dobrze wyczuć nastroje panujące na waszyngtońskim dworze i uszczknąć dla siebie choć okruchy z cesarskiego stołu. Konieczna do tego jest również oczywiście odpowiednia czołobitność, ale w tym, jak widać, polscy liberałowie są doświadczeni jak mało kto.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski

Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…