Tym razem do związkowców dołączyli, oprócz nielicznych działaczy SLD, także aktywiści partii Razem. Dzięki nim pochód stał się cokolwiek bardziej dynamiczny i zyskał na autentyczności. Niestety, per saldo impreza była nadzwyczaj sztampowa.
Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych było, podobnie jak w poprzednich latach, głównym organizatorem obchodów Święta Pracy w Warszawie. Na pl. Osterwy, przed siedzibą OPZZ ludzie gromadzili się od około godz. 10.00 rano. W tym roku prowadzenia imprezy nie powierzono Piotrowi Szumlewiczowi, co wyraźnie odbiło się na jakości organizacji. Tuż przed godziną 11.00 do grupy nad którą powiewały flagi OPZZ i SLD wmaszerował szpaler demonstrantów partii Razem.
Wiec otworzyły przemówienia Jana Guza, przewodniczącego OPZZ, Włodzimierza Czarzastego, obecnego szefa SLD i Marceliny Zawiszy oraz Mateusza Trzeciaka z partii Razem. Zdecydowanie najbardziej sztampowe, przewidywalne i do cna niekontrowersyjne przemówienie wygłosił związkowiec. Usłyszeć można było okrągłe frazy o biedzie pracowników, braku dialogu i konieczności wspólnego działania. Guz pochwalił się też kilkoma ważnymi osiągnięciami kierowanej przez niego organizacji – np. minimalną
stawką godzinową. Zaskakująco dobrze wypadł za to nieprzesadnie charyzmatyczny Czarzasty, który przestawił SLD jako partię, „której już teraz wolno tyle samo co innym”, nawiązując do stosunkowo wysokich wyników w ostatnich sondażach i zarysował bardzo konsekwentne socjaldemokratyczne postulaty programowe. Aż chciałoby się uwierzyć w ich szczerość. Śmiało nawiązał też do PRL, wskazując, iż „kiedyś pełne zatrudnienie i ubezpieczenia społeczne były normą”.
Wezwał też do jedności na lewicy i pod koniec przemówienia wyciągnął rękę do Marceliny Zawiszy, która jednak nie zechciała uścisnąć dłoni przewodniczącego SLD, co niewątpliwie było najbardziej niezręcznym momentem podczas inauguracji tegorocznych obchodów. Zarówno Zawisza, jak i Trzeciak wygłosili nieco bardziej emocjonalne przemowy, miejscami oskarżające tzw. pracodawców o złodziejstwo, lecz dało się też wyczuć ton urzędniczej, antyradykalnej ostrożności.
Po zakończeniu wiecu rozpoczął się pochód. Zasadniczo wyłącznie grupa aktywistów Razem przez cały czas skandowała. Impreza wypadła poprawnie, ale nie porwała tłumów.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Jak się popatrzy na niektóre wyskoki towarzyszy z „Razem” (razem z kim? czym?), to mam wrażenie, że to pryszczate szczyle, którym nie tyle chodzi o jakiś program, który by chociaż teoretycznie przybliżał zdobycie władzy, lecz o to, by „coś się działo”, żeby nie było sztampowo.
Plucie na SLD akurat przy okazji pochodu 1-majowego, to świadectwo niedojrzałości, żeby nie powiedzieć głupoty.
Lekka kompromitacja Razem. „Znajdzie się cela dla Leszka Millera” może i jest słusznym postulatem, ale wyciąganie go przy tej okazji tylko ośmieszyło reprezentację partii, a związkowcy raczej nie opuścili manifestacji z przekonaniem, że Razem stanowi poważną alternatywę na lewicy…
A gdzie te pochody kiedy hasła inicjował towarzysz Bojan Stanisławski , ach gdzież te niegdysiejsze śniegi….