Mimo wielu deklaracji o poprawie warunków płacowych, pracownicy polskich szpitali wciąż otrzymują dramatycznie niskie wynagrodzenia. Pokazuje to przykład lecznicy w Lipnie, której zdesperowany personel nie wierzy już w deklaracje żadnej władzy – ani centralnej, ani lokalnej. Zbyt wiele było rozczarowań.
Lipno to 15-tysięczne miasto powiatowe w województwie kujawsko-pomorskim. Szpital jest tam jeden. I standardy opieki pozostawiają wiele do życzenia. Nikt z mieszkańców nie ma jednak pretensji do personelu. W niewielkiej miejscowości prawie każdy ma kogoś znajomego, kto pracuje bądź pracował w jednostce. Głównym problemem jest wieloletnie niedoinwestowanie. Jednym z problemów jest brak szpitala dziecięcego. Zapotrzebowanie nań lokalna społeczność zgłaszała już wielokrotnie. Bez rezultatu, choć władze powiatu próbowały działać na tym polu. Krzysztof Baranowski, starosta próbował znaleźć chętnych do pracy, odbył w tej sprawie nawet podróż do Łodzi. Oddziału jak nie było, tak nie ma. Powód? Żaden lekarz nie chciał pracować za tak niską pensję.
Dramat lipnowskiej placówki wyłania się z opowieści pracowników szpitala, którzy napisali list do „Gazety Pomorskiej”. – Jako przedstawiciele wszystkich zawodów medycznych i personelu niemedycznego jesteśmy rozgoryczeni sposobem traktowania nas przez władze szpitala i starostwa powiatowego, które jest organem założycielskim szpitala. Obecnie wielu z nas zarabia najniższe wynagrodzenie krajowe, co z uwagi na wykonywaną przez nas pracę, gdzie codziennie ratujemy ludzkie życie i zdrowie, jest w naszej ocenie zbyt niskie i nie wystarczające, aby godnie przeżyć do przysłowiowego „pierwszego” – alarmują członkowie personelu.
Pracownicy wyznają, że wielokrotnie próbowali rozmawiać zarówno z dyrekcją, a jak i władzami powiatu. Za każdym razem byli odprawiani w kwitkiem- Naciskaliśmy na podjęcie prób mających na celu zdobycie środków z NFZ, jednak w odpowiedzi otrzymywaliśmy jedynie puste obietnice, śmiech i wykpienie. W naszym odczuciu nikt nie traktuje nas poważnie, a sprawa jest zamiatana pod dywan – mówią. Wiele osób nie ukrywa, że planują strajk, który jednak jest ostatecznością, bo spowoduje paraliż w funkcjonowaniu szpitala – piszą rozgoryczeni pracownicy.
Podwyżek nie ma, na konta każdego miesiąca wpływa minimalna krajowa. Pracownicy dostają jednak „nagrody pocieszenia”. – Od trzech kadencji urzędujący starosta zaprasza nas wraz z prezesem szpitala na „pikniki”, gdzie wiele obiecuje – wspominają członkowie personelu lipnowskiej lecznicy. Zaznaczają jednak, że to dla nich nad wyraz czytelne i żałosne – Pracownikom szpitala już nie wystarcza disco polo, alkohol i puste obietnice. Wielokrotne rozmowy z władzami szpitala kończą się uzasadnieniem, że szpital nie ma pieniędzy na podwyżki, ponieważ inwestuje duże środki w remonty – czytamy w liście.
Co ma do powiedzenia dyrektor Józef Waleczko? W rozmowie z „Gazetą Pomorską” stwierdził tylko, że nie ma zamiaru odnosić się do anonimowych doniesień. U zatrudnionych narasta złość. – To śmieszne pieniądze. Na kasie w supermarkecie miałabym więcej, a nie za ciężką pracę na oddziale, która do czystych i przyjemnych nie należy. Myślę o zwolnieniu i wiem, że nikt nie przyjdzie na moje miejsce. Większość osób, a szczególnie młodzi wyjechali do pracy za granicę – tłumaczy jedna z pielęgniarek. Pracownicy zaznaczają zgodnie, że coraz wyraźniej majaczy na horyzoncie widmo zbiorowej odmowy pracy. O dalszych losach personelu lipnowskiej placówki będziemy informować na łamach Strajk.eu.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Może ten trol pisoski skorpion nr 7 wypowie się ze tak być powinno.