W Sejmie uchwalił nowelizację lex Szyszko, oczywiście projektu PiS. Polega na tym, że jak ktoś zechce ściąć drzewo, to zetnie. Tyle, że 2 tygodnie później niż dziś.
Święte oburzenie posłów na masową wycinkę drzew zaowocowało kosmetyczną zmianą ustawy o ochronie przyrody. Najważniejszym, zawartym w niej pojęciem są „oględziny przez urzędnika”. Bo odtąd, jeśli od oględzin minie mniej niż 5 lat, a w miejscu oględzin, na którym w ich chwili rosły drzewa, stanie budowla „związana z prowadzeniem działalności gospodarczej”, to ten kto wezwał urzędnika na oględziny a potem wyciął oglądnięte drzewa zapłaci za ich ścięcie karę.
Ten zapis ma uniemożliwić wycinkę przed sprzedażą działki deweloperom. Prawnicy już twierdzą, że skoro tak, to rżnąć można i sprzedawać deweloperom, byle pod warunkiem, że ci zbudują budynki mieszkalne a nie usługowe.
Kolejne zastosowanie „oględzin przez urzędnika” nowelizacja przewiduje gdy prywatny właściciel działki wpadnie na pomysł jej oczyszczenia z drzew i krzewów. Procedura wymaga odtąd aby zgłosić chęć taką do urzędu gminy. Ta ma wydelegować urzędnika, a ten w ramach oględzin sprawdzić, czy drzewa nie są chronione. Jeśli w ciągu dwóch tygodni od zgłoszenia nikt z gminy się nie pofatyguje, można ciąć. Jeśli zaś dojdzie do „oględzin”, to amator wycinki czeka na ewentualny sprzeciw. I jak od oględzin upłyną 2 tygodnie, a sprzeciwu nie będzie, to znaczy, że jest to objaw tzw. milczącej zgody. Czyli można ciąć.
Za takimi rozwiązaniami opowiedziało się 226 posłów, przeciw było 192, a trzech wstrzymało się od głosu. Po tym rozkładzie widać dokładnie, że posłowie i posłanki PiS mają z drzewami jakiś problem.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…