„Będziemy bronić Karty Nauczyciela” deklarują polityczki i politycy parlamentarnego klubu Lewicy wspólnie ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego. To reakcja na wywiad Mirosławy Stachowiak-Różeckiej, szefowej sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, w którym posłanka PiS stwierdza, że za Kartę nie warto umierać, a nauczyciele sami powinni zrozumieć, że nie jest to ustawa dla nich korzystna.
Stachowiak-Różecka w typowym dla swojej partii stylu rzuciła również aluzję, że Karta Nauczyciela jest zła, bo stanowi dziedzictwo „komuny”.
„Wszyscy wiemy, kiedy powstał ten dokument, był to okres stanu wojennego – styczeń 1982 r. Wprowadzenie go w tym czasie miało swoje cele. A dziś Karta nauczyciela jest instrumentem, który politycy wykorzystują przy okazji kampanii wyborczych” mówiła wrocławska polityk PiS w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną. Sugerowała przemyślenie sposobu zmiany finansowania publicznej oświaty, a także stwierdziła, że w jej ocenie przedstawiona podczas strajku nauczycieli propozycja podwyższenia pensji pedagogów w zamian za wydłużenie czasu pracy była bardzo dobra.
„Jestem przekonany, że nikt po stronie rządowej nawet tej propozycji nie przemyślał. Jeśli zwiększamy pensum o te 10-20 proc., to musimy się liczyć ze zwolnieniem 20 proc. nauczycieli. Zwłaszcza, jeśli uzyski z tego tytułu wynikające miały posłużyć do sfinansowania podwyżek” komentował tę propozycję w kwietniu tego roku prezes ZNP Sławomir Broniarz w rozmowie z Portalem STRAJK.
ZNP nie pozostawia również suchej nitki na pozostałych sugestiach Stachowiak-Różeckiej. Przypomina, że aby system publicznej edukacji działał, państwo musi dawać jego pracownikom określone gwarancje. – Dzięki Karcie wszyscy otrzymują podwyżki. Karta Nauczyciela nie tylko nikomu nie szkodzi, ale wręcz przeciwnie – gwarantuje wysoką jakość nauczania, dlatego że ustawa zapewnia szkole i jej pracownikom pewną stabilizację pozwalającą im wykonywać swoje zadania niezależnie od koniunktury ekonomicznej – komentuje Związek.
ZNP akcentuje również, że Karta Nauczyciela nie jest wcale żadnym wstydliwym dziedzictwem stanu wojennego, a efektem negocjacji Związku z rządem w latach 1980-1981, a przy tym kontynuatorką wcześniejszych, także przedwojennych ustaw regulujących wykonywanie zawodu nauczyciela.
Stanowisko ZNP popiera parlamentarny klub Lewicy. Jego członkinie Daria Gosek-Popiołek, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i Anna Maria Żukowska złożyły dziś interpelację do Ministerstwa Edukacji Narodowej, w której zapytują, czy likwidacja lub korekta Karty Nauczyciela jest naprawdę rozważana, co miałoby w niej zostać zmienione i kiedy zaczęłyby się prace w tym zakresie. Na konferencji prasowej Gosek-Popiołek alarmowała również, że likwidacja Karty może zachęcić samorządy do „pozbywania się problemu” i prywatyzowania szkół poprzez przekazywanie ich stowarzyszeniom. Dziemianowicz-Bąk podkreślała natomiast, że Karta odgrywa ważną rolę jako instrument przeciwdziałający pogłębianiu się nierówności i przypomniała, że nauczyciele już masowo odchodzą z zawodu.
18 grudnia z inicjatywy ZNP ma odbyć się spotkanie między delegacją związku i szefową sejmowej komisji edukacji. Związkowcy pójdą na nie z poważnymi obawami. – Gdyby tego typu opinie wyrażała osoba, która jest spoza naszej branży, to można byłoby ją jeszcze zrozumieć, bo taka osoba może przecież nie znać pragmatyki nauczycielskiej. Ale jeśli mówi to nauczycielka i przewodnicząca sejmowej komisji edukacji, to jest to dowód na to, że nie będziemy mieć w niej sojusznika jeśli chodzi o nasze nauczycielskie sprawy – powiedział Głosowi Nauczycielskiemu Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP.
Na początek dewastacja systemu oświaty
uderzająca w ucznia,teraz czas na nauczyciela.Szykują się głębokie zmiany pragmatyki zawodowej- wszystko dla naszego dobra.Nie wiem czy dziękować,czy „podziękować”?— Krzysztof Baszczyńsk (@KBaszczynsk) 11 grudnia 2019
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Jestem za całkowitą likwidacją KN. Nauczyciele powinni pracować tak jak i inni przez 40 godzin tygodniowo, czyli na od 8 do 16. W tym czasie powinni mieć możliwość nie tylko pracy przy tablicy, czyli wypracowania tych mityczmych 18 godzin, ale i przygotowywania lekcji, sprawdzania prac kontrolnych, prowadzenia spotkań z rodzicami, uczestniczenia w szkoleniach zawodowych oraz radach pedagogicznych. Zwyczajowa urzędnicza praca od 8 do 16. W zakładzie pracy, czyli w szkole. Gabinet, zapewnienie materiałów oraz innego zaplecza (Internet, ksero itp.) leżeć powinno oczywiście w gestii pracodawcy.
Oczywiście miernoty w tej profesji to poważny problem, niestety także „edukacyjni artysci” przy obecnym stanie i warunkach pracy w szkole uciekają z niej przy każdej możliwej okazji.
Do związków należy niemal każdy karciany nauczyciel, więc gdyby naprawdę im zależało na pracy w godz. 8-16, to coś takiego już dawno temu zostałoby wprowadzone. No, ale wtedy od razu wyszłoby na jaw, że średnio prawie połowa rejestrowanego czasu pracy, którego boją się jak diabeł święconej wody, to zwyczajne nicnierobienie i, co gorsza, już bardzo trudno brać więcej niż 1 etat.
„Karta Nauczyciela (…) gwarantuje wysoką jakość nauczania” LITOŚCI!!!! wysoką jakość nauczania?? Można zachwalać Kartę, bo ma dla nauczycieli sporo plusów, ale nie można pisać bredni.
Tonący brzytwy się chwyta.
Lewica obroną jednej z najbardziej uprzywilejowanych grup zawodowych kopie pod sobą dołek, chociaż skrajnie uległy PiS tańczy, jak mu budżetówka zagra. Jeśli nie zostaną wprowadzone jawne i transparentne konkursy w miejsce pełnej uznaniowości dyra, ewaluacja pracy i zwiększenie pensum przynajmniej do średniego europejskiego wymiaru, to tego typu roszczeniowe zabiegi będą wzbudzać jedynie zażenowanie podatników. Przydałby się ktoś z jajami, kto miałby odwagę zlikwidować olbrzymi przerost zatrudnienia w oświacie.
Bredzisz.
Następny bredzisław…
Najpierw to zapewnijcie mądrale nauczycielom TAKIE SAME WARUNKI PRACY jak we Francji, Niemczech, Anglii, w tym płacę na podobnym poziomie (aby dorównać nauczycielowi liceum w Londynie polski belfer musiałby na rączkę dostawać circa 20 000 zyli.
W zakładzie pracy nie może być konkursów na podrzędne stanowiska, a takim jest fucha szeregowego belfra w szkole.
Podstawową kwestią powinna być zmiana zapisów ustawy Karta Nauczyciela w taki sposób, aby nie likwidując ochrony przed zakusami politycznie poprawnych do dyscyplinowania kadry strachem, pozwolić dyrektorom na bezproblemowe pozbywanie się ludzi nieudolnych dydaktycznie (nie każdy potrafi w zrozumiały sposób przekazać swoją wiedzę) a zarobki muszą odzwierciedlać przynajmniej średni poziom kadry inżynieryjnej przemysłu. Dziś są przeciętnie dwukrotnie niższe.
Dopiero wówczas zawód nauczyciela stanie się atrakcyjny, i będzie się o co bić. Dziś jest to ,,wybór ostatniej szansy” dla tych którzy nie poradzili sobie w korpo czy przemyśle.
@Tolek:
„Bredzisz”
Cóż za merytoryczna odpowiedź XD
@Skorpion13:
„Najpierw to zapewnijcie mądrale nauczycielom TAKIE SAME WARUNKI PRACY jak we Francji, Niemczech, Anglii, w tym płacę na podobnym poziomie”
We Francji przeciętny nauczyciel spędza przy tablicy 24 godz. zegarowe w tygodniu, w Niemczech 26, a w Polsce rekordowo małe w skali świata (!) 14, co mówi samo za siebie. Angielska prywata z powszechnymi bonami oświatowymi także nie jest bliżej karcianych standardów.
Natomiast mówiąc o płacach nie zapominajmy o najważniejszym. Po pierwsze, wynagrodzenia porównuje się siłą nabywczą, a nie gołymi liczbami i, co szczególnie istotne, w polskich realiach warto wziąć pod uwagę stawkę godzinową, która dla karcianych nauczycieli jest relatywnie wysoka.
Po drugie, w każdym rozwiniętym kraju średnia pensja nauczyciela jest niższa od średniej dla osób z wyższym wykształceniem, bo taka praca jest nieproduktywna. Analogicznie – prezes rady ministrów zarabia mniej od prezesa zarządu spółki giełdowej, dochody ministra sprawiedliwości nie dorównują prawnikowi korporacji itp.
„W zakładzie pracy nie może być konkursów na podrzędne stanowiska, a takim jest fucha szeregowego belfra w szkole.”
Gdyby szkoły były w 100% prywatne, wtedy byłoby to OK. Dopóki pozostają na garnuszku podatników, dopóty powinny wydawać ich pieniądze w sposób jawny i racjonalny. Tymczasem brak ściśle określonych wymagań i wolna ręka dyrektora sprawiają, że nauczanie powierza się niekompentnym po śmiesznych podyplomówkach w miejsce kierunkowych magistrów… Ponadto zachodzi tu patola podobna do szpitalnej – po co zatrudnić młodego magistra „z ulicy”, jeśli ziomek dyra może zrobić N podyplomówek i uczyć N dodatkowych przedmiotów..? Przy pełnym etacie 18 h/tyg. jest to często praktykowane.
„pozwolić dyrektorom na bezproblemowe pozbywanie się ludzi nieudolnych dydaktycznie (nie każdy potrafi w zrozumiały sposób przekazać swoją wiedzę)”
Pełna zgoda.
„a zarobki muszą odzwierciedlać przynajmniej średni poziom kadry inżynieryjnej przemysłu. Dziś są przeciętnie dwukrotnie niższe.”
Z doświadczenia w zawodzie konstruktora powiem, że nie będąc kierownikiem/dyrektorem, naprawdę bardzo trudno dojść do >7k brutto na pełnym etacie na uop (i to w większych firmach!), chociaż stanowisko to jest produktywne i wymaga wysokich kwalifikacji, a nie śmiesznej podyplomówki. Dla porównania – sufit nauczyciela to 6,3k brutto za 18, a nie 40, godzin w tygodniu. Więc czyja stawka jest 2-krotnie niższa? :)
„Dziś jest to ,,wybór ostatniej szansy” dla tych którzy nie poradzili sobie w korpo czy przemyśle.”
Wielu zdolnych i ambitnych chciałoby pracować w szkołach, ale nie mogą, jeśli o zatrudnieniu decydują znajomości. Zresztą niektóre placówki nawet nie kryją się z tym i wstawiają ogłoszenia np. z dwudniowym terminem składania dokumentów XD
Broniarz – jak zwykle bredzi jak potłuczony.
To co ,,ratuje” karta nauczyciela to są nieudolni do bólu, a skłonni do zachowań korupcyjnych belfrzy! Ustawa, która miała w założeniach zabezpieczać nauczycieli przed groźbą politycznych czystek – dziś ratuje tych, którzy nie wykazują się żadnymi umiejętnościami dydaktycznymi, a wywalić ich – nie sposób.
W niedawnej rozmowie na taki temat jeden z dyrektorów liceów z którym plotkowałem odpowiedział mi ,,Wiesz Maciek, aby pozbyć się tego (tu bluzg+nazwisko) musiałbym chyba dysponować nagraniem jak gwałci uczennicę w kiblu a do tego zeznaniami przynajmniej 5 świadków! – A i w takim przypadku nie wiem, czy sąd po odbyciu przezeń kary do pracy by go nie przywrócił. To taka durna ustawa, która pozwala pracownika zatrudnić, a jak już dochrapie się na drodze awansu mianowania… to mogę mu napluć na buty (pod warunkiem że mnie nie oskarży, bo wtedy organ prowadzący szurnie mnie ze stanowiska bez pytania!)
Proponuję Strajkowi dobrze poczytać Ustawę KN, i dopiero po starannym zapoznaniu się z orzecznictwem SP wobec nauczycieli sformułować wypowiedź.
Odnoszę wrażenie, że po przebrnięciu przez kilka ton akt punkt widzenia Małgosi Kulbaczewskiej-Figat radykalnie by się zmienił.
Eeee, Szanowny Kolega raczy przejaskrawiać problem. Należy powołać do życia Izby nauczycielskie, które wzorem izb prawniczych, lekarskich czy inżynierskich rozwiążą ten problem i oczyszczą to srodowisko ze śmiecia. A i nowe stanowiska urzędnicze powstaną.
Musze na najbliższym spotkaniu dyrektorom szkół to podrzucić.
Myślę że pośmieją się z tego szaleństwa co najmniej kwadrans.
Izby Nauczycielskie powiadasz? Czyli kolejna nadzwyczajna kasta ma być?
Czemu jakoś nikt nie woła o Izbę Hydraulików a przynajmniej Izbę Kierowców rozliczającą we własnym gronie przekroczenie prędkości i jazdę na czerwonym.