Andrzej Karpiński, Stanisław Paradysz, Paweł Soroka, Wiesław Żółtkowski: „Od uprzemysłowienia w PRL do deindustrializacji kraju. Losy zakładów przemysłowych po 1945 roku” Warszawa, Wydawnictwo Muza, 2015,cena 44,90 zł.
Podczas ostatniego Święta Niepodległości Bronisław Komorowski oświadczył, iż: „Polska w 1989 roku przejęła po PRL gospodarkę w ruinie”. Jak piszą autorzy raportu „Od uprzemysłowienia w PRL do deindustrializacji kraju”: „Wypowiedź ta odbiega od rzeczywistości, w stopniu wręcz niepokojącym. Na pewno nie dotyczyło to przemysłu (…). Na tak krytyczną ocenę stanu własnej gospodarki nie zdobył się żaden z prezydentów innych państw przechodzących okres transformacji”.
W PRL wybudowano od podstaw ponad 530 zakładów o zatrudnieniu powyżej 1000 osób (po 1989 r. inwestorzy zagraniczni wybudowali jedynie 50 takich zakładów). Stworzono majątek przemysłowy o wartości co najmniej 120 mld dolarów, 2 mln miejsc pracy w przemyśle. 15 milionów ludzi wyprowadzono ze wsi. Są to osiągnięcia nie do przecenienia.
Wypowiedź Komorowskiego wpisuje się w dogmatyczny styl myślenia, charakterystyczny dla postsolidarnościowych elit, wedle których to, co polskie i państwowe, musi być nic niewarte. Już premier J.K.Bielecki twierdził, że „komuniści bardziej zniszczyli gospodarkę polską niż hitlerowscy okupanci”.
Karpiński, Paradysz, Soroka i Żółtkowski, specjaliści zarządzania, kwestionują ten obraz i neoliberalne mity. Rzeczywiście, piszą, w momencie rozpoczęcia transformacji jedynie jedna trzecia polskich produktów przemysłowych spełniała warunki konkurencji na europejskim rynku – co nie usprawiedliwia sprzedaży zakładów państwowych za 10-20 procent ich wartości, dopuszczenia do zniknięcia 1,7 mln miejsc pracy w zakładach, które uległy likwidacji, a 2,4 mln w całym przemyśle.
Zdaniem autorów jedynie co czwarty ze zlikwidowanych zakładów naprawdę zasługiwał na taki los – za resztę odpowiedzialne są błędne decyzje polityczne lub ich brak. Do najbardziej porażających przykładów należą Zakłady Celulozy i Papieru w Kostrzynie, które sprzedano Szwedom za 0,8 mln zł wobec ich wartości bilansowej (wartość księgowa minus zadłużenie) wynoszącej 250 mln zł.
Prywatyzacja po 1989 r. przebiegała z błędami, które tolerowano, by ją przyspieszyć – być może w celach korupcyjnych, a na pewno w celu złamania ewentualnego oporu społecznego.
Przedsiębiorstwa państwowe obciążono nadmiernymi dywidendami i podatkami, co powodowało, obniżenie ich wartości i zmniejszenie środków na inwestycje oraz niemożność efektywnej konkurencji z zakładami prywatnymi. W ustawie prywatyzacyjnej, w sposobie wyceny przedsiębiorstw nie uwzględniono wartości gruntów, na których się znajdowały. W rezultacie, inwestorzy często przejmowali je tylko po to, by zlikwidować i spekulować gruntami. Przykładem są Zakłady Elektroniczne ZELOS w Piasecznie, czy Bistona we Wrocławiu. Karol Modzelewski pisał o Bistonie, że inwestor kupił ją za bezcen, „w ogóle nie kontynuował w tej fabryce produkcji, tylko szybko wyprzedał fabryki i urządzenia, zainkasował wysoki i zysk i odpłynął w pieniędzmi, zostawiając za sobą ruinę”.
O patologicznym charakterze przekształceń po 1989 roku świadczy los polskiego przemysłu elektronicznego, który uległ niemal całkowitej likwidacji. Stało się tak w przypadku wrocławskiego producenta komputerów Elwro czy Zakładów Wytwórczych Urządzeń Telefonicznych w Warszawie i Bydgoszczy. Jak relacjonują autorzy, „po wykupieniu tych przedsiębiorstw zlikwidowano w nich produkcję, większość załogi zwolniono, a następnie obie firmy stały się centralami dystrybucji produktów wytwarzanych w Niemczech i Hiszpanii”. „Wrogie przejęcia” czyli zakup przedsiębiorstwa w celu jego likwidacji i przejęcia rynku stanowiące w USA 10 procent transakcji między firmami, w Polsce ery transformacji były następstwem 23 procent prywatyzacji z udziałem inwestora zagranicznego. W polskim przemyśle informatycznym skala wrogich przejęć wynosiła 90 procent!
Właśnie likwidacja zakładów stosunkowo nowoczesnych była zjawiskiem bez precedensu, nie zdarzającym się praktycznie w innych krajach. Zlikwidowano między innymi Zakłady Radiowe im. Kasprzaka dysponujące lukratywnym, wieloletnim kontraktem na eksport 600 tysięcy odbiorników do Niemiec, czy znajdujące się dopiero w fazie rozruchu Naukowo Produkcyjne Centrum Półprzewodników Unitra Cemi w Warszawie.
W wyniku częściowo motywowanego politycznie zerwania więzi kooperacyjnych z krajami b. ZSRR, likwidacji uległ – będący niegdyś chlubą naszego eksportu – przemysł maszyn budowlanych z zakładami ZREMB na czele. Przestał istnieć przemysł stoczniowy – dział przemysłu o dużej pracochłonności, toteż jego upadek oznaczał likwidację niezliczonych miejsc pracy. W eksporcie sprzętu wojskowego Polska spadła z 6. miejsca w świecie na 18.
Łącznie utraciliśmy 90 procent miejsc pracy w przemyśle zbudowanym w PRL. Nastąpiły niekorzystne zmiany w strukturze przemysłu, wypieranie przedsiębiorstw o zatrudnieniu ponad 1000 osób, przez firmy małe i średnie. Zatrudnienie w zakładach dużych (ponad 1000) osób spadło z 2,9 mln osób do 600 tys. w 2013 r., a w zakładach małych i średnich (zatrudniających do 250 osób) wzrosło w tym samym okresie w 990 tys. do 1,7 mln.
A trzeba pamiętać, że jedynie bardzo duże przedsiębiorstwa mogą dysponować własnym zapleczem badawczo-rozwojowym, produkują też zazwyczaj produkty finalne o najwyższej stopie zysku. Natomiast zakłady małe zwykle pełnią rolę poddostawców, są więc bardziej podatne na wahania koniunktury.
Jakie są wnioski twórców raportu?
Państwo powinno prowadzić bardziej aktywną politykę przemysłową, między innymi przez utworzenie kategorii produktu krajowego, czyli wytwarzanego przez kapitał zagraniczny, ale we współpracy z polskimi kooperantami oraz ochronę gruntów przemysłowych, by nie dopuścić do degradacji istniejącej infrastruktury.
Niekorzystne jest tworzenie specjalnych stref ekonomicznych (SSE), jeśli nie przyciągają nowych gałęzi przemysłu. Często utworzenie SSE powoduje jedynie przeniesienie zakładów przemysłowych z innego rejonu kraju. I tak np. poprzez uzyskanie przyłączenia swej działalności do Katowickiej Strefy Ekonomicznej, należący do Włochów Fiat Auto Poland uzyskał przedłużenie przywilejów podatkowych o 12 lat, co oznacza, że nie będzie płacił podatków przez łącznie 36 lat – do 2016 roku.
Gdyby politykę przemysłową prowadzono racjonalnie, mielibyśmy dziś jedynie 6-procentowe bezrobocie, o pół miliona mniejszą emigrację oraz 500-600 tysięcy więcej miejsc pracy w przemyśle high-tech. Polska doświadczyła największej deindustrializacji spośród wszystkich państw Europy Środkowo-Wschodniej.
W Polsce istnieje 480 kosztownych Aquaparków – piszą autorzy – za to pod względem dostępu do szybkiego Internetu znajdujemy się w UE na 3. miejscu od końca. Nie jesteśmy też w stanie prowadzić przemysłowej produkcji grafenu, stworzonego przez polskich naukowców. Dziś polska myśl techniczna ogranicza się, jak stwierdzają gorzko autorzy, do produkcji fotelików samochodowych.
Lata 2014-2020 będą ostatnimi latami, gdy otrzymamy z Unii większe fundusze. Powinniśmy wykorzystać te pieniądze na stworzenie infrastruktury i systemu zachęt dla ponownego uprzemysłowienia Polski zamiast na cele rekreacyjno-konsumpcyjne.
Inwestycje w przemysł przyczyniłyby się do stabilizacji makroekonomicznej. Przemysł jest mniej podatny od usług na wahania popytu: mówiąc obrazowo, łatwiej wyprasować sobie koszulę niż ją uszyć.
Niemcy, które swoją gospodarkę oparły na zautomatyzowanym nowoczesnym przemyśle, uniknęły skutków światowego kryzysu.
Książka Karpińskiego, Paradysza, Soroki i Zółtkowskiego powinna z pewnością wzbudzić zainteresowanie związkowców. Może być podstawą do stworzenia przez związki zawodowe i lewicę własnego, perspektywicznego programu gospodarczego.
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …
A dlaczego się mówi o prof. Kowaliku (www.polskatransformacja.pl) czy prof. Kieżunie (Patologia polskiej transformacji) czy choćby o Bugaju, etc, etc. A dlaczego się mówi „pochodzenia” tzw. planu Balcerowicza „sprzedawanego” biednemu Kuroniowi w Wybiórczej przez Sachsa (przywiezionego przez Sorosa), a skąd Kuczyński „wytrzasnął” Balcerowicza (prawomyślnego sekretarza POP PZPR w SGH), a co z wałkami w postaci „powszechnej prywatyzacji” wydumanej przez Lewandowskiego, etc, etc, etc. A tak na marginesie (znawu) – SYĆKO to było wielbione, wychwalane SPONSOROWANE przez Wybiórczą, Politykę, Krytykę Polityczną jako dzieła „ludzi wolności”.
Ano! Yes, yes, yes!
Po przeczytaniu takiej recenzji chce się zakrzyknąć, nareszcie. Nareszcie na lewicowym portalu ktoś kompetemnie zwrócił uwagę na wartościową pozycję. W ubiegłym roku temat był przedmiotem konferencji popularno-naukowej organizowanej przez Zarząd Warszawski Stowarzyszenia „Pokolenia” , kiedy wykorzystano poprzednie opracowanie autorów. W jednym nie podzielam poglądu autora recenzji, który sugeruje, jakoby popełniono nieświadomie bledy podczas prywatyzacji. Wskazuje na to analiza materiałów zawartych w książkach opisujących restrukturyzację, raczej zagładę, artykuły prasowe. Unikanie publicznych debat w Sejmie i w Senacie wskazuje, że po przełamaniu pierwszych obaw, bez napotkania oporu, celowe działanie. Co gorsza, skorumpowano rozbite związki zawodowe, dając w spółkach córkach dużych kombinatow fuchy w radach nadzorczych czołowym związkowcom, którzy do ostatniego członka załogi wspierali dyrekcje w wysylaniu robotnikow na bruk. Podobnie kolejność prywatyzacji, poczynając od totalnego uderzenia w polska elektronikę i przemysł zbrojeniowy nie powinno być zaskoczeniem. Spotkalem opinię byłych korowców, że to Jacek Kuroń, który rozwalil de facto finanse ZUS przez rozrzutną politykę, celowo wspierał osłaniał przed gniewem ludu rząd pierwszego jakże niekomunistycznego premiera z członkami PZPR na stanowiskach wicepremiera, ministrów i wiceministrów łącznie. I to caly tem okrągly parlament zgodnie przykładał rękę. Likwidacja wszelkiej formy robotniczego samorządu, którego naiwnym zwolennikiem po dziś dzień pozostal Henryk Wujec, padła, kiedy zorientowano się, że nie jest na rękę nowym menedżerom. Na samym Mazowszu po dziś dzień miejscowi pamiętają, jak po zakupie nowoczesnych maszyn do cukrowni, w następnym roku poszła w obce ręce za połowe wartości samych tylko maszyn. Można bez końca. Warto jednak uszanować niechlubna pamięc o tuzach prywatyzacji i przypominać kolejnym pokoleniom nazwiska tych, którzy za bezcen sprzedali upadające rzekomo i rozlatujące się Domy Towarowe Centrum, huty, elektronikę, a i dziś szykują dla kopalni podobny proceder. Zatem warto czytać książkę, gwoli uniknięcia kolejnych szalbierstw, zwanych restrukturyzacją, dosadniej reprywatyzacją, a zwyczajnie wyprzedażą za bezcen.