Moratorium na odstrzał łosi wprowadzono w 2001 roku. Teraz Ministerstwo Środowiska uznało, że jest ich za dużo. Obrońcy zwierząt nie zgadzają się na ich odstrzał.
Łoś jest pod ochroną i nie wolno do niego strzelać nie bez przyczyny. Przyczyna jest następująca:
„Dotychczasowe metody gospodarowania łosiem, które stosowano w Polsce w ostatnim dwudziestoleciu XX wieku okazały się błędne i były poważnym zagrożeniem dla jego egzystencji. O ile w przypadku jelenia i sarny wysokie pozyskanie w latach 80. i 90. XX wieku doprowadziło do zmniejszenia pogłowia, to liczebność populacji łosia została niestety zredukowana o ponad 75 proc. stanu i gatunkowi groziło w naszym kraju wyginięcie”.
To fragment „Strategii ochrony i gospodarowania populacją łosia w Polsce” z 2011 roku. Wiceminister środowiska Andrzej Konieczny uważa, że łosie nie tylko zjadają Lasom Państwowym roślinność, ale również bezczelnie wychodzą na drogi, które człowiek przeciągnął przez las i powodują wypadki. Istni ekoterroryści. To nie pierwsza próba przywrócenia odstrzału łosi. Nie dalej jak za rządów PO-PSL ministerstwo chciało znieść moratorium, jednak po konsultacjach wycofało się z tego pomysłu. Ale resort Szyszki się tego nie boi.
– W tej chwili mamy sytuację taką, że giną ludzie, niszczone jest mienie i uważam, że władze publiczne powinny podjąć działanie w tym kierunku – oznajmił Konieczny. Dodał, że również planuje konsultacje, ale ministerstwo samodzielnie podejmie wszelkie decyzje.
Czy łosi rzeczywiście jest za dużo? Wiceminister twierdzi, że mamy ich już około 30 tysięcy – dlatego trzeba do nich strzelać, podobnie jak do dzików, które rozsierdzają głównie rolników. Łosi nie można łatwo policzyć ze względu na migracje (łosie w ciągu roku „spacerują” nawet poza granice Polski). Część populacji znad Biebrzy badali za pomocą GPS rok temu naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Ustalili, że stosunkowo wiele zwierząt pada w ciągu roku, zalecali daleko idącą ostrożność w przypadku decyzji o wznowieniu odstrzałów.
Andrzej Konieczny powołał się na statystyki policyjne – mówił, że „w latach 2010-2015 doszło w Polsce do 115 tys. kolizji, czyli zderzeń aut ze zwierzętami oraz 1,1 tys. wypadków, z czego 49 ze skutkiem śmiertelnym”. To jednak dane o wypadkach z udziałem wszystkich dzikich zwierząt. Żadne statystyki nie mówią jednak wyłącznie o łosiach jako sprawcach, ministerstwo jednak przywołało statystyki tylko w ich kontekście.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Tendencyjny tekst.
Charakterystycznym dla takich prymitywnych działań propagandowych jest odwoływanie się do uczuć i całkowity brak opinii specjalistów (poza – rzecz jasna – jakimś naukowym bon motem, który akurat pasuje pod tezę.
Lepiej 30 tysięcy łosi niż 30 tysięcy szyszków