Prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie zwołał konferencję prasową, na której zapowiedział „pogłębioną kontrolę sprawy”. Podkreślił przy tym, że zrzut wody we Włocławku przeprowadzono zgodnie z prawem. Chce jednak porozumieć się z ekologami, aby podobne sytuacje nie miały miejsca w przyszłości.
W nocy 26 maja od północy do 12.00 w okolicy Włocławka na zaporze podniesiono poziom wody, aby spławić barkę transportującą trzy fragmenty statków. Wyprodukowała je płocka stocznia rzeczna dla holenderskiego armatora. Przetransportowanie ich do Gdańska drogą lądową ani koleją okazało się niemożliwe. Zrzut wody nastąpił jednak na terenie objętym programem Natura 2000.
W środku sezonu z pełną świadomością zniszczono lęgi rzadkich gatunków ptaków gniazdujących. To z myślą o nich ten obszar objęto ochroną. Ale pomimo apeli ekologów (m.in. WWF i Towarzystwa Przyrodniczego ALAUDA), ani Wody Polskie, ani Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Bydgoszczy ostatecznie nie wstrzymały decyzji i pozwoliła, aby zatonęły kolonie chronionych ptaków razem z gniazdami i piskletami (m.in. sieweczki rzecznej, sieweczki obrożnej, rybitwy białoczelnej i rybitwy rzecznej).
– Wody Polskie działały zgodnie z prawem, wykonując swoje statutowe i ustawowe obowiązki – powiedział prezes Przemysław Daca. – Musimy dbać o zrównoważony rozwój, ale jesteśmy zobligowani do gospodarczego wykorzystania rzek. Według mojej dzisiejszej wiedzy, wszystkie procedury zostały zachowane, jednak zlecam kilkudniową kontrolę, która ma wyjaśnić sprawę do końca.
Ekolodzy apelowali, aby ze zrzutem wody zaczekano do końca okresu lęgowego, ale stocznia nie odpowiadała na ich wezwania. Bydgoska RDOŚ wydała komunikat, że zrobi wszystko, aby wstrzymać całą akcję, jednak Przemysław Daca twierdzi, że nie dotarła do niego negatywna opinia Dyrekcji.
Teraz prezes Wód Polskich chce zorganizować rozmowy z ekologami pod patronatem ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej oraz Ministerstwa Środowiska – w celu uniknięcia podobnych sytuacji w przyszłości. Jednak haniebnej katastrofy ekologicznej już cofnąć się nie da. Ekolodzy domagają się, aby sprawą zajęła się prokuratura, ponieważ mogło dojść do przestępstwa świadomego spowodowania szkód w środowisku.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
A gdyby trwały w górnym biegu Wisły ulewne opady?
Wówczas bez oglądania się na ekologów dokonać należało zrzutu zapasu wody na wszystkich stopniach wodnych…
Powstrzymanie fali powodziowej byłoby ważniejsze…
Interesy gospodarcze również sa ważniejsze… A unikniecie kar umownych, które idą w miliony złotych – szczególnie ważne.
Na terenach zalewowych legi były topione falą od zarania dziejów, a ptaki gniazdujących tam gatunków istnieją nadal.
Może bez szaleństw fanatyków… tym razem ekologicznych.