Anna Zalewska, której dymisji domagało się wczoraj przed budynkiem MEN pięć tysięcy pracownic i pracowników oświaty, zareagowała na ich protest. A konkretnie powtórzyła nierzetelne wyliczenia średniej nauczycielskiej pensji.
Minister edukacji narodowej była wczoraj w Izbicy i tam spotkała się z dziennikarzami, którzy pytali ją m.in. o przeprowadzoną w samo południe demonstrację Związku Nauczycielstwa Polskiego przed siedzibą resortu. Anna Zalewska nie widziała powodu, dla którego powinna podać się do dymisji, czego zgodnie domagali się pracownicy i pracownice oświaty. Minister oznajmiła, że wezwania do jej odejścia są nieuprawnione, gdyż motywuje się je „nieprawdziwymi przesłankami”. Przede wszystkim w kwestii podwyżek dla nauczycieli Zalewska nie miała sobie nic do zarzucenia. Stwierdziła, że nie jest prawdą, jakoby podwyżki nie były wypłacane, a także zapewniała, że wzrost wynagrodzeń o tysiąc złotych, jaki postuluje ZNP, już ma miejsce.
– Od 1 kwietnia rozpoczynają się podwyżki, które w ciągu roku i dziewięciu miesięcy będą wynosić 15,8 proc., co daje owe postulowane tysiąc zł – skonstatowała minister. Tyle tylko, że Związek Nauczycielstwa Polskiego domaga się podwyżki o tysiąc złotych od razu, zwracając uwagę, że na tle innych grup zawodowych, gdzie niezbędne jest wykształcenie wyższe i permanentne dalsze doskonalenie się płace nauczycieli wypadają bardzo nisko. Na razie zaś podwyżka mieści się w granicach od 93 do 168 zł brutto, a pieniądze te MEN częściowo zaoszczędził na samych pracownikach oświaty, wydłużając ścieżkę awansu zawodowego i kasując niektóre dodatki przysługujące wybranym grupom nauczycieli.
Zalewska powtórzyła również, że statystyczne średnie wynagrodzenie brutto nauczyciela dyplomowanego przekracza 5 tys. złotych, po zliczeniu wynagrodzenia podstawowego i 16 dodatków. Tymczasem, jak dowiedli na wczorajszej demonstracji związkowcy, to propaganda, bo żaden pracownik oświaty nie ma szans otrzymywać wszystkich dodatków równocześnie, a niektóre, jak nagrodę jubileuszową, z definicji otrzymuje się w wyjątkowych wypadkach… O płacach nauczycieli, którzy nie są jeszcze na najwyższym stopniu awansu zawodowego, minister nie powiedziała nic.
Minister roztaczała za to przed dziennikarzami wizję wyposażania szkół w nowoczesne pomoce naukowe i kierowania pieniędzy na szkolenia dla nauczycieli. Przypominała również o najnowszym socjalnym projekcie PiS – wyprawce o wartości 300 zł dla każdego uczącego się dziecka.
Nauczyciele, którzy brali udział we wczorajszej demonstracji, nie kryją oburzenia. Anna Zając, jedna z przemawiających wczoraj młodych pracowników oświaty, umieściła w internecie zdjęcie swojego paska z wypłatą – oczywiście znacznie niższą niż średnie wynagrodzenie, jakie powinna dostawać według „mediów narodowych” i MEN.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Zaraz, zaraz, zanim zaczniemy płakać nad nauczycielami, pamiętajmy że nauczyciele:
– mają 3 miesiące płatnego urlopu
– 18 godzin pensum tygodniowo
– ewentualny roczny urlop dla poratowania zdrowia…
Jaka grupa zawodowa ma podobne przywileje? I czy za mniej więcej trzy godziny dziennie nie dostaje całkiem solidnej pensji?
Idiota
Zapomniał wół jak cielęciem był