Na spotkaniu z mieszkańcami Mławy padły szokujące słowa: Henryk Kowalczyk otwarcie przyznał się do tego, że ochronę gatunkową zwierząt obchodzić należy „małymi krokami, ale skutecznie”.
Dziki, łosie, a nawet wilki – do nich wszystkich minister strzelałby już dziś, ale prawo europejskie mu nie pozwala.
– Żyjemy w czasach nadmiernej wrażliwości na ochronę zwierząt – westchnął szef resortu środowiska na spotkaniu z mieszkańcami Mławy 2 lipca. Ale za chwilę dodał pocieszająco: – My wprowadziliśmy taką zasadę – RDOSie (Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska) mają sugestię wręcz, żeby bardzo chętnie wyrażać zgody na odstrzały zwierząt chronionych gatunkowo: żubry, łosie, bobry.
Dodał, że niedługo „taka potrzeba zajdzie również w stosunku do wilków”. Mieszkańcy obecni na spotkaniu, w tym jeden leśnik, zasugerowali również innych „kandydatów” do odstrzału: ponoć uciążliwe dla człowieka w ostatnim czasie zrobiły się też „żubry i żurawie”.
– Ochrony gatunkowej nie mamy zamiaru zdejmować, ponieważ będzie konflikt z Europą, lepiej robić to małymi krokami, a skutecznie, czyli wyrażając zgodę na każdy wniosek dotyczący redukcji tych chronionych gatunków zwierząt – pocieszył ich Kowalczyk, przedstawiając tym samym swój chytry plan.
Wiadomo już zatem, że Kowalczyk nie pójdzie drogą poprzednika Jana Szyszki (usiłującego np. znieść moratorium na odstrzał łosi), jest na to za sprytny. Do zwierząt chronionych będzie można strzelać na podstawie pojedynczych decyzji. To i tak rozwiązanie niezwykle subtelne w porównaniu z tym, co wczoraj ogłosił minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski (stwierdził, że „należy wybić wszystkie dziki podejrzane o przenoszenie wirusa ASF” i że „jest to polska racja stanu”). Ustawy pozwalającej na bezkarne zabijanie fok domagają się natomiast polscy rybacy.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
A kiedy ktoś wystrzela takich durniów?