Bez konsultacji, w tym bez uwzględnienia opinii nauczycieli, w dodatku w dużej mierze na koszt samorządów. Tak będzie wdrażane porozumienie zawarte przed strajkiem nauczycieli z „Solidarnością” – jako poselski projekt nowelizacji Karty Nauczyciela.

O tym, że taki projekt jest gotowy, była już minister edukacji Anna Zalewska zdążyła opowiedzieć mediom w połowie maja. Dziś wiadomo oficjalnie: do Sejmu wpłynął projekt poselski. To oznacza, że nie odbędą się wokół niego szerokie konsultacje społeczne. PiS pokazał zresztą nie raz, iż do dyskusji z nauczycielami i ogólnie środowiskiem oświatowym wcale się nie pali, a wypływające z niego inicjatywy i sugestie ignoruje.

Tak samo było podczas negocjacji z przedstawicielami związków zawodowych przed zapowiadanym strajkiem i już w jego trakcie. Sławomir Broniarz i Sławomir Wittkowicz, którzy reprezentowali na nich odpowiednio Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Forum Związków Zawodowych, podkreślali na konferencjach prasowych, że rząd mówił swoje, a nauczyciele swoje. Związki ustępowały, wykonywały gesty dobrej woli, rezygnując ze sztandarowego początkowo postulatu natychmiastowej podwyżki 1000 zł dla każdego zatrudnionego w oświacie – rząd obstawał, że nie ma na to pieniędzy.

Co ostatecznie nowelizacja da nauczycielom? Po cichu wyeliminowana zostanie jedna z „dobrych” zmian wprowadzonych przez Annę Zalewską: ścieżka awansu zawodowego, czyli także czas oczekiwania na podwyższenie zarobków konkretnej nauczycielki, znowu będzie trwała „tylko” 10, a nie 15 lat. Inna korekta dotyczy procedury awansu na stopień nauczyciela kontraktowego, drugi z czterech, jakie osiąga nauczyciel – do jego uzyskania wystarczy rozmowa z komisją kwalifikacyjną, nie będzie konieczny państwowy egzamin. ZNP od dawna sugerował tego rodzaju zmiany. Teraz doczeka się realizacji swoich postulatów, chociaż bez zbędnego rozgłosu.

Sprzątaniem po Annie Zalewskiej można również nazwać zapis o 1000-złotowym dodatku dla młodych, zaczynających pracę nauczycieli. Była już minister wcześniej odebrała im dodatek na zagospodarowanie, w wysokości dwóch pensji. Dobrze brzmi natomiast propozycja wprowadzenia ujednoliconego dodatku za wychowawstwo, który dotąd w różnych częściach kraju kształtował się na równym poziomie. Teraz wszędzie ma być to 300 zł (dotąd przeciętnie o ponad połowę mniej).

Uwagę przyciąga jednak zwłaszcza część projektu dotycząca obiecanej „Solidarności” podwyżki we wrześniu. Posłowie zamierzają podnieść wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli w następujący sposób: dla nauczycieli stażystów do 2782 zł, dla kontraktowych – 2862, dla mianowanych – 3250 zł i dla dyplomowanych 3817 zł brutto. Przed strajkiem i w jego trakcie ZNP i FZZ domagały się wyższych podwyżek. Najbardziej dziwi jednak nie to, że ich (uzasadnione) postulaty zostały zignorowane, lecz to, kto w mniemaniu PiS ma za podwyżki zapłacić.

Fundusze na wyższe pensje mają znaleźć się w subwencji oświatowej, a za podwyżki dla nauczycieli przedszkolnych mają zapłacić samorządy. Wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński nie ma złudzeń, że to właśnie na nie zrzucono całą odpowiedzialność.

– Samorządy zapłacą również za podwyżki w szkołach, bo skoro nie ma mowy o nowelizacji budżetu, to mówimy o wyższych pensjach w ramach tych samych pieniędzy – mówi związkowiec „Gazecie Wyborczej”.

paypal
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…