Nauczyciele, którzy przyszli dziś pod gmach Ministerstwa Edukacji Narodowej, byli autentycznie wściekli. Przypominali o chaosie, jaki wprowadziła wprowadzana pośpiesznie pseudoreforma oświaty, mówili o degradacji swojego zawodu, uświadamiali, jak państwowe media manipulują informacjami o ich zarobkach. Nikt z resortu nie miał odwagi, by wyjść i się z nimi spotkać.

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Na flagach i transparentach nazwy miast, mniejszych i większych – Gdynia, Zabrze, Toruń, Iłża, Chełm, Wałcz, Białystok, Łódź… cały kraj. Na ustach – złość i niezgoda na obecną sytuację. „Mamy dość!” – krzyczało pod MEN w samo południe około pięciu tysięcy nauczycielek i nauczycieli (przeważały, z racji feminizacji zawodu, kobiety), a także rodziców, studentów i aktywistów. Zgromadził ich Związek Nauczycielstwa Polskiego. Jak wyjaśnił pod koniec protestu jego przewodniczący Sławomir Broniarz, druga wielka centrala związkowa mająca struktury w szkołach, „Solidarność”, nie była zainteresowana wspólnym upomnieniem się o godność pracowników oświaty.

Właśnie o godne traktowanie i poszanowanie pracy w oświacie chodziło na tej demonstracji co najmniej tak samo, jak o prawdziwą podwyżkę – według ZNP nauczyciele zasłużyli na 1000 zł więcej, nie na symboliczne kwoty, jakie jest gotowe dać ministerstwo i rząd. Domagano się również dymisji Anny Zalewskiej za „całokształt osiągnięć”, od chybionej i fatalnie przeprowadzonej reformy ustroju szkolnego, poprzez arogancję i pozorowanie dialogu, po zwykłe oszukiwanie strony społecznej.

Pracujesz z pasją? I co z tego?

Upominanie się o godność nie jest w kontekście pracowników polskiej oświaty pustym sloganem – żywym dowodem na to byli młodzi nauczyciele, którzy przemówili ze sceny. Warszawianka Anna Zając uzmysławiała, że zarobki młodych pedagogów są tak niskie, że nie są oni w stanie utrzymać rodziny – a przecież chodzi o osoby z wyższym wykształceniem, nieustannie się doskonalące, często prawdziwych pasjonatów swojej pracy. Pytała, w jakim innym zawodzie trzeba pracować piętnaście lat, by doczekać się awansu i kilkusetzłotowego podniesienia płacy. Uświadamiała, że MEN, wydłużając ścieżkę awansu zawodowego, oszczędził znaczną sumę i w ten sposób nawet ostatnie, symboliczne wręcz podwyżki, zostały w istocie rzeczy sfinansowane kosztem samych nauczycieli.

– Moja znajoma pracuje w pięciu szkołach, żeby uzbierać etat, wart dwa tysiące złotych. Wcale nie zarabia więcej przez pracę w kilku miejscach. Nie chcemy prowadzić obwoźnych usług edukacyjnych! – takim doświadczeniem podzielił się Marcin Domin, historyk z Nowego Targu. A reprezentantka nauczycieli przedszkolnych wskazała, że pedagogom takim jak ona, odpowiedzialnym za najwcześniejszy etap edukacji, wpajanie najmłodszym dzieciom podstawowych wartości i kształcącym kluczowe umiejętności MEN właśnie odbiera dodatek za wychowawstwo.

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Pięć tysięcy na pasku… w TVP

Owacjami nagrodzono przemówienie Sławomira Broniarza, który mówił o tym, że podwyżka, jaką ostatecznie dostali nauczyciele, jest stanowczo zbyt niska, a także wystąpienia przedstawicieli ZNP prezentujących, jak bardzo prawdziwe zarobki w oświacie różnią się od danych podawanych w mediach. Podkreślano: kwoty „przeciętnych wynagrodzeń”, jakimi szafuje np. telewizja państwowa, oparte są na wyliczeniach łączących wszystkie możliwe dodatki, podczas gdy żaden nauczyciel nie otrzymuje ich równocześnie.

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Entuzjastycznie przyjęto również wystąpienie Urszuli Woźniak, kierującej ZNP na warszawskim Mokotowie. Przypomniała ona, jakie sumy pochłonęły zadysponowane przez minister Zalewską zakupy na potrzeby gmachu MEN, w tym nabycie mebli w stylu przedwojennym. – Za te pieniądze można byłoby opłacić dwa etaty nauczycielskie w szkołach przez cały rok! – powiedziała związkowczyni. Woźniak odniosła się także do zapewnień Jarosława Kaczyńskiego o pełnym budżecie i możliwych dalszych wydatkach socjalnych i zauważyła, że w związku z tym wdrożenie „Programu Nauczyciel 1000+”, czyli prawdziwa podwyżka, nie powinien stanowić problemu.

Pani minister, już dość pani zepsuła

Zgromadzeni nie mieli wątpliwości: Anna Zalewska musi odejść! Grzegorz Babicki, nauczyciel przyrody i geografii w Konstancinie zademonstrował nawet tekturową rakietę, którą autorka deformy oświaty powinna zostać posłana w kosmos. – Przekraczając atmosferę, przeżyłaby taki sam stres jak my, pracując według nowych, niedopracowanych podstaw programowych! – oznajmił. – Zostanie pani zapamiętana jako minister, która zniszczyła polską edukację – zwróciła się do Anny Zalewskiej Iga Kazimierczyk, kierująca fundacją Przestrzeń dla edukacji. W imieniu rodziców wyraziła ona solidarność z walką nauczycieli o godne traktowanie.

Apele o solidarność i wspólne działanie pracowników oświaty padały wielokrotnie. Do tego, by nie poddawać się i działać razem wzywał wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela, jeden z samorządowców, którzy przyjechali do Warszawy, by poprzeć nauczycieli – a także przypomnieć, że MEN zrzuciło odpowiedzialność za podwyżki dla pracowników oświaty na samorządy. Wskazywał, że tylko konsekwentne demonstrowanie sprzeciwu sprawi, że nauczyciele w końcu będą traktowani z szacunkiem i otrzymywali pensje adekwatne do swoich kompetencji, kwalifikacji i ambicji. Z podobnym przesłaniem wystąpili przewodniczący OPZZ Jan Guz i wiceprzewodniczący centrali Andrzej Radzikowski.

Mocnym akcentem było wystąpienie aktywistki Łódzkich Dziewuch Dziewuchom, pracującej na co dzień w szkole. Kobieta pokazała swoją umowę o pracę (z prawdziwym wynagrodzeniem, a nie takim, o jakim słyszymy w TVP) i oznajmiła, że popiera postulaty ZNP, bo nie chce, by za półtora roku jej córka poszła do szkoły, gdzie spotka marnie wynagradzanych, przepracowanych pedagogów. Podkreśliła także, że walka o prawa kobiet, w którą jest zaangażowana jako Dziewucha, ściśle łączy się z upominaniem się o prawa pracownicze.

Gotową propozycję działania miał Janusz Błażejewicz, pracujący w szkole podstawowej nr 2 w Chełmnie (woj. kujawsko-pomorskie) lider inicjatywy Degradowany nauczyciel. Zaapelował on do zebranych o wysyłanie do posłów, premiera oraz prezydenta listu protestacyjnego wskazującego największe bolączki tej grupy zawodowej, m.in. żenująco niskie zarobki, odebranie wcześniejszych emerytur, nieustanne zmienianie procedur i programów czy mnożenie czysto biurokratycznych wymogów. Wzór listu dostępny jest na Facebookowej stronie inicjatywy.

Nie szanują nas, musimy coś z tym zrobić

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Zebrani żywiołowo reagowali na przemówienia. Nie mieli wątpliwości, że to, co słyszą ze sceny, odpowiada ich doświadczeniu, ich bolączkom. – Ja, jako nauczyciel mianowany, zarabiam jeszcze mniej, niż według tych związkowych wyliczeń! – powiedziała Strajkowi.eu demonstrantka, która przyjechała z województwa pomorskiego. – Podwyżka? Ta ostatnia dowodzi raczej tego, że ministerstwo nas nie szanuje, wychodzi z założenia, że wszystko zaakceptujemy i zadowolimy się byle czym. I niestety ma podstawy tak twierdzić, moja koleżanka z pracy, której rzecz jasna tutaj z nami nie ma, stwierdziła, że jest z podwyżki bardzo zadowolona.

Inna nauczycielka, która dotarła na manifestację ze Śląska, była zbudowana rozmiarami demonstracji: – Skoro jest nas tyle, z tylu różnych miejsc, może w końcu naprawdę się zorganizujemy? Czas najwyższy, bo nasz zawód w ogóle nie cieszy się już w ogóle szacunkiem. Obarcza się nas winą za każde niepowodzenie dzieci, ciągle zarzuca, że pracujemy mało, a z drugiej strony oczekuje, że przy tak małych zarobkach będziemy się ciągle dokształcać, a zajęcia prowadzić w nowatorski sposób i z entuzjazmem.

Kolejna uczestniczka protestu, pracująca od ponad 30 lat w szkole podstawowej, powiedziała Strajkowi.eu, że chociaż wie, iż na tle innych zawodów specjalistycznych nauczyciele zarabiają bardzo słabo, i tak nie żałuje podjętej niegdyś decyzji o wyborze ścieżki pedagogicznej na studiach, a potem – o kontynuowaniu pracy z dziećmi. – Ale nie mogę znieść szkolnej biurokracji, ciągłego pisania planów działań, jakie podejmę w przyszłości, a potem sprawozdań z tego, co zrobiłam. Mnóstwo energii kosztowało mnie swojego czasu sporządzenie dokumentacji, od której zależało, czy zasłużę na stopień nauczyciela dyplomowanego. Naprawdę wolałabym w tym czasie organizować dla uczniów wycieczki, przygotowywać konkursy czy dodatkowo pracować z tymi, którzy są szczególnie zainteresowani moim przedmiotem.

Na zakończenie protestu jeden z organizatorów przekazał prośbę od policji: niech ci z państwa, którzy są odpowiedzialni za autokary, nie wzywają ich tutaj, niech poszczególne grupy dojdą do autobusów tam, gdzie są zaparkowane, inaczej zakorkuje się centrum. Nauczyciele posłuchali, ale kilkoro z nich komentowało: a może właśnie tak by trzeba było zrobić? W końcu jest demonstracja. W końcu mamy dość!

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Starożytny publicysta pisał ongi: Takie będą Rzeczpospolite jakie młodzieży chowanie. A kaczystom potrzebni są kibole, a nie inteligenci.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…