Ostatni sondaż poparcia daje Partii Pracy siedmioprocentową przewagę nad Konserwatystami, co pozwala laburzystom optymistycznie postrzegać swoje szanse w nadchodzących wyborach samorządowych w Wielkiej Brytanii. Umacnia się jednocześnie pozycja Jeremy’ego Corbyna na stanowisku przewodniczącego partii, a do całkowitej defensywy zepchnięci zostali jego wewnątrzpartyjni krytycy, którzy otwarcie zaatakowali go po przegranych wyborach do parlamentu, nieprzekonani lawinowym napływem szeregowych członków. Jeszcze rok temu nowy lider musiał się mierzyć z autentycznym sabotażem wewnętrznym.
Rację mieli obrońcy Corbyna, wskazujący, że w 2016 r., mimo zwycięstwa torysów, Partia Pracy (LP) zanotowała najlepszy od kilkunastu lat wynik wyborczy. Obecne wyniki sondażowe są kontynuacją tej tendencji i świadectwem słuszności drogi obranej w 2015 r. Antycorbynowską opozycję w łonie parlamentarnej reprezentacji LP można uznać za spacyfikowaną w etymologicznym sensie tego słowa: prawicowcy i centryści zwyczajnie się uspokoili. Uznali, że aktualny przewodniczący nie zrujnuje partii.
Corbyn jest już u siebie
Odbyło się to jednak za cenę tymczasowego wygaszenia najwyrazistszych przejawów “lewicowego radykalizmu”. Przez długi czas mówiono wyłącznie o powrocie do śmiałych rozwiązań fiskalnych i redystrybucyjnych – do tradycyjnej, nieco już nawet spranej i mdłej agendy socjaldemokratycznej z okresu, gdy w partii tliło się jeszcze wspomnienie jej klasowego charakteru i zanim Tony Blair go nie wyplenił do cna. Paradoksalnie jednak obecne hasło przewodnie partii: “For the many, not the few”, które dzisiaj – w rzeczywistości przeżartej neoliberalizmem – niektórym mogło się wydawać radykalnie egalitarystyczne, również jest częścią spuścizny Blaira. To właśnie za jego kadencji słowami zawierającymi “Dla wszystkich, nie dla elit” zastąpiony został słynny socjalistyczny “Paragraf 4” w statucie Partii Pracy, symbolizując tym samym polityczne rozmycie formacji. Slogan ten został prawdopodobnie wybrany ostatnio przez ekipę Corbyna w celu “rozbrojenia” bardziej prawicowej części ugrupowania. Właśnie się to dokonało, nic dziwnego, że znowu odżywa hasło nacjonalizacji, chociaż sam przewodniczący posługuje się nim najmniej.
Polityczne znaczenie Jeremy’ego Corbyna polega jednak w istocie na rozbudzaniu w elektoracie skłonności znacznie bardziej radykalnych niż jego oficjalna agenda. Brytyjczycy mają do czynienia z paradoksem kolejnego poziomu: popularności hasła o rodowodzie blairowskim towarzyszy właśnie oddolna kampania na rzecz przywrócenia do statutu dawnego Paragrafu 4, krótkiej deklaracji ideowej zawierającej zapisy o nacjonalizacji i “wspólnocie środków produkcji”. Ta dialektyka radykalizacji laburzystów obejmuje nie tylko sferę ideologiczną, lecz i podział władzy w strukturach partii. A wszystko to na tle zbliżających się wyborów lokalnych i najważniejszego dziś dla Brytyjczyków zagadnienia: Brexitu.
Paragraf 4
To sam Jeremy Corbyn w 2015 r. ściągnął na siebie uwagę mediów pomysłem przywrócenia oryginalnego brzmienia deklaracji ideowej. Perspektywa powrotu laburzystów do hasła nacjonalizacji kluczowych gałęzi przemysłu od razu posłużyła konserwatystom do rozpętania nagonki w tabloidach. Corbynem zaczęto więc straszyć dzieci, ewentualnie zdziecinniałych wyborców, czyniąc z niego wcielenie Lenina, Stalina i Mao oraz fundatora gułagu XXI wieku. Ponieważ po objęciu stanowiska szefa partii musiał zmierzyć się z frontalnym atakiem prawicowego skrzydła, zdecydował się “schować” sprawę. Obecnie pomysł jego przywrócenia podjęto w ramach niezależnej oddolnej inicjatywy mającej wywierać nacisk na decydentów LP i nieprzypadkowo zbiega się to z procesem umacniania pozycji przewodniczącego. W lutym zwolennicy Corbyna skrzyknęli się w ramach kampanii Labour4Clause4 podjętej w celu przywrócenia starej klauzuli i wystosowali apel do laburzystów, w którym napisali: “Potrzebujemy rządu Partii Pracy w pełni oddanego idei socjalistycznego przekształcenia społeczeństwa”. Pod tymi słowami podpisali się niektórzy posłowie LP, związkowcy z Unison i Unite i transportowcy z RMT, a listę sygnatariuszy otwiera reżyser Ken Loach.
Paragraf 4 był pierwotnie częścią deklaracji ideowej laburzystów powstałej sto lat temu, a zatem w czasie, gdy partia nadal była świeżą siłą na brytyjskiej scenie politycznej, organizacją mocno zakorzenioną w klasie robotniczej, chociaż wcale nie radykalną jak na ówczesne warunki, całkowicie reformistyczną. Był to czas, gdy po zakończeniu Wielkiej Wojny przez całą Europę przetaczała się rewolucyjna fala inspirowana z jednej strony sukcesami bolszewików w Rosji, z drugiej – oburzeniem na rodzimą burżuazję, która narodom Europy zgotowała krwawą łaźnię. Autorem kontrowersyjnej dziś deklaracji ideowej z 1918 r. był Sidney Webb, socjalistyczny ekonomista, współzałożyciel London School of Economics, jeden z pierwszych członków słynnego Towarzystwa Fabiańskiego. Ustęp, o który dzisiaj toczy się spór brzmiał następująco:
“[Partia zobowiązuje się] zapewnić robotnikom fizycznym i umysłowym pełnię owoców ich pracy oraz najsprawiedliwszy ich podział, co będzie możliwe dzięki wspólnej własności środków produkcji, podziału i wymiany, oraz najlepszy możliwy system administracji i kontroli wszystkich gałęzi przemysłu i usług przez lud.”
Trudno się dziwić, że fragment ten budzi dziś kontrowersje w kraju, który cały czas próbuje się wydostać z objęć ideologii thatcheryzmu-blairyzmu. Po II wojnie światowej zapis ten posłużył laburzystowskiemu rządowi Clementa Atlee za ideową podstawę do nacjonalizacji kopalń, hut, przemysłu energetycznego i transportu oraz stworzenia podstaw państwa dobrobytu. Od 1951 r. aż do 1964 r. Partia Pracy znajdowała się w opozycji. Już w 1959 r. podjęto pierwszą próbę “wygumkowania” Paragrafu 4, wtedy jednak lewicowa frakcja zdołała obronić kluczowy fragment przed zakusami oportunistów.
Zapis zniknął ostatecznie ze statutu w 1995 r. niedługo po objęciu władzy przez rząd Tony’ego Blaira. “Lewicowość” New Labour ograniczyła się do prób retorycznego przykrycia faktu, że kontynuowano reakcyjną politykę konserwatystów. Jednak nawet w sferze symboliki dokonał się zwrot ku centrum. Dlatego socjalistyczną deklarację ideową zastąpiono mdłą liberalną nowomową. W jego obecnej wersji (Chapter 1, Clause IV) można przeczytać np.: “[Działamy na rzecz] dynamicznej gospodarki funkcjonującej w interesie publicznym, w ramach której przedsiębiorczość rynku i rygor konkurencji łączą się z siłami partnerstwa i współpracy (…)”. Dalej jest też mowa o “wysokiej jakości usługach publicznych”; “sprawiedliwym społeczeństwie” i “otwartej demokracji” . To już typowy język neoliberalizmu.
Jeżeli dojdzie do przywrócenia oryginalnego brzmienia deklaracji, bez wątpienia będzie to powszechnie odczytane jako krok radykalny. Przeprowadzony niedawno sondaż ujawnił, że aż 80 proc. Brytyjczyków zgadza się z postulatami nacjonalizacji kolei, energetyki i wodociągów jako dziedzin kluczowych dla gospodarki. Można uznać, że jest to już część laburzystowskiej agendy, ponieważ na jesiennej konwencji partia ogłosiła manifest, w którym obiecała “odzyskanie kolei, wody, energii i poczty” i przekazanie ich w ręce “ludzi, którzy w nich pracują i z nich korzystają”. Sam Corbyn nie wypowiada się raczej na ten temat i koncentruje się na zagadnieniach całkowicie bieżących. Bardziej otwarcie o możliwości nacjonalizacji mówi John McDonnell, jeden z liderów socjalistycznej frakcji w łonie partii.
Wyzwania na dziś
Dzisiaj mówić jest im już łatwo. Lecz aby sprostać takiemu wyzwaniu, corbynowcy będą musieli: po pierwsze, zdominować partię w skali ogólnokrajowej, do czego jest jeszcze daleko, po drugie, przejąć władzę w Wielkiej Brytanii, po trzecie poradzić sobie z zagadnieniem o najwyższej obecnie wadze dla Brytyjczyków, czyli z Brexitem. Na razie zaś w istocie nie do końca wiadomo, jaką partia ma wizję życia Brytyjczyków poza UE. Istnieje ryzyko, że w sytuacji, gdy trzeba będzie ostrożnie równoważyć sprzeczne tendencje na drodze do wygranej parlamentarnej, radykałowie “przegną”, doprowadzając do dekompozycji partii. Labour4Clause4 chce wszak iść dalej niż zapowiadane nacjonalizacje i upaństwowić również banki, ziemię i budownictwo, a nawet stworzyć “socjalistyczną gospodarkę planową”. Brzmi to wyjątkowo śmiało jak na partię, która cały czas pozostaje częścią burżuazyjnego establishmentu. Być może realizacja takiego programu okaże się na drodze wewnątrzsystemowych reform niemożliwa.
Najbliższym sprawdzianem dla laburzystowskich socjalistów będą oczywiście majowe wybory samorządowe. Aktualnie ich wysiłki najlepiej koordynuje organizacja Momentum – jeszcze jedna inicjatywa oddolna, formalnie niezależna, o odrębnej strukturze od Partii Pracy, jednak ściśle z nią powiązana personalnie i politycznie. Skupia parlamentarzystów, samorządowców i aktywistów, a każdy jej członek lub członkini musi mieć obowiązkowo członkostwo w LP, co de facto czyni z nich frakcję partii. Momentum szykuje się do wyborów nastawiając się głównie na walkę z umiarkowanymi laburzystami a nie z torysami. Już obecnie mają swoich radnych w Londynie i prawdopodobnie umocnią się po wyborach w maju. Niewykluczone, że Momentum przejmie kontrolę nad pierwszą w skali kraju dzielnicą: londyńską Haringey.
Na razie corbynowcy najsilniejsi są w strukturach samej partii. Pod koniec lutego ze stanowiska został usunięty umiarkowany sekretarz generalny Iain McNicol i zastąpi go albo Jon Lansman z Momentum albo Jennie Formbie, związkowczyni z Unite. Aby jednak urosnąć w siłę zdolną tworzyć sprawny rząd, LP Jeremy’ego Corbyna musi przekonać do siebie jeszcze większą część społeczeństwa, nie licząc bynajmniej na samozagładę konserwatystów. Publicysta magazynu The New Pretender trzeźwo zauważa, że w obecnej sytuacji systemowego impasu i chaosu ideowego droga do zwycięstwa musi wieść przez “lewicowy populizm”. Zgodnie z wynikami niedawnego badania 41 procent Brytyjczyków zgadza się z “wartościami reprezentowanymi przez Partię Pracy”, ale tylko 31 proc. gotowych jest na nią głosować. Tymczasem LP jest w toku politycznej i ideowej przebudowy, nie do końca więc wiadomo, czym są te “wartości”, które musiałby wybrzmieć w laburzystowskiej narracji.
Sprawą, która dziś najsilniej dzieli Brytyjczyków jest Brexit, a poparcie dla opuszczenia UE jest zorientowane przeciwko establishmentowi, w kontrze do elit . LP Corbyna musi przyjąć postawę antyestablishmentową, ale jednocześnie elektorat Partii Pracy jest dzisiaj w większości nastawiony antybrexitowo. Sam Corbyn uważa sprawę opuszczenia Unii za “przyklepaną”, a za kwestię otwartą uznaje, w jaki sposób się ono odbędzie. Jest on socjalistycznym eurosceptykiem i to akurat istotnie różni go i jego wiernych zwolenników od szerokiego elektoratu jego własnej partii.
Sprawdzianem jego charyzmatycznego przywództwa będzie zatem takie wyprowadzenie Wielkiej Brytanii z Unii, by móc wpisać ten akt w szerszy kontekst socjalistycznej agendy. Mówiąc wprost, ludzie Corbyna powinni liczyć się z koniecznością włożenia wielkiego wysiłku w kampanię popularyzującą lewicowy Brexit i krytyczną nie tylko wobec UE, ale i wobec pozostania we wspólnym rynku, za którym stoi projekt bezwzględnie neoliberalny. Tak neoliberalny, że sam Tony Blair w imię pozostania w UE otwarcie nawoływał do głosowania w ostatnich wyborach nawet na konserwatystów, którzy opowiadali się przeciw Brexitowi.
Socjalistyczne deklaracje i hasła nacjonalizacji powinny wyłonić wizję konkurencyjną wobec wspólnego rynku europejskiego jako domeny bezwarunkowo podporządkowanej antyspołecznej logice kapitału. Pod tym kątem powinna też zostać zramowana kwestia brytyjskiej suwerenności. Ci, którzy chcą socjalistycznej odnowy, muszą uświadomić sobie, że w UE hula nieprzerwanie duch Margaret Thatcher. Lewicowy Brexit będzie kluczem do zdobycia serc Brytyjczyków przez LP Corbyna, choć przypuszczalnie będzie to jeszcze trudniejsze niż przywrócenie Paragrafu 4.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Brawo! A u nas tzw. lewica wciąż robi za podnóżek libertariańskich obrońców plutokracji…