Oto prawdziwy Żołnierz Dobrej Zmiany – nie to co żółtodziób Misiewicz albo nie daj Boże zdrajca Sikorski. Przed państwem radny Miasta Stołecznego Warszawy z ramienia PiS, wiceprzewodniczacy Komisji Nazewnictwa Miejskiego, programowy antykomunista – Filip Frąckowiak, syn Haliny (sic!).

Burzowe letnie popołudnie, dom kultury „Łowicka” na warszawskim Mokotowie. Trwają konsultacje społeczne przed planowaną dekomunizacją nazw ulic. Wojna rozpętuje się już przy pierwszym patronie: Julianie Brunie, którego solidarnie biorą w obronę mieszkańcy. Ona, trzydziestodwuletnia, wstaje i zadaje pytanie obecnym na spotkaniu przedstawicielom samorządu. Domaga się sprecyzowania biogramu nieszczęsnego patrona podanego przez IPN. On (trzydziestopięcioletni) wstaje. Ich spojrzenia spotykają się na chwilę, kiedy wycedza przez zaciśnięte zęby: „Wasze zdanie nie ma tu najmniejszego znaczenia! Nie obronicie państwo komunistów!”.

Już wtedy czułam, że nie przemawia do mnie zwykły antykomuch, ale Prawdziwy Wyznawca. Jednak dopiero pogłębiony risercz uświadomił mi, z kim miałam do czynienia przez te magiczne kilka sekund, kiedy radny miejski poinformował mnie na konsultacjach społecznych, że mogę sobie wsadzić w żyć ideę konsultacji społecznych, a zarazem w ogóle demokracji obywatelskiej. Jednak wkrótce okazało się, że jego piorunująca bezczelność nie tylko na mnie zrobiła wrażenie na długie tygodnie. Wkrótce potem Polska miała okazję zapoznać się z jego nowatorską wypowiedzią o zdekomunizowaniu ulicy Johnna Lennona, ponieważ, jak brzmiało uzasadnienie – „Imagine” jest na wskroś manifestem komunistycznym. Możecie powiedzieć, że radny jest marzycielem. Ale (niestety) nie jest jedyny…

Bo na pewno nie wiecie, że radny Frackowiak jest także zaciekłym obrońcą pamięci Ryszarda Kuklińskiego, tropicielem sierpa i młota na tablicach pamiątkowych oraz islamskiego terroryzmu na warsztatach dla dzieci. Broni czci Najjaśniejszej przed obrazoburczą sztuką „Klątwa” i jeszcze gorszym komiksem „Polska Mistrzem Polski”. Nie chce ulicy Tadeusza Mazowieckiego w stolicy. A także bywa żywo zainteresowany przebiegiem prokreacji czworonogów (ale o tym za chwilę). Dziennikarz TV Polonia, aktor. Prawdziwy człowiek Renesansu!

No ok, zdaję sobie sprawę, że jak już wyskoczyłam z psią prokreacją, to teraz wszyscy będą wciskać „Control + F” w poszukiwaniu anegdotki. Więc dobrze. Było tak. Moja wiewiórka z Ratusza podesłała mi relację z ostatniego posiedzenia Komisji Nazewnictwa Miejskiego, podczas której debatowano nad nowymi nazwami ulic w Powsinie pod Warszawą.
Radny PO rzucił propozycję nazwy: – A nie może być karmelkowa?

Swoją prośbę uzasadnił tym, że kiedyś miał psa – Karmelka. Przewodnicząca Anna Nehrebecka zachowała powagę, dodała jednak dla rozluźnienia, że sama miała kiedyś psa – mieszańca ogara z jamniczką. Tu ożywił się nagle wiceprzewodniczący Frąckowiak, który nagle zaczął zadawać wnikliwe pytania. „Jak doszło do krycia? Duży był ten pani pies czy niski?”.

Niemniej radny, oprócz tego, że czasem lubi sobie poplotkować o psie kopulacji, jest też niezłomnym żołnierzem PiS, o czym świadczy jego aktywność w interpelacjach, którą pozwoliłam sobie prześledzić. Radny Frąckowiak jest niewątpliwie radnym w interpelacje płodnym. A płody te warte są publicystycznej uwagi.

Bo to m.in. dzięki jego interpelacji na wiosnę Warszawa wycofała się nagle z dotacji dla festiwalu Komiksowa Warszawa. Powodem było rzekome naruszenie „patriotycznych uczuć wielu Polaków oraz przyczynianie się do konfliktów społecznych swoim prowokacyjnym wyrazem” przez komiks „Polska Mistrzem Polski” Tomasza Leśniaka i Rafała Skarżyckiego. Autorzy odpowiedzieli radnemu oraz jego poplecznikom takim oto rysunkiem:

Ale radny Frąckowiak nie poddaje się tak łatwo. Tropi komunizm (nawet ten pełzający) również na tablicach pamiątkowych na stołecznych budynkach mieszkalnych („Proszę o usunięcie tablicy, znajdującej się przy ulicy Krasińskiego 18 na Żoliborzu. Napis na tablicy brzmi: >>W tym domu dnia 3 stycznia 1942 roku odbyło się założycielskie zebranie Polskiej Partii Robotniczej, która w okresie od stycznia 1942 do grudnia 1948 roku przewodziła klasie robotniczej i masom pracującym w walce o Polskę Ludową<< oraz >> tablicę wmurowano w XXX rocznicę powstania PPR, Warszawa, styczeń, 1972 rok” – pisał w styczniu 2016). Powoływał się na ekspertyzę IPN, z której wynikało, że cała ta żoliborska PPR wysługiwała się Józefowi Stalinowi, który chciał zwiększyć kontrolę Kremla na terenach okupowanych przez Niemcy.

Nie podobały mu się także warsztaty dla dzieci i młodzieży „geometria w strojach arabskich” w MDK Łazienkowska. Dzieci „zostały poproszone o przyniesienie z domu szali, które następnie służyły do nauki wiązania arabskich nakryć głowy noszonych na głowie (sic!)”. Według radnego Frąckowiaka jest to „niestosowne w dniach, kiedy islamski terroryzm atakuje europejskie miasta, zabija niewinnych ludzi w tym porywa się na dzieci uczestniczące w imprezach kulturalnych. (…) Stroje te używane są nie rzadko przez terrorystów, którzy odnajdują obowiązek ich ubioru w Koranie: >>O Proroku! Powiedz swoim żonom i swoim córkom, i wszystkim kobietom wierzących, aby się szczelnie zakrywały swoimi strojami<<”. Pisownia oryginalna.

Upominał się też o przywrócenie do pracy prof. Chazana, sprzeciwiał pochowaniu na Powązkach Kiszczaka oraz dopytywał się HGW o rzeczywistą skalę protestów wobec spektaklu „Klątwa”.

Mało kto wie, że radny Frąckowiak był dyrektorem Muzeum Izby Pamięci gen. Ryszarda Kuklińskiego na warszawskiej Starówce. Owszem, istnieje coś takiego. Nawet raz byłam tam w ramach zbierania materiału do planowanego tekstu o najbardziej kuriozalnych muzeach w Warszawie (następne miało być Muzeum Naparstków). Izba to właściwie dwie izby. Ołtarzyk już jest, brakuje tylko kadzidła i komunii dla każdego, kto padnie na kolana przed świętym Ryszardem.

Żeby to zrozumieć, trzeba nieco pogrzebać w biografii radnego Frąckowiaka. Kult Kuklińskiego odziedziczył bowiem po ojcu, Józefie Szaniawskim – prawicowym opozycjoniście, pod koniec życia wybitnie radiomaryjnym, którego skazano na 10 lat więzienia (a potem uniewinniono) za domniemaną współpracę z CIA. Bo radny Frąckowiak na początku nazywał się Szaniawski.

– Rodzice zmienili mi nazwisko za obopólną zgodą, kiedy ojciec trafił do więzienia. Miałem cztery i pół roku. Kiedy zamknęli tatę, głupi Urban powiedział podczas konferencji prasowej, że po ucieczce na Zachód Ryszarda Kuklińskiego i Zdzisława Najdera w mieszkaniu pana Szaniawskiego zamknięto ostatnią redutę CIA w Polsce – wyznał kiedyś „Faktowi”.

Muzeum początkowo miało być zupełnie inną placówką. Szaniawski z Kuklińskim wpadli na pomysł, aby założyć miejsce poświęcone „edukacji konspiracyjnej, tajnej walce Polaków o niepodległość”. Sprzymierzeńca znaleźli w samym Lechu Kaczyńskim, który dał im miejsce na Starówce w 2003 roku. Ale po śmierci „Jacka Stronga” zamysł się zmienił i muzeum zamieniło się w jego kapliczkę. Muzeum prowadzi dziś Fundacja im. Józefa Szaniawskiego.

Wiedzieliście, że mamy w Radzie Warszawy takiego tuza Dobrej Zmiany? Na cudze psioczycie, swojego nie znacie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Gdybyście chcieli ulżyć biednym, głodnym afrykańskim dzieciom to wyślijcie im zdjęcie Filipa Frąckowiaka z podpisem – „Są na tym świecie większe tragedie”.

  2. Weroniko, jako Ślązak muszę zwrócić Ci uwagę że rzyć pisze się przez „rz” :) cały artykuł jak zwykle na poziomie. Pozdrawiam

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…