Tekst ten jest kolejnym głosem w dyskusji o przeszłości i przyszłości partii Razem, czy szerzej – lewicy społecznej. Powstanie partii Roberta Biedronia, która wedle sondaży okazuje się partią „wybieralną” to czas na podsumowania, określenie własnej tożsamości, czy raczej określenie, czym ruch na lewo ma się kierować.
Dotychczasowa działalność partii została dobrze podsumowana, nie ma tu zbyt dużo do dodania. Natomiast wezwanie do rozwiązania Razem wydaje się całkowicie bezsensowne, a wręcz kuriozalne.
W Polsce nie ma żadnej partii pracowniczej. Początki Razem to chęć zbudowania właśnie takiej partii. Pierwsze miesiące to bardzo silny nacisk na kwestie ekonomiczne i pracownicze. Tematy praw człowieka, choć obecne, były nieco z boku, na tyle, że Razem zostało wręcz oskarżone na łamach „Codziennika Feministycznego” o podskórną homofobię. Po wyborach narracja zmieniła się, w zasadzie w pełni za sprawą PiS-u, który zaczął uwłaszczać się i podporządkowywać sobie wszelkie instytucje. Później przyszedł atak na prawa kobiet i kolejne ataki na mniejszości seksualne, wyznaniowe i narodowościowe. Niejako wymusiło to koncentrację partii na kwestiach praw człowieka. W ostatnim czasie, szczególnie po powstaniu Wiosny, narracja Razem znów przesuwa się w stronę kwestii ekonomicznych i pracowniczych.
Czy kwestia poparcia konfliktów pracowniczych i dyskusji o ekonomii wystarczy? Moim zdaniem nie. Nawet wtedy, gdy obrona instytucji państwa i praw obywatelskich wychodziła na pierwszy plan, Razem nie zaniedbywało wsparcia protestów pracowniczych, pojawiając się na protestach choćby pracowników Biedronki. Nie przełożyło się to na poparcie w sondażach. Moim zdaniem samo wspieranie konfliktów pracowniczych to za mało. Pojawianie się na protestach może być odebrane różnie – z jednej strony może spotkać się z wdzięcznością za wsparcie, z drugiej może być odebrane jako oportunistyczne wykorzystywanie protestu do zbijania kapitału politycznego. W takim wypadku należy postawić pytanie – co robić?
Polskiej lewicy potrzeba partii, która ma wizerunek partii walczącej. Partii, która nie tylko wspiera konflikty pracownicze, ale która w tych walkach uczestniczy. W internecie często można było spotkać się z opinią, że ludzie w partii Razem znaleźli pierwszy raz środki do działalności społecznej i politycznej. Bardzo dobrze, że partia zaktywizowała ludzi do tej pory nie udzielających się, ale niestety często odnosi się wrażenie, że została ona też jedynym polem aktywności.
Co gorsza, aktywiści Razem maja podobny problem jak reszta lewicowych aktywistów, począwszy od anarchistach, na socjalliberałach skończywszy. Tym problemem jest całkowite wyłączenie siebie samych z walk klasowych jako podmiotu. Pojęcie klasy i sam Marks jest na lewicy bardzo modny, niestety często odnosi się wrażenie, że jest to raczej odklejony od życia model, mający znaczenie czysto teoretyczne. Doświadczenie walk pracowniczych, negocjacje z cynicznymi dyrektorami czy menadżerami i świństwa, które potrafią zrobić i się od nich wykpić często potrafią postawić osoby zaangażowane w konflikt w stan oburzenia i kompletnej bezsilności. Nic tak nie budzi świadomości klasowej. Bardzo świeżym przykładem niech będzie tutaj ostatni strajk w LOT, gdy prezes spółki z premedytacją kłamał, że strajk jest nielegalny, w ostatnich dniach sąd potwierdził to, co dla drugiej strony barykady było oczywistością – protest w sprawie regulaminu wynagrodzeń jak najbardziej legalny był.
Tego typu doświadczenia są bardzo ważne w lewicowej polityce. Po pierwsze dlatego, że jako ruch uczymy się, jak rozpoznawać dezinformację sianą przez pracodawców. Bez tego doświadczenia, możemy mimo lewicowego serduszka znaleźć się po złej stronie barykady, tak jak Jaś Kapela dwa lata temu na łamach KP, broniący łamistrajków w Krowarzywa. Zarazem takie doświadczenie buduje tożsamość – zawodową i klasową. Nie ma tożsamości klasowej, a przynajmniej trudniej ją budować, bez utożsamiania się ze swoją pracą. Działacz partyjny biorący udział w walkach pracowniczych może stanąć i powiedzieć – „tak jak Wy jestem nauczycielem czy górnikiem, razem z wami ciężko pracuję i mam swoją godność jako pracownik. Znam wszystkie problemy, które dotykają nas w pracy od podszewki i będę walczył o poprawę bytu naszego i innych grup zawodowych”.
Partia powinna składać się z takich właśnie osób – uczestników walk klasowych. Dla takiej partii wybory choć ważne, nie są jej jedynym celem. Taka partia staje niejako przed trzema zadaniami bądź walkami: polityczną, ekonomiczną i teoretyczną. Pole polityczne jest oczywiste, ekonomiczne opisałem powyżej. Pole teoretyczne to wypracowanie narracji łączącej różne rodzaje walk. W ostatnich latach mamy do czynienia ze wzbierającą falą protestów pracowniczych, rzadko kiedy jednak protesty te wykraczają poza postulaty czysto ekonomiczne. Brak jest spoiwa, które pokazywałoby, że kiepska pogarszająca się sytuacja we wszystkich branżach – stagnacja bądź powolny wzrost płac, umowy śmieciowe, wzrost czynszów – nie są anomaliami tylko logiczną konsekwencją zasad, które rządzą kapitalizmem.
W takiej perspektywie wezwanie do rozwiązania partii Razem, jak wyżej wspomniałem wydaje mi się bezsensowne. Wiosna nie ma aspiracji do bycia partią pracowniczą i antykapitalistyczną – program Wiosny można w najlepszym razie uznać za próbę realizacji liberalnego postulatu równości szans. Jeśli Razem przyjmie strategię taką jak opisałem, przegrane wybory będą dla partii tylko niedogodnością, a nie totalną klęską.
Twierdzenie o konserwatyzmie polskiej klasy ludowej wydaje mi się kuriozalne. Mit ten kultywowany od lat 70-tych, zapoczątkowany przez Adama Michnika wydaje mi się szczególnie szkodliwy dla lewicy. O bzdurności tego mitu niech świadczy choćby liczba miast w których zorganizowany został Czarny Protest. Pro-choicowy protest organizowano w miastach, które od wielu lat nie widziały żadnej demonstracji. Polska klasa ludowa nie jest unurzana w konserwatyzmie tak jak się wydaje. Również skłonność do głosowania na PiS wydaje mi się mitem – choć PiS ma programy socjalne, które okazały się sukcesem, należy zwrócić uwagę, że zostały one wprowadzone w czasach prosperity. Otwartą pozostaje kwestia którą reformę PiS wycofa w czasie kryzysu – likwidację podatku spadkowego i obniżkę podatków sprzed 10 lat, czy 500+? Odpowiedź wydaje mi się absolutnie oczywista.
Główną osią budowania lewicy powinna być ekonomia. Sytuacja ekonomiczna zdaje się też sprzyjać temu podejściu – najbliższy rok zapowiada się jako rok protestu ogromnych rzesz pracowników – asystentów sądowych, rezydentów, nauczycieli, pracowników opieki społecznej. Koniunktura na partię na lewo od Wiosny tylko się polepsza. Polska rozpaczliwie potrzebuje partii radykalnie lewicowej, pluralistycznej i będącej alternatywą dla wzbierającej brunatnej fali. Choć mam nadzieję, że polski Macron nie pójdzie drogą swojego francuskiego odpowiednika, tak wydaje mi się że najbliższe lata pokażą nam, że nie ma powrotu do liberalizmu. W takiej sytuacji pozostanie nam jedynie socjalizm, albo barbarzyństwo. Działanie i budowanie partii bądź ruchu opartego na powyższych pryncypiach jest palącym problemem lewicowego ruchu.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…