Prawo i Sprawiedliwość niszczy podstawy państwa prawa i znosi trójpodział władzy na rzecz monopartyjnej dyktatury. Partia Kaczyńskiego już zawłaszczyła Trybunał Konstytucyjny, media publiczne, służbę cywilną, spółki skarbu państwa, jest w trakcie przejmowania Sądu Najwyższego, instytucji kultury, szkół i uniwersytetów, coraz ostrzej atakuje niewygodne organizacje pozarządowe. Tymczasem część lewicowych komentatorów wciąż z lekceważeniem podchodzi do działań partii rządzącej, wręcz widząc dla siebie szansę w autorytarnych działaniach władzy. Za każdym razem rytualnie powtarzają, że za rządów PO-PSL wcale nie było lepiej, a sądy od lat źle funkcjonują, więc nie ma sensu ich bronić.
Wzorcowym przykładem tego typu narracji jest głos Pawła Jaworskiego, który z pogardą kwituje zamach na sądownictwo zdaniem „Prawdą jest, że upada pozór”, a następnie sugeruje, że lewica nie powinna angażować się w obronę sądów, lecz zająć się budową prawdziwie demokratycznego socjalizmu. Co on oznacza? Nie wiadomo, ale w domyśle jego częścią nie będą niezależne sądy, bo te stanowią domenę zepsutych liberałów.
Na dumnej loży obserwatorów, którzy lekceważą PiS-owski skok na sądy, siedzi coraz więcej osób, które twierdzą, że są ponad sporem między władzą i „liberałami”. Nie dostrzegają oni niebezpieczeństw wpisanych w zamach władzy na wymiar sprawiedliwości i powtarzają za propagandzistami rządu, że sądy dotychczas służyły właśnie złym liberałom. PiS-owska klisza o fatalnie działających sądach jest przejmowana przez coraz większą liczbę środowisk, również tych deklaratywnie postępowych. Obecnie wręcz nie wypada bronić sądów – wszyscy mamy się zgadzać, że działały one fatalnie. Dlaczego? Bo jeden z sędziów ukradł pół kilo kiełbasy, a inny orzekał za komuny. Dalsze drążenie tematu jest niemile widziane.
Tymczasem tak wzgardzane sądy, ze wszystkimi ich wadami, wcale nie są podrzędną instytucją, która służy wyłącznie wyobcowanym elitom. Oczywiście polskie sądownictwo mogłoby lepiej funkcjonować, ale zmiany powinny dotyczyć zupełnie innych jego aspektów od tych, na które wskazuje minister Ziobro i premier Morawiecki. Sędziów jest za mało, koszty procesowe są zbyt wysokie, a sprawy trwają często zbyt długo. Trudno w związku z tym stwierdzić, że całe sądownictwo w obecnym kształcie jest zbędne, a jego upadek lewica powinna przywitać z radością. Alternatywą władzy nie jest bowiem usprawnienie sądów, tylko podporządkowanie całego wymiaru sprawiedliwości partii rządzącej, a w praktyce uczynienie sędziów marionetkami upartyjnionej prokuratury.
Ponadto za część wyroków niekorzystnych z perspektywy środowisk postępowych nie odpowiadają sądy, tylko władza ustawodawcza i wykonawcza. Przykładowo, trudno, aby sędzia wydał wyrok pozwalający na zawarcie małżeństwa pary gejów, skoro jest to kwestia regulowana ustawowo. Dotyczy to też ograniczenia ubóstwa i nierówności społecznych czy podwyżki płac w budżetówce. Sądy nie zmieniają prawa, tylko mają orzekać w oparciu o nie.
Czy to znaczy, że mamy sądy lekceważyć? Tylko w ostatnich kilkunastu tygodniach prokuratura wskazała nam, co może oznaczać przejęcie sądownictwa przez obóz rządzący. Gdy całe sądownictwo będzie w rękach partii rządzącej, orzeczenia prokuratury będą ostateczne – sędziowie będą wykonywać jej polecenia. Kilka dni temu napis na murze biura posła PiS „PZPR” został uznany przez prokuraturę za promowanie totalitaryzmu. Niedawno dowiedzieliśmy się od prokuratury, że jej zdaniem pod koniec 2016 roku, gdy PiS wprowadzał zamordyzm w Sejmie, to opozycja się awanturowała i łamała procedury demokratyczne, a władza miała… dobrą wolę. Proces grozi też posłowi, Michałowi Szczerbie za to, że wskazał z nazwiska policjanta, który pobił protestującego działacza opozycji. Mieliśmy wizytę policji na konferencji naukowej o Karolu Marksie. Kilka miesięcy temu jeden z dyrektorów TVP zagroził więzieniem każdemu, kto krytykuje żołnierzy wyklętych. Mamy młodego kierowcę, który zderzył się z limuzyną Beaty Szydło – gdy sądy będą w rękach władzy, kierowca będzie miał zagwarantowane miejsce w więzieniu. Coraz częściej słychać też oskarżenia wobec dziennikarzy i artystów, kpiących z władzy. Skrytykujesz ministra, biskupa, lokalnego PiS-owskiego barona? Będziesz siedzieć! A sądy cię nie uratują – co więcej, mogą podnieść wymiar kary, aby wejść w łaski ministra sprawiedliwości i pierwszego prokuratora.
Zawłaszczenie sądów przez PiS to też podporządkowanie władzy sądów pracy. Już teraz setki ludzi o poglądach nieprzychylnych partii rządzącej traci pracę w instytucjach publicznych i spółkach skarbu państwa. Władza pospiesznie dokonuje czystek i tępi wszelkie środowiska oporu w zakładach pracy. Zawłaszczenie sądownictwa przez PiS odbierze zwalnianym za poglądy pracownikom ostatnią instytucję odwoławczą, a do tego da możliwość delegalizacji niewygodnych związków zawodowych i zakazu protestów czy strajków. Obecnie w wielu sprawach przed sądami pracy częściej wygrywają pracownicy. Po zamachu na sądownictwo być może ten trend zostałby zachowany poza jednym „drobiazgiem”: w firmach, w których role kierownicze sprawują ludzie związani z władzą, sprawy o mobbing, niewypłacanie pensji na czas czy nielegalne zatrudnienie na śmieciówce, będą każdorazowo wygrywać pracodawcy. Sąd Najwyższy jest ostateczną instancją orzekającą we wszelkich spornych sprawach. Jeżeli nawet znajdą się sędziowie, którzy będą orzekać wbrew władzy, to zdominowany przez PiS Sąd Najwyższy orzeknie wyrok zgodny z życzeniem prezesa Kaczyńskiego.
Zmiany przeforsowane przez PiS to wyroki na zamówienie, cenzura, zakazywanie demonstracji antyrządowych. A gdy społeczeństwo będzie miało dosyć ustawianych procesów i w wyborach poprze opozycję, Sąd Najwyższy unieważni wybory. To nie jest temat zastępczy. Socjaliści, socjaldemokraci i liberałowie powinni tutaj mówić jednym głosem: brońmy sądów!
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Po co te jojczenie? Przecież PiS przygotowuje „grunt” pod zmieniające się co kadencję (z jednym „wypadkiem przy pracy”) rządy. Za rok lewica przejmie władzę i będzie miała wszystko „pozamiatane”. Bez problemu wymieni na swoich.
Przestańcie bredzić Szumlewicz.
Albo macie kurzą pamięć albo próbujecie czytelnikom robić wodę z mózgu. Przypomnijcie sobie redaktorze jak to było przy poprzedniej zmianie rządów w stolicy wywalono wszystkich decyzyjnych urzędników (w tym dyrektorów szkół warszawskich) kiedy Lech Kaczyński opuścił fotel szefa Warszawy – następczyni zrobiła to samo. I tak się dzieje we wszystkich resortach przy każdej zmianie władzy. Wymienia się nawet firmy sprzątające… :-D
Wystarczał pracować za poprzedników – nie trzeba było ,,mieć poglądów”…
Zatem – to jest jakiś postęp… :-D
A swądy – jak wspominali inni komentujący – choćby z powodu korporacyjnej solidarności sędziów, ich arogancji i kolesiostwa – należy głęboko przewietrzyć.
100/100
Tu nie chodzi wcale o to, że nie bronimy sądów „bo sędzia ukradł kiełbasę”, albo, że w myśl polskiego prawa nie mogą uznać małżeństw jednopłciowych. Piotr Szumlewicz sprowadza to do absurdu. Czy autor słyszał na przykład o masowym ustanawianiu kuratorów, reprezentujących ponad 100-letnich „zaginionych” „prawowitych właścicieli” kamienic? Słyszał o podejmowaniu przez sądy decyzji zwrotowych na podstawie kserówek jakichś notatek? Słyszał o eksmisjach na bruk orzekanych przez sądy? Tu nie mówimy o pojedynczych przypadkach, ale o powszechnej tendencji, o sędziach pochodzących z klasy wyższej i wyrażających pogardę wobec biednych i wykluczonych.
Szanowny pan ma na myśli bronić siłą? Mam bronić sądów które setki tysięcy jeśli nie miliony pracujących Polaków wysłały w niebyt czy pozbawiły dachu nad głową z idiotycznych powodów lub tylko dlatego że biednego nie stać na adwokata? Rytualnie powtórzę : „spadaj dziadu”.
Tys prowda