Pracownicy Straży Miejskiej z Katowic mają dosyć przepracowania i niskich pensji. Uważają, że ich profesja jest zaniedbana przez miasto. Domagają się normalizacji sytuacji – zatrudnienia dodatkowych pracowników i podniesienia płac. Jeśli miasto nie zagwarantuje tego przed końcem roku, nie będą strzec porządku w Sylwestra.
W stolicy województwa śląskiego do protestu szykuje się „Solidarność” zrzeszająca strażników miejskich. Jest to kolejne napięcie wynikające z pogarszającej się sytuacji budżetowej polskich miast – efekt wprowadzenia w 2019 roku zerowego PIT dla osób do 26. roku życia, obniżenia stawki PIT z 18 do 17 proc. oraz podniesienia kosztów uzyskania przychodu. zerowy PIT dla osób do 26. roku życia, obniżenie stawki PIT z 18 do 17 proc. oraz podniesienie kosztów uzyskania przychodu. W 2020 roku według Związku Miast Polskich metropolię stracą z tego powodu około 6 miliardów złotych.
W tej sytuacji bezpośrednimi adresatami gniewu społecznego nie są rządowi decydenci, a samorządowcy, którzy mają problem z domknięciem budżetu, a większość grup upominających się o podwyżki jest odprawiana przez nich z kwitkiem.
Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja strażników z Katowic jest nie do pozazdroszczenia. Ich zdaniem jednostka ma ogromne braki kadrowe, które uniemożliwiają im efektywne wykonywanie służby, co odbija się również na mieszkańcach, którzy nie są zadowoleni z działań strażników.
– Za fatalną sytuację odpowiada przede wszystkim zbyt mała ilość etatów w stosunku do ilości obowiązków i interwencji. Nadmieńmy, że na dzień dzisiejszy jest 21 wolnych etatów, do pracy na które nie ma zbyt wielu chętnych a nowo przyjęci pracownicy szybko odchodzą do innych służb mundurowych, gdzie zarobki i inne przywileje są o wiele korzystniejsze – czytamy w piśmie „S”.
W największym mieście województwa liczącym prawie 280 tys. mieszkańców pracuje jedynie 110 strażników. Czy to mało? Dramatycznie – jeden strażnik przypada na 4645 mieszkańców. Ta liczba jest na co dzień zdecydowanie większa, ponieważ trzeba do niej dodać wszystkich przyjezdnych, którzy w Katowicach pracują lub przyjeżdżają tutaj na zakupy czy imprezy. Strażnicy Miejscy od początku roku do 19 grudnia wzięli udział w około 42 tysiącach interwencji. Średnio otrzymują 117 zgłoszeń każdego dnia. Nigdy nie wyrabiają się z obowiązkami. To męczące psychicznie.
Efektem jest sytuacja w której na wezwanie zjawiają się po kilkunastu godzinach. – Na pierwszym miejscu stawiamy interwencje, przy których występuje jakiekolwiek zagrożenie życia lub zdrowia. Do tego dochodzą interwencje związane z ruchem drogowym, ochroną środowiska i gospodarowaniem odpadami czy czynnościami porządkowymi – wyjaśnia Jacek Pytel z „Solidarności”.
– Panie Prezydencie, Pana bierność zmusza nas do podjęcia działań protestacyjnych – apelują w liście protestacyjnym.
Ale to nie wszystko. Jeśli nie dostaną gwarancji podwyżek i wzrostu zatrudnienia do końca miesiąca, w Sylwestra nie przyjdą do pracy – wezmą urlop na żądanie, L4 lub pójdą oddać krew. Tym samym nie wezmą udziału w zabezpieczaniu Sylwestrowej Mocy Przebojów, organizowanej na Stadionie Śląskim. Nie wyjadą też do tysięcy interwencji, które mieszkańcy zgłaszają tego dnia.
Czego oczekują? Podwyżki o 1000 zł brutto, dodatków za pracę w dni wolne i święta, a także dodatku dla kierowców, którzy pracują w SM. – Jedynie to zachęci nowych ludzi do pracy, a obecnych pracowników zmobilizuje do pozostania w naszych szeregach – podkreślają. Obecnie zarabiają zaledwie 3050 złotych brutto.
Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej
Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…
Niech strajkują! normalny człowiek nie odczuje różnicy, co najwyżej ulgę. Straże Miejskie to najbardziej obibocka służba, do niczego nie jest przydatna, ale ma wielkie mniemanie o sobie. Jak dla mnie mogliby strajkować okrągły rok, to by tylko obnażyło jak bardzo są zbędni. Do likwidacji.
Słuszna uwaga. Istnieją samorządy, w których SM/SG została zlikwidowana w drodze referendum i nie ponoszą z tego tytułu żadnych strat. Natomiast nie dziwi mnie motyw strajku. W tym kraju pieniądze biorą się nie z pracy, lecz narzekania, więc element uprzywilejowany podąża sprawdzoną ścieżką, która ze względu na wyłudzanie chorobowego w normalnym państwa skończyłaby się wydaleniem w trybie natychmiastowym.
Przecież wystarczy egzekwować przepisy w centrum, aby na mandatach, w jeden dzień, strażnik zarobił na pensję równą średniej krajowej. Ale zamiast tego, dwóch strażników siedzi nocą na rynku i pilnuję bud z piernikami i kiełbasą za milion złotych monet. Takich to mamy samorządowców w Katowicach.