„Weź mój ZASIŁEK – weź moją NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ” – głosił jeden z bannerów niesiony podczas wczorajszej manifestacji w Warszawie. Czy ten protest pozostanie głosem wołającego na puszczy?

Niestety, niewykluczone, że tak się właśnie może stać. Rząd Prawa i Sprawiedliwości postąpił z niepełnosprawnymi wyjątkowo perfidnie. Przy okazji zeszłorocznej okupacji w Sejmie wziął ich na przeczekanie. Protestujących izolowano, pozbawiano dostępu do ubikacji i ciepłej wody. Luminarze PiS tłumaczyli im, żeby „nie przeszkadzali” w wielkim dziele naprawy kraju, czego oni wszak również będą beneficjentami.

Ludzie, którzy zdecydowali się na desperackie kroki zarówno podczas tej, jak i w trakcie minionej kadencji parlamentu nie są aż tak łatwowierni. Są najgorzej doświadczonymi ofiarami transformacji ustrojowej. Odebrano im wszystko, co przewidziała dla nich Polska Ludowa i pozostawiono na pastwę albo samotnego losu, albo pod stałą pieczą opiekunów. „48 lat nie miałam urlopu! Niech pan sobie to wyobrazi, panie prezydencie!” – krzyczała przez megafon jedna z protestujących przez Pałacem Namiestnikowskim.

Trudno to sobie z pewnością wyobrazić, a jeszcze trudniej postawić się w sytuacji osoby, której cała codzienność upływa na walce o życie swojego podopiecznego i swoje. Lekarz, pielęgniarka, sanitariusz, kucharz, dietetyk, sprzątacz, farmaceuta, terapeuta… Opiekunowie niepełnosprawnych pełnią te wszystkie role, a nie dostaną nigdy nie tylko Oscara, ale choćby pomocy od państwa. Tego ostatniego zaczęli się domagać. Pewne rzeczy udało się już osiągnąć. Czy ta mobilizacja pomoże im odzyskać godność? Czy staną się pełnowartościowymi obywatelkami i obywatelami?

Trudno jednoznacznie zawyrokować, ale winno być jasne i oczywiste dla każdego człowieka lewicy, że powinien być razem z nimi. Tymczasem podczas wczorajszego wiecu i przemarszu spotkałem tylko Marcina Święcickiego i może dwie czy trzy osoby z nalepką Wiosny Biedronia na odzieży. Gdzie była prowadząca wszak wyborczą kampanię lewica, nie wiem. Ach, już sobie przypomniałem! Trójka razemitów pozowała przed Sejmem do fotografii na Instagramie z jakimiś plakatami wystawiającymi PiS-owi „Rachunek za prąd”. Było coś o tym, że drogo i że „uzależnienie do Rosji”.

Lewica nie usłyszała ani płaczu niepełnosprawnych dzieci przed Pałacem Prezydenckim, ani echolalii dorosłych z niepełnosprawnością. Nie usłyszała też grobowej ciszy, która towarzyszyła tej desperackiej procesji w kierunku Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Sejmu. Niepełnosprawni są sami i dobrze o tym wiedzą.

– Jesteśmy traktowani gorzej niż świnie i krowy. Dla tuczników znalazło się po 500 zł. Zwierzęta hodowlane zasługują na większą uwagę i troskę niż my – mówił jeden z protestujących.

Miał rację. Warto się pochylić nad tym problemem. Nawet nie dlatego, że jest to moralnie oburzające w najwyższym stopniu, lecz po to, by uzmysłowić sobie jak trudna jest pozycja niepełnosprawnych w tej konfrontacji, której się podjęli. Grupa ta nie ma swojego lobby. Czy to politycznego, czy jakiegokolwiek innego. Nie ma dźwigni, której mogłoby użyć i sprawić rządzącym jakąś trwałą, niedającą się ignorować dolegliwość. Tusk uległ presji sejmowej okupacji, ale Kaczyński już odrobił tę lekcję i po prostu podbił poziom znieczulicy. A niepełnosprawni nie zastrajkują, jak zrobili to nauczyciele, nie będą palili opon jak pracownicy przemysłowi, ba, nie pobiją się nawet z policją.

Właśnie dlatego rząd PiS nie kwapi się, by z ludem flirtować poprzez udzielenie jakiegokolwiek wsparcia właśnie niepełnosprawnym. Z gestów „bezinteresownych” rzucił już po 500 zł na dziecko. Resztę trzeba od tej władzy wyrwać zębami. I gdy w stół grzmotną pięścią rolnicy, to Kaczyński, z obawy o utratę głosów na wsi, wyciąga kartę kredytową i płaci: 500 zł na świnię. Ale niepełnosprawnych jest za mało, są zbyt słabi i zbyt wykluczeni, żeby trzeba było się z nimi liczyć. Organizacje pretendujące do ich reprezentacji są podzielone i mało skuteczne; najczęściej działają bardzo jednowymiarowo – w ramach swojego, wąskiego obszaru.

Mimo tych trudnych warunków „startowych” niepełnosprawni zdołali jednak zorganizować się w całym kraju i przeprowadzić niezwykle liczną jak na możliwości tej grupy manifestację. Przez centrum miasta przemaszerowało ponad 1000 osób. Niepełnosprawnych z opiekunami, pracowników socjalnych, terapeutów, nauczycieli placówek specjalnych. Widać było głównie smutek, desperację i frustrację.

– Pójdźmy pod Kancelarię Premiera, może chociaż doprosimy się, żeby nam pokazali ten projekt ustawy, z której ma wynikać to jakieś 500 zł – mówiła Iwona Hartwich, charyzmatyczna liderka ruchu protestu niepełnosprawnych.

Powątpiewanie to jest zasadne, bo PiS jest nieprzewidywalny. Niemniej, już od czasów „piątki Kaczyńskiego” wiadomo, że wyborcza woda sodowa uderzyła Prezesowi Państwa do głowy, bo rzuca kiełbasą o takim profilu bez opamiętania. Najlepszym tego dowodem były jednorazowe trzynaste emerytury i renty. Można więc przypuszczać, że projekt ustawy powstanie, a media otulające rząd stosowną propagandą wykorzystają to, by wylać na niepełnosprawnych wiadro pomyj. Zresztą, nawet jeśli nie powstanie, to te i tak to przecież uczynią. Od tego wszak są.

Przypomnijmy, Iwona Hartwich, matka niepełnosprawnego Jakuba od dawna organizowała w kujawsko-pomorskiem (pochodzi z Torunia) lokalne akcje protestacyjne nagłaśniając skandaliczne warunki życia osób opiekujących się niepełnosprawnymi. Potem stała się twarzą pamiętnej okupacji Sejmu – na przełomie marca i kwietnia 2016 r. opiekunowie dzieci niepełnosprawnych zajęli sejmowe korytarze. Okupacją wywalczyli stopniową podwyżkę świadczeń pielęgnacyjnych i zwrócili uwagę opinii publicznej na swoje położenie. Okupacja została powtórzona w 2018 r., jednak, jako się rzekło, PiS ją przeczekał.

Dziś aktywistka ta powiodła manifestację przez Warszawę. Zapowiada następne akcje.

Jest niemal pewne, że obecnych warunkach niepełnosprawni, sami, bez partnerstwa z innymi poszkodowanymi grupami, nie wygrają. Portal Strajk przeprowadził rozmowę na ten temat z Piotrem Figlem, prezesem jednej z fundacji zajmującej się rzecznictwem osób niepełnosprawnych.

– Jestem pesymistą, jeśli chodzi o możliwości mobilizacyjne. Nie mam przekonania, czy niepełnosprawni jako środowisko zdolni są wygenerować silny nacisk na rząd – stwierdza w wywiadzie Figiel. Niemniej, poddaje też pod rozwagę wiele argumentów, które mogą zwiększyć skuteczność takich protestów.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Pamiętajcie o obozach

Czas na szczerość, co w dzisiejszej Polsce raczej szkodzi, niż pomaga. Przyjechał otóż do …