Argentyńskie szkoły zostały dziś zamknięte na 72 godziny. Nauczyciele zbuntowali się, bo inflacja zjada ich zarobki w ekspresowym tempie, a neoliberalny rząd ignoruje problem.
Jak szacują nauczycielskie związki zawodowe, od 2018 r. koszt koszyka podstawowych produktów żywnościowych wzrósł o prawie 85 proc. Tymczasem płaca w szkole wzrosła jedynie o 40.2 proc. Początkujący nauczyciel w Argentynie żyje blisko poziomu ubóstwa – zarabia równowartość mniej niż 1200 zł.
Podobnie jak w Polsce pedagodzy zdecydowali o przystąpieniu do strajku dopiero wtedy, gdy zawiodły wszelkie formy dialogu. W 2018 r. prezydent Macri zlikwidował struktury, w ramach których nauczyciele i ministerstwo dyskutowali o bieżących problemach szkół. Zawiodły rozmowy z samorządami. O tym, jaka była ich postawa, świadczy przykład prowincji Buenos Aires, gdzie nauczycielom zaproponowano podwyżkę wyrównującą obecną inflację plus 5 proc. płatną w… styczniu 2020 r. Gdy „hojna” oferta została odrzucona, samorząd ogłosił, że nauczyciele nie otrzymają pensji za dni strajku.
Nauczyciele w ramach protestu nie będą prowadzić zajęć, a także zorganizują demonstrację na centralnym placu stolicy Argentyny. Tam przyłączą się do nich inne zawody budżetówki, również niezadowolone ze swojej sytuacji, oraz osoby, które pracę w sektorze państwowym straciły za sprawą cięć rządu Mauricio Macriego.
Sonia Alesso, liderka Konfederacji Pracowników Oświaty, powiedziała telewizji Telesur, że cięcia państwowych wydatków w wykonaniu Macriego miało tragiczne skutki dla argentyńskich szkół. Zaznaczyła, że nauczycielki i nauczyciele walczą nie tylko o swoje pensje, ale i o oświatę na wysokim poziomie i równość uczniowskich szans zamiast tworzenia się bardzo zamożnych i bardzo zaniedbanych szkół.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
U nas to niemożliwe. My to nie południowcy. Argentyńczycy są tacy jak Grecy, Francuzi, Hiszpanie i Portugalczycy. Jako pracownicy są w stanie branżowo i nie tylko się zjednoczyć, walczyć. U nas sukcesem byłby już strajk 24-godzinny, ale nie wierzę w to. Większość szkół nie będzie strajkować. Mieszanka strachu, wygody i słomianego zapału. Szczególnie tam gdzie samorząd lokalny jest obecnie pisowski lub wszyscy maszerują grzecznie do kościoła