Czasy, kiedy pracownicy sieci handlowych godzili się na wyzysk to już przeszłość. Teraz walczą o wyższe płace i lepsze warunki zatrudnienia z podniesionymi czołami. Po tym jak wiosną br. płace musiał podnieść Lidl, teraz przyszła pora na Biedronkę. A do boju szykują się już załogi sieci Kaufland.
800 złotych podwyżki dla wszystkich zatrudnionych. Reprezentujący pracowników Kauflandu Wolny Związek Zawodowy „Jedność Pracownicza” stawia sprawę jasno – albo załoga będzie zarabiać więcej, albo dojdzie do strajku.
„Ciąg dalszy rokowań w sprawie podwyżek płac w Kauflandzie zakończył się podpisaniem protokołu rozbieżności. Związek w ten sposób przechodzi do kolejnego etapu sporu zbiorowego, którym są Mediacje. Negocjacje z udziałem mediatora, wyznaczonym przez Ministra Pracy i Polityki Społecznej odbędą się niebawem. O terminie będziemy was informować . Na obecną chwilę spółka Kaufland nie była w stanie zaproponować żadnej kwoty podwyżki. Związek nadal podtrzymuje postulat wzrostu płac o 800 zł dla każdego pracownika zatrudnionego w spółce Kaufland Polska. Ponadto uzyskaliśmy informacje, że dodatek za frekwencję nie będzie zabrany” – czytamy na fanpejdżu związku.
Kaufland próbuje przekonać pracowników, że warunki płacowe są dobre, szczególnie dla tych, którzy nie chorują. „W kontekście pracy na popularnym w branży stanowisku kasjer/sprzedawca wynagrodzenie podstawowe wzrasta wraz ze stażem pracy. W pierwszym roku pracownicy mogą otrzymać nawet do 3400 zł brutto miesięcznie, w tym 400 zł za 100% frekwencję w pracy, czyli tzw. dodatek motywacyjny” – czytamy w komunikacie firmy.
Pracownicy mają jednak inne zdania na ten temat. Szczególnie, że wiedzą, ile wynoszą zarobki u konkurencji. Pracownicy Lidla od 2019 mają od 2800 zł do 3550 zł brutto, czyli o 250 zł więcej niż przed rokiem i to bez żadnych dodatków za posłuszeństwo.
W lepszej sytuacji są również pracownicy Biedronki. Jeronimo Martins Polska, właściciel sieci ustąpił presji związków zawodowych i podniósł wynagrodzenia o 100-350 zł brutto miesięcznie w sklepach należących do sieci oraz o 150-500 zł w centrach dystrybucyjnych. Styczniowe podwyżki otrzyma niemal 57 tys. osób.
Wyższe pensje od 2020 roku otrzymają pracownicy sklepów, sprzedawcy i sprzedawcy-kasjerzy, a w centrach dystrybucyjnych: magazynierzy, magazynierzy kompletacji i inspektorzy ds. administracyjno-magazynowych. Niestety, również w tym wypadku mamy do czynienia z dyscyplinowaniem – więcej zarabiać będą tylko ci, którzy za ten rok otrzymają ocenę co najmniej „zgodnie z oczekiwaniami”.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…
W marketach tak źle? No ale jak to?! Przecież wykształceni inaczej nauczyciele po 2- lub 3-semestralnych podyplomówkach w trybie online zazdroszczą pensji kasjerkom!
To dlaczego nie złożyłeś CV do pracy w… szkole?
Może jednak ukończyć kierunek pedagogiczny na UW (np. matematykę lub fizykę) nie jest tak prościutko jak usiłujesz przedstawiać.
To że istnieją rozmaite płatne ,,sorbony” dotyczy wszystkich kształcących się w tychże ośrodkach w różnych powiatowych mieścinach.
Coś się do tych pedagogów przyp….ł? Bo propaganda napluła ci w ucho że pracują 19 godzin w tygodniu? – przecież to bujda!
W tych dyskontach nie jest wcale tak różowo. To co wypisują zarządy nt możliwości zarobkowych to bujdy. Nikt, nigdy, (poza ucholami kierownictwa) takiej wypłaty nie widzi! Kasjer w Bezdomce – to człowiek do wszystkiego! Wykłada towar, szoruje podłogi, przyjmuje dostawy i jeszcze musi obsłużyć klientów i… łapać złodziei sklepowych. A jak taki ucieknie przed przyjazdem policji – to gliniarnia straszy (a czasem nie tylko straszy) mandatem za ,,nieuzasadnione wezwanie” radiowozu.
Powtórzę tu jedna prawdę, która z lubością powtarzała moja babka – ,,wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.
Hmm… Przede wszystkim to nauczyciele, nawet ostatnio za pośrednictwem ZNP, w sposób skrajnie klasistowski odnoszą się do pracowników marketów porównując ułamek swojej pensji z sufitem, który tamten może osiągnąć w dużym mieście przy 100% frekwencji i wyrobieniu planu, na którego realizację nie ma wpływu. No i tutaj odbijamy piłeczkę – skoro tamci mają taki raj i stali się punktem odniesienia, to dlaczego nauczyciele nie palą się do sklepów? Tam nie potrzeba żadnych koneksji, biorą od zaraz prosto z ulicy.
Ponadto jakoś nie słychać, by związki z tym samym entuzjazmem co o kolejne jednakowe dla wszystkich podwyżki, żądały natychmiastowego zaprzestania degradacji zawodu nauczyciela. Doczekaliśmy się istnego kabaretu, skoro przepisy stawiają na równi magistra fizyki po UW z nieukiem-ignorantem po króciutkiej podyplomówce w prywatnej szkółce-krzak (rynek podyplomowy jest całkowicie zderegulowany w przeciwieństwie do studiów I i II stopnia!) i jednocześnie ponad licencjatem tego kierunku. To jednak w żaden sposób nie przeszkadza dyżurnym krzykaczom, bo wspiera uznaniowość, nepotyzm i niejawność. Gdyby wspomnianej fizyki, a także wszystkich pozostałych przedmiotów, mógł uczyć tylko kierunkowy magister, to wolnoamerykanka dyrektora i tworzenie multi-etatów wśród swoich zostałyby potężnie ograniczone, co nie w smak związkowcom.
Ciekawe, czy niewidzący potrzeby zmian powierzyliby swoje zdrowie „lekarzowi”, który co prawda nie skończył medycyny, ale zrobił śmieszną podyplomówkę? Albo zaprojektowanie i odbiór dowolnej konstrukcji analogicznemu „inżynierowi”? Stawiam dolary przeciw orzechom, że na 100% nigdy w życiu.