Decyzją rządu PiS w grudniu zeszłego roku zabrzańska KWK Makoszowy przestała wydobywać węgiel. 127-letnia historia kopalni dobiegła końca. Ale nie dla wszystkich. Górnicze pióropusze, galowe mundury, barbórkowe kufle, sztandar „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się” – Salę Tradycji wypełniają wspomnienia, które wielu pracownikom nie pozwalają pogodzić się z zamknięciem ich zakładu. Górnicy chcą go otworzyć w formie spółki pracowniczej.
Pod bramą kopalni jest cicho jak zwykle. Kiedy kopalnia jeszcze działała i przyjeżdżałem tutaj wspierać załogę mobilizującą się w obronie miejsc pracy nie mogłem się nadziwić, że gdzieś tam zatrudnionych jest podobno 1300 osób. Ta perspektywa setek ludzi znikających pod ziemią, w jakimś innym, niedostępnym świecie i wykonujących różne tajemnicze, pobudzające wyobraźnię zajęcia fascynowała mnie od dziecka. Jak tam jest? Co oni tam robią? Kiedyś na kopalni Sośnica zobaczyłem mapę chodników górniczych – a więc to tak wygląda moje miasto z ich perspektywy? Nurtowało mnie to wszystko tym bardziej, że górnicy na ogół niechętnie mówili o swojej pracy. „Robota jak robota, ciężka, tu ni ma co godać, tu trzeba robić”. Co najwyżej narzekania na opryskliwego sztygara, brak podwyżek, no i oczywiście na „tych ciuli z Warszawy”, co tylko przeszkadzają i nie pozwalają „uczciwie robić”. Gdyby mieli w sobie chociaż trochę tej śmiałości, co biurowa klasa średnia, która nad papierkową robotą jest w stanie roztoczyć nimb niezwykłości, neoliberałom nie byłoby tak łatwo sprzedać społeczeństwu wizerunku górników jako roszczeniowych pieniaczy. Ale swój sekret zostawiali tam, na dole. Przypominały o nim tylko czarne od pyłu otoczki ich oczu.
Może to z powodu tej ciekawości ciągle wracam pod Makoszowy? Znowu jest tu cicho, ale tym razem nie ma w tym żadnym zaskoczenia. Wielkie zabudowania stoją opustoszałe – jak dowiaduję się od Andrzeja Chwiluka ze Związku Zawodowego Górników w Polsce, około tysiąca osób zostało przeniesionych na inne kopalnie, 200-300 kolejnych skorzystało z wcześniejszych emerytur czy urlopów górniczych. Pytam, jak zmieniły się warunki pracy przeniesionych. – Ci, co trafili do kopalń należących do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (niewielka część) nie stracili finansowo, a niekiedy zyskali o 10-20 proc. więcej. Ale większość, która pracuje teraz w Polskiej Grupie Górniczej straciła, co najmniej 20 proc.
PGG to spółka, którą rząd PiS utworzył, by przejęła majątek i zobowiązania bankrutującej Kompanii Węglowej. 11 kopalń i 4 zakłady trafiło do nowego podmiotu. Te kopalnie należące do Kompanii, które uznano za nieperspektywiczne – wśród nich Makoszowy – zostały przeniesione do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Ale SRK zajmuje się likwidacją, czy – jak wolą mówić politycy, ponieważ słowo na „l” nie przechodzi im przez gardło – „wygaszaniem” wydobycia. W tym roku do SRK trafiają kolejne kopalnie: Krupiński z Suszca, Wieczorek z Katowic czy Śląsk z Rudy Śląskiej.
PiS, który punktował koalicję PO-PSL za zamykanie kopalń, broni się, że wygaszanie wydobycia w nierentownych kopalniach nie oznacza ubytku miejsc pracy. Górnikom likwidowanych kopalń oferuje się przeniesienia do innych zakładów. Teraz, w sytuacji kryzysu, mogę zaspokoić swoją ciekawość i wypytać pracowników o to, jak im się powodzi.
– Pracuję w Knurowie, codziennie 15 kilometrów dojeżdżam do pracy – mówi mi pan Roman, wąsaty pracownik płuczki, dobry duch załogi, zawsze w pierwszej linii, gdy idzie o obronę Makoszów. – Ludzie fajnie nas przyjęli, ale jesteśmy pracownikami drugiej kategorii. Rocznie zarobię mniej. 2,5 tysiąca na rękę mam. A warunki? Śmiech na sali! My żartowaliśmy, że u nas to był rozpiździel, ale tam to jest czysty burdel! – denerwuje się pan Roman. – Koledzy robią po pas w wodzie, na niektórych stanowiskach pod dziurawym dachem, woda im na głowę leci.
Pan Roman w Makoszowach przepracował 26 lat. Kopalnię nazywa swoim „drugim domem”. Oburza się, że młodsi pracownicy rzadko są tak przywiązani do zakładu jak załoga z większym stażem: – Młodzi to mówią tak: ja mam na to wyjebane. Jak nie tu, to pójdę gdzie indziej. Ale my się trzymamy razem. Jak imprezy organizujemy, wyjazdy to obowiązkowo w koszulkach Makoszowy jedziemy. Innych nie chcemy. Dla nas ta kopalnia nie umarła.
O tym, że pan Roman się nie poddaje świadczy jego profil na Facebooku. Regularnie wstawia zdjęcia z dawnych i obecnych imprez, montuje filmiki, zaprasza na festyny organizowane przez starą załogę. – Do mnie ludzie piszą, co tu kiedyś pracowali. Z zagranicy nawet. Piszą, że im się łza w oku kręci jak widzą, jak to wszystko zmarnowane zostało.
Pan Roman trafił do kopalni należącej do JSW. Mimo, że otrzymał warunki pracy jak nowoprzyjęty pracownik, w porównaniu z kolegami, którzy znaleźli się w PGG i tak jest uprzywilejowany. O to, jak pracuje się dla nowej spółki pytam pana Piotra, górnika dołowego. – A ty potem jakichś głupot przeciwko nam nie napiszesz? – żartuje. – Co ty, nie znasz tego chopa? On tu zawsze do nas przyjeżdża – reaguje pan Roman.
Pan Piotr dojeżdża do pracy 37 kilometrów w jedną stronę. Pracuje w Rydułtowach, ale ma szczęście: niebawem także przenosi się do Knurowa, do JSW. Skąd chęć zmiany? – Finansowo to mam o 1000 złotych mniej miesięcznie niż w Makoszowach. W tym miesiącu dostałem na rękę 3200, ale w tym mam dwie soboty dodatkowe wyrobione i dodatek na wyprawkę szkolną. Czyli w normalnym miesiącu netto miałbym poniżej 3 tysięcy. – To i tak dużo – wtrąca się pan Roman. – Tu syn kolegi ma 2400 na czysto. On na dole robi i mniej ode mnie dostaje!
Ale nie tylko z powodów płacowych pan Piotr chce odejść z PGG. – Rydułtowy to jest niebezpieczna kopalnia. Masz tam prawie wszystkie możliwe zagrożenia. Cały miesiąc przy materiale wybuchowym robisz. Ja w 5 różnych kopalniach pracowałem. Nigdzie nie było tak niebezpiecznie jak tam. A w Makoszowach było najlepiej.
Jak potoczyły się losy reszty załogi? – Ci, co poszli do JSW są zwykle zadowoleni. Ci, co do PGG często załamani. Wielu poszło albo zaraz pójdzie do innej pracy, nawet poza górnictwem – odpowiada pan Piotr. Moi rozmówcy nazywają gwarancje zatrudnienia dla przenoszonych górników propagandą rządu. Praca niby jest gwarantowana, ale jej warunki – finansowe, dojazdy, bezpieczeństwo – często na tyle gorsze, że górnicy próbują przenosić się do innych kopalń albo odchodzą z zawodu. Nie mówi się też o tym, że dla pracowników administracyjnych nie ma wsparcia w znalezieniu nowego zatrudnienia.
Spółka pracownicza to dla Makoszów ostatnia deska ratunku. Górnicy wcale nie są przekonani do tej formy zarządzania kopalnią. Wiedzą, że to wielka odpowiedzialność. Ale nie chcą rozstać się ze swoją dawną żywicielką. – Ta kopalnia w ostatnich trzech miesiącach działalności notowała wynik na plusie. Tu są 54 miliony złóż już udostępnionych. Można by je rentownie pozyskiwać przez długie lata przy zatrudnieniu 1000 osób – twierdzi Chwiluk.
Byli pracownicy KWK Makoszowy i organizacje związkowe zawiązali w sierpniu spółkę pracowniczą i wystosowali do ministra energii, Krzysztofa Tchórzewskiego list z prośbą o przekazanie koncesji na wydobycie. Spółka chciałaby rozpocząć od zagospodarowania około 1/5 obecnej powierzchni kopalni i zatrudnienia 400 pracowników. Górnicy zdają sobie jednak sprawę, że bez politycznego nacisku na rząd ich starania na nic się zdają. Do tej pory partia rządząca zignorowała protesty i apele o dialog, wysuwane przez stronę pracowniczą. O wsparcie dla swojej sprawy poprosili Piotra Ikonowicza i Partię Razem, która towarzyszyła górnikom na poprzednich etapach walki o ich kopalnię.
– Skoro mówicie, że ta kopalnia mogłaby być rentowna, to jaki rząd ma w tym interes, żeby was blokować? – dziwię się. Górnicy są zdania, że argumenty ekonomiczne są po ich stronie, ale ministerstwo jest na nie głuche, ponieważ w tle toczy się jakaś rozgrywka polityczna. Podejrzewają, że osoby powiązane z PiS mogą mieć chrapkę na eksploatację ich złóż, ale ich zdaniem z poziomu sąsiedniej kopalni to nie ma prawa się udać. – Sztucznie wykreowano konflikt między nami a kopalnią Sośnica – zauważa Chwiluk. Gliwicka KWK Sośnica w latach 2005-2010 była połączona z Makoszowami. Pracownicy z Zabrza twierdzą, że bratni szyb był uprzywilejowywany ich kosztem. – Do kolegów z Sośnicy nie mamy przecież pretensji. To są dobrzy pracownicy – podkreślają zgodnie. Ale przypuszczają, że decyzja o likwidacji KWK Makoszowy została podjęta, ponieważ prawda o kondycji ich kopalni mogła być niewygodna dla Sośnicy, która także przeżywała w ostatnich latach trudności, a jednak znalazła się w PGG i kontynuuje wydobycie.
Obecnie pojawiają się zresztą doniesienia, że złoża z Makoszów mogą zostać przejęte przez Sośnicę lub inną kopalnię należącą do PGG, KWK Bielszowice. Jednak moi rozmówcy twierdzą, że fedrunek w Zabrzu będzie opłacalny pod warunkiem ponownego uruchomienia szybów w Makoszowach. Przejęcie złóż z zewnątrz będzie generowało niepotrzebne koszty, co ich zdaniem miało miejsce w okresie połączenia z Sośnicą.
Czy dla Makoszów jest jeszcze nadzieja? Rozgoryczona załoga obawia się, że o ich losie zdecydowano z pobudek politycznych, a nie ekonomicznych. I póki istnieje techniczna możliwość przywrócenia kopalni, nie zamierzają się poddawać. Dziś potrzebują wsparcia, żeby do ich historii dumnie wyeksponowanej w Sali Tradycji dopisany został kolejny rozdział. Ale przekonują, że nawet jeśli tak się nie stanie, Makoszowy będą żyły dalej – w ich wspomnieniach, nadziejach i więziach, które pozostały po zamkniętym, chwilowo lub bezpowrotnie, zakładzie.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Srała babka srała, a gdzie był ten „dobry” Chwiluk jak zabierali nam deputat węglowy i dlaczego nie było żadnej akcji uświadamiającej pracownikom że to jest bezprawie i żeby nie podpisywać ????, teraz by dostali po 10 tys a przez takich jak Chwiluk i spólka dobrowolnie straciliśmy deputaty, a panowie związkowcy dalej siedzą na swoich stołkach bo ich nie można ruszyć i szykują sobie nową kasę pod szyldem Spólka Pracownicza.
To w końcu węgiel jest zły http://strajk.eu/rzad-triumfuje-elektrownia-weglowa-rozbudowana/ czy dobry? Bo cos przekaz tu macie niespójny
To się nazywa dialektyka marksistowska :DDDDDDDDD
niepisz oczymś oczycym nie masz pojęcia
przed wyborami pisuary obiecali górnikom że kopalń nie zamkną , a tu jak zwykle obiecanka cacanka…..
1300 ludzi miało pracę, 1300 rodzin miało za co żyć. Czysty socjalizm. I dlatego do likwidacji.
????????????????????????????????????????????????????????????????????
Czyli, jeśli dobrze rozumiem, należy utrzymywać nierentowną kopalnię (tzn. dopłacać), żeby 1300 górników mogło sobie fedrować.
Dobre :DDDDDDDDD
Her Szszurcze, nierentowność to tej kopalni robi Warsiawka