,,To jest miś na miarę naszych możliwości” – chciałoby się rzec po dzisiejszej zapowiedzi premiera. Mateusz Morawiecki obiecał, że rząd sfinansuje zakup masztów i flag dla każdej z gmin w Polsce, której mieszkańcy dołączą do akcji ,,Pod biało – czerwoną”.

Niedawno od jednego z wyborców partii rządzącej usłyszałem, że jako dziennikarz zajmuję się jedynie bezrefleksyjnym szkalowaniem rządu i nawet nie próbuję dostrzec tego, co władze robią dobrego. Wziąłem sobie te słowa głęboko do serca i z zapałem zacząłem w ostatnich dniach szukać sukcesów władz. Spojrzałem na walkę z wirusem, ale tam tylko rekordy zachorowań i totalne nieprzygotowanie do nadchodzącego roku szkolnego. Pomyślałem o kwestii rynku pracy i praw pracowniczych, ale tam tylko zamrożenie płac w budżetówce i służalczość wobec biznesu. W końcu popatrzyłem na politykę zagraniczną, jednak tu też dostrzegłem tylko chaos i brak jakiegokolwiek dalekowzrocznego planu. Byłem już naprawdę na skraju załamania, a mojej ambitnej misji groziło totalne niepowodzenie. Wtedy jednak, w najbardziej nieoczekiwanym momencie, pojawił się on, cały na biało-… czerwono! (przynajmniej w znaczeniu duchowym).

Tak, to premier Mateusz Morawiecki we własnej osobie zjawił się w Tychach i w stylu godnym superbohatera z amerykańskiego komiksu uratował mnie przed duchową porażką. Z werwą i troskliwością dobrego gospodarza zapowiedział, że jego rząd zainicjuje akcję, w ramach której każda gmina, która złoży petycję, dostanie pieniądze na zakup masztu i flagi. Program będzie nosił nazwę ,,Pod biało – czerwoną” (sprytnie, ma to chyba robić od razu za sugestię, jaką flagę należy kupić z tych pieniędzy). Sam pomysłodawca – dobrodziej tak wyjaśniał cele kampanii: ,,Niech maszty z biało-czerwoną rozsiane w całym kraju pokażą nasze przywiązanie do Polski, którą mamy nie tylko w sercu, ale chcemy się nią podzielić budując wspólnotę Rzeczypospolitej”. Domyślam się, że gdy mówił te pięknie i wzruszające słowa, nawet największych Targowiczan i antypolaków  zahipnotyzowała mistyczna wizja tysięcy masztów prowadzących okręt naszej Ojczyzny w rejsie ku świetlanej przyszłości… Z nimi żaden kryzys nam nie straszny.

Mamy to! Jest upragniony sukces! – nie potrafiłem pohamować radości. Łezka pociekła mi po policzku na myśl, że po bezsennych nocach poszukiwań będę mógł dzisiaj wreszcie spokojnie zasnąć. I to licząc nie jakieś tam owce, ale potężne polskie maszty z dumnie powiewającymi biało – czerwonymi flagami.

W ogóle, gdy myśli się o tym, co rząd PiS funduje nam na obchody kolejnych jubileuszy, przychodzą na myśl słowa „Siary” Siarzewskiego z ,,Kliera” – ,,Mają rozmach sku*wysyny”. Na stulecie niepodległości było 100 tandetnych ławek za 4 mln zł, na 1050 – lecie państwa polskiego defilada z idącymi piechotą husarzami, a na stulecie bitwy warszawskiej – ,,widowisko”, którego nawet prawicowi komentarzy nie zawahali się określić mianem ,,żałosnego połączenia rekonstrukcji historycznej, szkolnej akademii i kiczowatej scenografii”. Teraz do kompletu, docelowo na 101 rocznicę odzyskania niepodległości, dostaniemy maszty. Dużo masztów. Szczerze powiem, składa się to w pewną całość i jestem w stanie dostrzec w tym wizję. To po prostu kolejne etapy narodowej gry w ,,wisielca”: po obejrzeniu najpierw defilady, a potem ,,widowiska” ze Stadionu Narodowego, nie pozostaje nic innego jak tylko  wejść na ławkę niepodległości celem powieszenia się na narodowym maszcie.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Jak globalizacja i neoliberalizm zabijają demokrację

Sykofant to zawodowy donosiciel w starożytnych Atenach. Często hipokryta i kłamca. Termin …