Fatalnie przygotowana ustawa o handlu w niedzielę to jeden z największych bubli prawnych obecnej władzy, a przy okazji rozwiązanie, które kompromituje związek zawodowy NSZZ Solidarność.
Ustawa wcale nie oznacza zakazu handlu, lecz wsparcie dla małych sklepów, gdzie płace są najniższe, prawa pracownicze najczęściej łamane, a ceny produktów najwyższe. Ustawodawca sam przyznał w uzasadnieniu ustawy, że jej celem jest wsparcie samozatrudnienia i atak na duże sieci handlowe, w których, przy wszystkich ich wadach, warunki zatrudnienia są znacznie lepsze niż w małych sklepikach.
Ustawa ma też mnóstwo wyjątków i wręcz zachęca do kombinowania – najsprytniejsi przedsiębiorcy skorzystają. Nawet Państwowa Inspekcja Pracy zgadza się, że zakaz handlu można legalnie łatwo obejść. Prawdopodobnie wzrośnie rola sklepów internetowych, których nie obowiązuje zakaz. Inni rozważają zamianę sklepów w showroomy, w których można by było oglądać ekspozycję, a potem zamawiać towary przez internet. Część sieci chce prowadzić sprzedaż w automatach, w których można by było nabyć talon na dany produkt, a następnie zrealizować go w miejscu nie będącym placówką handlową. Będą też czynne sklepy, w których dewocjonalia albo ciastka stanowią przeważającą formę sprzedaży. Można się domyślać, że niewielka sprzedaż szynki albo sera żółtego w cukierni będzie dopuszczalna.
Ponadto dowiedzieliśmy się, że pracownicy hipermarketów powinni mieć niedzielę dla Boga i rodziny, a pracownicy piekarni albo sklepów z dewocjonaliami już nie. Zresztą zgodnie z ustawą, liczba osób pracujących w niedzielę wcale nie ma się zmniejszyć – ludzie mają pracować w małych sklepach, a ponadto w kawiarniach czy restauracjach. Innymi słowy w niedzielę nadal będą pracować setki tysięcy ludzi, a Solidarność, nie wiedzieć dlaczego, zainteresowała się wyłącznie częścią jednej branży.
Co istotne, ustawa nie skraca czasu pracy pracowników handlu. Wymiar czasu pracy pracownika będzie ten sam, co dotychczas, tyle że część placówek zamkniętych w niedzielę wydłuży czas pracy w piątki i soboty. Jednocześnie zwiększy się w tych dniach liczba klientów, co sprawi, że praca będzie bardziej uciążliwa, a wcale nie lepiej płatna.
Trudno w tym kontekście zrozumieć, jak ustawy może bronić część związkowców i ludzi związanych z lewicą. Można byłoby zrozumieć poparcie dla konsekwentnego zakazu handlu w niedzielę. Tymczasem celem ustawy jest wsparcie drobnej, polskiej przedsiębiorczości opartej na samozatrudnieniu i osłabienie zagranicznych sieci handlowych, które z całej branży płacą najwyższe wynagrodzenia i mają najniższe ceny towarów. W konsekwencji wprowadzenia ustawy spadnie presja na wyższe płace i umocni się segment rynku, w którym czas pracy jest najdłuższy. Jednocześnie w niedziele wzrosną ceny towarów, a oferta będzie niższej jakości. Pogorszy się sytuacja pracowników, konsumentów i pracodawców, którzy lepiej płacą. Zwiększy się skala samozatrudnienia i kombinatorstwa.
Ustawa jest kompletnie nie do obrony i powinno się ją w całości wyrzucić do kosza. Zamiast selektywnych zakazów znacznie lepiej wprowadzić znacznie wyższe stawki za pracę w niedzielę – niezależnie od branży.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Niestety w Polsce pisze się najpierw ustawę pod lobbujące środowiska a następnie testuje na społeczeństwie. Pod względem obejść jest to bubel, lub też śruba która z czasem będzie dokręcana społeczeństwu. Natomiast autor w artykule krytykuje małych przedsiębiorców w kwestii niskich płac i ogólnej drożyzny w odniesieniu do zagranicznych sieci handlowych. Oczywiście duży może więcej, natomiast jeśli weźmiemy pieniądz który jest wypompowywany z naszego kraju przez zagraniczne koncerny w zestawieniu z małymi sklepami które nie drenują producentów a wytworzony zysk inwestują w kraju to w perspektywie mamy albo bardziej zadłużone społeczeństwo albo mniej lichwiarskich chwilówek.