Światowa konferencja w szkockim Glasgow, która z początku była szczytem politycznym z udziałem szefów państw, wchodzi właśnie w swą ostatnią fazę: jej brytyjska prezydencja przedstawiła poprawiony komunikat końcowy, w którym pierwszy raz znajduje się odniesienie do paliw kopalnych, szczególnie węgla. Ten papierowy przełom nie ma jednak znaczenia praktycznego – rynek węgla ma przed sobą świetlaną przyszłość.

 

Manifestacja młodzieży na rzecz ochrony klimatu w Glasgow. twitter

Konferencja, od początku krytykowana za „udawanie” przejęcia się globalnym ociepleniem, które, według większości naukowców, jest skutkiem ludzkiej działalności, dobiega końca w atmosferze gorączkowych negocjacji na temat treści komunikatu końcowego. Brytyjczycy zaproponowali, by pierwszy raz w historii tych spotkań znalazło się w nim zobowiązanie do redukcji spalania paliw kopalnych i przede wszystkim węgla, gdyż to one są głównym powodem ocieplenia. Po długich rozmowach przyjęto kompromis: w dokumencie końcowym jest takie zobowiązanie, lecz dodano doń zdanie podrzędne: „z uwzględnieniem szczególnych uwarunkowań narodowych”, co znaczy po prostu, że to zobowiązanie nie będzie zobowiązaniem.

Ów kompromis ma swoją przyczynę w zignorowaniu próby zahamowania wydobycia i spalania węgla przez wielkie mocarstwa, jak USA, czy Chiny. Na blisko 200 krajów świata tylko 40 obiecało robić coś w tym kierunku, czy nawet całkiem „wyjść” kiedyś z pozyskiwania energii z węgla. Przykładem może być opór Australii, wielkiego producenta tego paliwa: „Powiedzieliśmy bardzo jasno, że nie zamkniemy naszych kopalni, ani elektrowni węglowych” – mówił australijski minister ds. surowców Keith Pitt. Na konferencji robił zresztą dużą reklamę australijskiego węgla jako „najlepszego na świecie”: „Będziemy więc obecni na rynku węglowym w przyszłych dziesięcioleciach i będziemy go sprzedawać każdemu, kto zechce kupować.”

Poza tym, w dokumencie znajdzie się ponowne wezwanie krajów bogatych do dotrzymania nigdy nie dotrzymanej obietnicy przekazywania krajom tzw. Trzeciego Świata, które w zasadzie nie zanieczyszczają planety, ale cierpią skutki zmian klimatycznych, 100 miliardów dolarów rocznie. By to skorygować, kraje bogate postanowiły, że przejmą 75 proc. tej sumy, by wypłacać ją sobie, na koszty technologicznego przystosowania się do przyszłej redukcji wykorzystania paliw kopalnych. Krajom biednym, stanowiącym większość, zostanie więc 25 miliardów dolarów starych obietnic. Eksperci ONZ uważają, że „góra urodziła mysz”, gdyż globalnie perspektywy działania przeciw ociepleniu wręcz pogorszą się, zamiast polepszyć. Podobne stanowisko zajmują międzynarodowe organizacje ochrony środowiska.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…