Obawiają się terroryzmu, w szczególności ze strony Państwa Islamskiego. Martwią się, że nie znajdą nie tylko wymarzonej, ale w ogóle żadnej pracy. Chcieliby żyć w stabilnych państwach, ciesząc się zarazem wolnościami obywatelskimi. To wyniki badania opinii publicznej wśród młodych obywateli państw arabskich.
Pracownia Penn Schoen Berland po raz ósmy przeprowadziła w 2016 r. Badanie Opinii Publicznej Młodzieży Arabskiej. Przepytała 3500 młodych kobiet i mężczyzn (w proporcji pół na pół) z niemal wszystkich krajów arabskich. Obywatele w wieku od 18 do 24 lat opowiadali o polityce, codziennym życiu, bieżących problemach społecznych, aspiracjach i marzeniach. Ankieterzy nie dotarli wszędzie – musieli ominąć ogarniętą wojną domową Syrię, rozmawiali ponadto głównie z obywatelami i obywatelkami żyjącymi w większych miastach poszczególnych państw. I tak jednak nad wynikami ankiety warto się pochylić. Choćby po to, by przekonać się, że wiele stereotypowych opinii o świecie arabskim, krążących po mediach, zasługuje co najmniej na zakwestionowanie.
Arabów – niezależnie od wieku i państwa pochodzenia – Polacy stanowczo nie lubią. W sondażu Ipsos z lipca ubiegłego roku tylko 18 proc. badanych stwierdziło, że im ufa, ponad połowa uznała, że są oni zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa (dziś zapewne pierwsza wartość byłaby jeszcze niższa, a druga wyższa). To obraz ukształtowany na medialnych doniesieniach, bo osobiste doświadczenia z kontaktów z Arabami zadeklarowało zaledwie 7 proc. respondentów. Świetnie mają się stereotypy typu „Arabowie = muzułmanie = terroryści” czy „każdy terrorysta to muzułmanin”. Ich trwałości nie przeszkadza nawet fakt, że gros dokonujących się na świecie aktów terroryzmu to przemoc muzułmanów wobec muzułmanów – ataki fundamentalistów na ludność albo innego odłamu islamu (częściej sunnitów na szyitów niż odwrotnie), albo „zbyt mało islamską”, albo po prostu na przypadkowych ludzi, w imię zastraszania całych społeczeństw. Takie akty terroryzmu wstrząsają codziennie Irakiem, Afganistanem czy Libią, regularnie powtarzają się w innych krajach muzułmańskich.
Czy ich rezultatem jest powszechne poparcie dla terrorystów? Ankieta wśród młodych Arabów dobitnie odpowiada: nie! Zapytana o najpoważniejszy aktualny problem społeczno-polityczny, równo połowa respondentów wskazała – wśród innych odpowiedzi, można było zaznaczyć kilka – właśnie Państwo Islamskie. 38 proc. młodych Arabek i Arabów uważa, że problemem takim jest wzrost nastrojów terrorystycznych w ogólności. Gdyby zapytano o Da’isz młodych Irakijczyków i Syryjczyków, którzy mieli nieszczęście znaleźć się na terenie zajętym przez terrorystów, wynik mógłby być jeszcze bardziej jednoznaczny. Zarówno Irak, jak i Syria toczą obecnie zmasowane działania przeciwko Państwu Islamskiemu. Co robi ludność, widząc, że rządy dżihadystów są zagrożone? Czy masowo chwyta za broń, nie chcąc, by laicka Syria i rządzony przez szyitów Irak zniszczyły „odrodzony kalifat”? Nie. Ludzie, w tym młodzi, w pierwszym odruchu przed terrorystami uciekają. W Iraku takich uchodźców wewnętrznych jest ok. 2,5 mln. Syryjczyków nie liczy już nikt.
Jeśli nie kariera terrorysty, to co jest marzeniem młodego obywatela państwa arabskiego? Jak pokazuje badanie, od wchodzącego w samodzielne życie Europejczyka wcale nie dzieli go przepaść. Arabowie i Arabki sugerowali, że martwi ich brak perspektyw na rynku pracy (36 proc. wskazań), ogólna społeczna niestabilność (34 proc.), rosnące koszty życia (30 proc.), wskazywali jako potencjalne źródło dalszych problemów rozgrywający się w ich bliskim sąsiedztwie konflikt izraelsko-palestyński (23 proc.). Gdzie te nieprzekraczalne różnice w podejściu do życia, którymi lubi straszyć nas prawica? Gdzie ogromne ponoć znaczenie religii i generowanej przez nią przemocy, o którym słyszymy każdego dnia? Zaledwie 17 proc. arabskiej młodzieży stwierdziło, że ich zmartwieniem jest upadek tradycyjnych wartości. To, zdaje się, wartość zbliżona do polskiej (i przynajmniej kilku innych krajów europejskich). Najbardziej typowym dla regionu problemem, niespotykanym w Europie, okazują się malejące ceny ropy naftowej, czyli surowca, na którym opiera się istnienie kilku krajów, gdzie przeprowadzano ankietę – to martwi równo dwie trzecie ankietowanych, a nad Zatoką Perską aż 80 proc. Tyle, że w tym momencie znowu nie chodzi o jakąś „islamską specyfikę”, ale o zwyczajne kwestie bytowe. Spadające ceny ropy oznaczają zagrożenie dla polityki społecznej państwa. Arabia Saudyjska, widząc spadek dochodów z tego tytułu, pierwszy raz w historii wprowadziła podatek VAT. Młodzi ludzie boją się dalszych cięć, które w zestawieniu z bezrobociem i niskimi zarobkami jeszcze skomplikują ich życie.
Jeszcze jedno potwierdzenie faktu, że właśnie codzienny wymiar ekonomii najbardziej spędza sen z powiek młodych Arabów i Arabek znajdziemy w odpowiedziach na pytanie o motywy, jakimi mogą kierować się adepci Państwa Islamskiego. Najpopularniejszą opcją okazało się wprawdzie „nie wiem, jak ktokolwiek mógłby chcieć przystąpić do Da’isz”, ale o zaledwie punkt procentowy mniej (24 proc.) zdobyła odpowiedź wskazująca na biedę i brak perspektyw. Nie są to puste słowa. Najwięcej arabskich rekrutów Da’isz pochodzi z krajów, których obywatele i obywatelki w ankiecie najgłośniej podkreślali brak szans na zdobycie pracy. Na dalszych miejscach w sondażu znalazły się odpowiedzi odwołujące się do religii – motywacją do przystąpienia do Państwa Islamskiego (18 proc.) miałoby być przekonanie o tym, że wierzy się w jedyną słuszną interpretację islamu, zaostrzenie się konfliktu między sunnitami i szyitami (17 proc.), marzenie o życiu pod rządami sprawiedliwego kalifa (13 proc.). Tyle, że jedno nie wyklucza drugiego, a wręcz przeciwnie. Młody człowiek bez pracy i szans na samodzielność będzie z większym zainteresowaniem słuchał radykalnych kaznodziejów, wzywających, by rzucić nędzną egzystencją i z bronią w ręku ruszyć na niewiernych (oczywiście za wynagrodzeniem, Państwo Islamskie swoim żołnierzom płaci sowicie). A nawet i wysadzić się w powietrze, jeśli w zamian za beznadziejne życie dostanie się nagrodę w raju.
Uderza w sondażu również powszechne rozczarowanie efektami tzw. arabskiej wiosny, której właśnie młodzi ludzie z miast byli najbardziej entuzjastycznymi uczestnikami. Pamiętacie, jak zachwycano się wpływem mediów społecznościowych na szerzenie demokracji? Jak wieszczono, że Facebook i Twitter w rękach pełnych entuzjazmu młodych ludzi staną się narzędziami prawdziwej „dobrej zmiany” na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej? Niestety, rację mieli ci nieliczni trzeźwi autorzy, którzy wskazywali, że na chaotycznym obalaniu rządów skorzystają przede wszystkim islamscy radykałowie. Pięć lat po „demokratycznym przełomie” jako taką demokrację wyłącznie w Tunezji – notabene jednym z najmniejszych i najmniej istotnych pod względem strategicznym państw, w których protestujący wyszli na ulice. W większości pozostałych państw skończyło się na półśrodkach i wygaśnięciu manifestacji, albo na ich zwyczajnym stłumieniu. Wojny domowej o włos uniknął Egipt, ale i demokracji nie osiągnął – po obaleniu autorytarnego Mubaraka swoją wersję autorytarnego państwa zaczęli budować Bracia Muzułmanie, nie dali jednak rady doświadczonym w rządzeniu wojskowym, którzy skutecznie – i przy znacznym społecznym entuzjazmie – odrestaurowali dawne porządki. Tam, gdzie Stanom Zjednoczonym i części krajów europejskich szczególnie zależało na „promowaniu demokracji”, rzeczone promowanie albo przybrało postać otwartej interwencji (Libia), albo interwencji pośredniej (Syria).
W obu przypadkach przynosząc mieszkańcom tych krajów śmierć i zniszczenia sto razy gorsze niż te, który były ich udziałem pod rządami Baszszara al-Asada i Mu’ammara Kaddafiego. Rządy obydwu oczywiście niewiele miały wspólnego z liberalną demokracją, ale czy za orędowników swobód i wolności obywatelskich można uznać jordańskiego króla Abd Allaha, rządzący Bahrajnem ród Al Chalifa czy wreszcie wahhabickich Saudów? Przeciwko nim też protestowano, a jednak supermocarstwa nie zdecydowały się uruchomić swojego wsparcia. W końcu akurat z tymi autorytarnymi władcami USA dogadują się znakomicie.
Młodzi Arabowie, nawet jeśli nie interesują ich niuanse geopolityki, słusznie dostrzegają, że w ostatecznym rozrachunku „twitterowe rewolucje” wiele dobrego nie przyniosły. Zadowoleni są, mimo wszystko, tylko Egipcjanie (61 proc.) – obywatele kraju, w którym wątpliwe zdobycze arabskiej wiosny w postaci rządów Braci Muzułmańskich zostały już zredukowane do zera. Wśród Tunezyjczyków entuzjazm dla młodej demokracji wyraża ledwie 24 proc. ankietowanych. W końcu młodzi, którzy wyszli w tym kraju na ulicę, borykali się głównie z bezrobociem, niskimi zarobkami, brakiem perspektyw. Demokracja parlamentarna niewiele w tym względzie zmieniła. W Libii bez Kaddafiego, za to z dwoma rywalizującymi rządami i rosnącymi wpływami Państwa Islamskiego, żyje się lepiej 14 proc. młodych kobiet i mężczyzn. Ponad 58 proc. ankietowanych stwierdziło, że na chwilę obecną stabilność na Bliskim Wschodzie jest dla nich ważniejsza niż szybka implementacja demokracji. Demokrację od stabilności woleliby tylko mieszkańcy krajów Lewantu (Syria, Jordania, Liban), ale tutaj brak możliwości odpytania mieszkańców najważniejszego i najludniejszego, przed wojną domową, kraju subregionu – Syrii – może całkowicie zaciemnić stan rzeczy.
Więc jednak „uzasadnione islamem” dążenie do dyktatur, obce nam, światłym Europejczykom? Niekoniecznie. Marzenie o życiu w pokoju trudno uznać za coś szczególnie dziwnego. A rozczarowanie „rewolucjami” nie wymazało marzeń młodych ludzi o swobodach obywatelskich. Ich zakres chciałoby poszerzać 67 proc. ankietowanych w ogólności i aż 74 proc. młodych mieszkanek i mieszkańców konserwatywnych państw Zatoki Perskiej. Być może rysuje się trend, przed którym te państwa będą musiały – powoli – ustępować, tym bardziej, gdy spadające ceny ropy nie pozwolą im dłużej kupować pokoju społecznego. Identycznie wygląda poparcie dla poszerzania zakresu praw kobiet przewidywanych przez lokalne ustawodawstwo – chce tego 67 proc. ankietowanych, 68 proc. młodych Arabek i 66 proc. Arabów. W czołówce krajów, gdzie młodzież chce tego najbardziej, Zatoka Perska właśnie. W Arabii Saudyjskiej większych swobód dla obywatelek chce aż 90 proc. ankietowanej młodzieży. Można domyślić się, że właśnie z uwagi na takie tendencje kobiety zostały w ubiegłym roku dopuszczone do udziału w wyborach do rad lokalnych. Kilkanaście zdobyło mandaty, chociaż bezpośrednią kampanię wyborczą mogły adresować tylko do innych kobiet.
I wreszcie pytanie o religię – czyli zasadniczo islam – w ogóle. Ponad połowa młodych Arabów, w zdecydowanej większości wierzących, raz jeszcze opowiedziała się przeciwko sporom opartym jedynie na interpretowaniu świętych tekstów, stwierdzając, że religia odgrywa zbyt wielką rolę w życiu politycznym Bliskiego Wschodu. Przeciwnego zdania było tylko 29 proc. Szczególnie negatywny wpływ przypisuje się konfliktowi między sunnitami a szyitami – to zdanie 72 proc. młodych ludzi. Którzy, jak widać z wcześniejszych pytań, woleliby raczej żyć w pokoju, niż brać w nim aktywny udział.
Na koniec jeszcze jedna kwestia, która burzy stereotyp o tym, że świat arabski to monolit złożony z identycznych w swoim fanatyzmie wyznawców islamu. Ankietowani byli wybitnie podzieleni, gdy zapytano ich o ocenę kluczowych wydarzeń w regionie – wojny w Syrii i porozumienia nuklearnego z Iranem. Zbliżona liczba młodych ludzi widzi w tej pierwszej obcą interwencję lub ludowe powstanie, podobnie tylko sześć punktów procentowych dzieli zwolenników od przeciwników rozmów z Teheranem. Młodzi mieszkańcy Bliskiego Wschodu nie są pewni, co przyniesie im przyszłość i mają podstawy obawiać się, że nie będzie to nic dobrego. Na ich miejscu każdy myślałby podobnie.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
Link do ankiety, jkaby ktoś był ciekaw.
http://www.arabyouthsurvey.com/en/whitepaper
popieram i Leja i Truskawe
Drogi Czytelniku
Mam nadzieję że uważnie przeczytałeś powyższy tekst. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Widać że się napracowała.
Nie piszę tego jednak po to aby jej sprawić laurkę. Zatem dlaczego?
Jestem człowiekiem, który w zaawansowanym wieku stracił pracę w wyniku likwidacji stanowiska pracy. Za stary by dostać pracę, za młody by otrzymać emeryturę, za zdrowy by móc pracować w „ochronie”. Po 30 latach pracy w Polsce jedynym ratunkiem dla mnie okazała się emigracja. Tu, z dala od tego wszystkiego co kocham, udało mi się znaleźć pracę, marną ale pozwalającą się utrzymać. W Polsce jej dla mnie nie było. I tutaj, na obczyźnie, spotykam wielu takich jak ja…
Jak już wspomniałem, mam nadzieję że uważnie przeczytałeś powyższy tekst. Że docenisz ilość pracy jaką włożyła w niego Autorka.
To pomyśl teraz o tym że na portalu mieniącym się „stroną startową polskiej lewicy”, ludziom takim jak ja nie poświęcono nawet ułamka tej uwagi jaką w powyższym artykule poświęcono młodym muzułmanom. Przyjrzyj się ile notek i felietonów dotyczy tej tematyki. Poszukaj czegoś co dotyczy takich jak ja. Nie znalazłeś, prawda?
Pewien spotkany tutaj Rodak powiedział że utrata pracy w zaawansowanym wieku jest jak wyrok. Być może i Ty Czytelniku kiedyś staniesz w obliczu takiego wyroku. A gdy zajrzysz a „lewicowy” portal dowiesz się jak źle traktowani są wyznawcy islamu i jak bardzo portal im współczuje. Tobie współczuł nie będzie gdyż… No właśnie, dlaczego?
Smutne ale prawdziwe. 100/100
Chłopie, chyba setny raz już piszesz jak cię wydymano i jak nieszczęśliwie się czujesz, gdy banda dzieciaków z pseudo-lewicowego portalu nie zauważa twoich problemów. Załóż jakiś blog czy co?
Podnoszony problem nie dotyczy tylko mnie. Podaję własny przykład bo jest prawdziwy i oczywiście sprawę znam osobiście a nie z czyichś wpisów na Fejsbuku.
Przykład ten, choć jednostkowy, jest reprezentatywny dla bardzo wielu ludzi pracy, jest nas przynajmniej kilkaset tysięcy. Takich jak byłaś łaskawa napisać „wydymanych”, co budzi podejrzenia że ze światem pracy nie masz zbyt dużych doświadczeń.
A najważniejsze jest chyba to że piszę na stronie portalu mieniącego się lewicowym, a który prawdziwym problemom ludzi pracy poświęca mniej uwagi niż islamowi. Powtarzam go „po raz setny”, to prawda, i będę powtarzał dopóki nie przestaną kompromitować lewicy.
Jednak jeżeli prawdziwe problemy cię nudzą zawsze możesz moich wpisów nie czytać. Łatwo je rozpoznasz bo nie zmieniam nicka.
Twoje podejrzenia co do mojej nieznajomości świata pracy są całkowicie nieuzasadnione – zapewne wniosek o mojej nikłej wiedzy na temat pracy wyciągasz z mojego słownictwa, ale jest to równie błędne, co zakładanie, że jeśli ktoś przeklina, to stara się wydawać bardziej „dorosłym” niźli jest; słowa „wydymany” i „chłopie” nie świadczą o wieku osoby ich używającej, podobnie jak używanie wulgaryzmów – klnie się w każdym wieku i sam pewnie nie jesteś tu wyjątkiem.
W temacie Twojego „powtarzania tego samego po raz setny” pragnąłem zauważyć, że w zasadzie redakcji tego pseudo-lewicowego nic nie obchodzą Twoje problemy – kiedyś już pisałem, że współczesna „lewica” miast zajmować się sprawami ludzi pracy zajmuje się tymi, którzy aż tak szczególnego zainteresowania nie wymagają. Ale wiesz co? Znudziło mi się to – mentalne dzieci, które tworzą ten portal i tak nigdy nie zrozumieją, że ośmieszają idee, o realizację których walczyli ich „duchowi” poprzednicy. Bzdur wypisywanych przez Panią Samolińską lub Pana Nowaka nawet nie chce mi się komentować, podobnie jak przypominać im (o ile w ogóle czytają komentarze), że w żaden sposób nie stoją po stronie mas wyzyskiwanych – nie mogą stać po ich stronie, gdyż nie wywodzą się ze środowiska, które na własnej skórze może odczuć na czym polega plucie w twarz. Słowem: naprawdę nie jest koniecznym, byś przypominał im o swojej niedoli, gdyż ich spojrzenia skierowane są w religię i kolor skóry, nie w sytuację społeczną i ekonomiczną rodaków na ich własnym podwórku. Pewnie powtórzysz im o swojej sytuacji po raz sto pierwszy, ale już teraz pozwolę sobie zauważyć, że nic tym nie wskórasz (no chyba, że przejdziesz na islam – wtedy będziesz nieszczęśnikiem, nad losem którego będzie warto się pochylić).
@truskawa Popieram Leja w tej dyskusji. Trzeba za każdym razem, nawet jak ciebie to nudzi, powtarzać że TO NIE JEST strona startowa polskiej lewicy. Ta strona to jest projekt dezawuowania i deprecjonowania polskiej lewicy. Ta strona służy do tego by dzielić a nie jednoczyć robotników o lewicowych zapatrywaniach. Trzeba to powtarzać nie dla redakcji, nie dla stałych czytelników ale dla tych nowych , którzy trafią tu w nadziei na znalezienie lewicowych treści i bardzo się zdziwią tym że by być obiektem zainteresowania polskiej lewicy to trzeba być nie niskopłatnym robotnikiem zatrudnionym na śmieciówce ale co najmniej homoseksualnym muzułmaninem na rowerze.
@Andy @Lej
I powtarzanie czegokolwiek na temat tego portalu coś zmienia?
Wiesz, ile razy usunięto tu mój komentarz (w zasadzie tylko przy swoim nick`u widywałem formułkę „Your comment is awaiting moderation”)? Tak, to nie jest strona startowa polskiej lewicy, ale pisząc na niej stajemy się jakby jej stałymi odbiorcami – nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas udzielał się na Fronda.pl, którą uważam(y) za niepoważną stronę (w zasadzie strajk.eu w kwestii braku obiektywizmu i sposobu prezentacji materiałów jest do niej podobny). Gdy redaktorem naczelnym była Wołk-Łaniewska, sądziłem, że to jej należy przypisywać winę za głupoty tu wypisywane (także pisałem tu o jej osobie). Nie ma jej już w redakcji, a poziom wcale się nie poprawił: Samolińska nie widzi związku pomiędzy pochodzeniem klasowym a światopoglądem człowieka; Stanisławowski wypisał takie bzdury po zamach w Brukseli, że aż musiałem je sobie zapisać; Nowak uważa, że Niemcy licząc 80 milionów głów mają obowiązek przyjąć kolejne miliony uchodźców itd. Wpisy ludzi, dla których pojecie lewica nie zamyka się w słowach (pisałem o tym) imigranci, kato-faszyzm, islam i LGBT są tu ignorowane, stąd moja uwaga, że już nie ma sensu tutaj cokolwiek pisać. Ja rozumiem Waszą postawę polegająca na powtarzaniu do skutku, ale nie widzę w niej szans powodzenia, skoro np. ja nazywając się człowiekiem lewicy żyję w zupełnie innym świecie mentalnym niż lewaczka Pani Zawisza (nawet „komunista” Zandberg budzi we mnie śmiech). Gdy rozmawiam z kimś o zadaniach lewicy, to słyszę, że oni zajmują się „pedałami, brudasami, islamem i aborcją”. Przytaczałem tu kilkukrotnie Lenina, ale to jakby walić grochem o ścianę. Dzisiaj lewica nie jest tym, czym być powinna i nawet ta dyskusja w magiczny sposób nie zmieni sytuacji – te nasze wpisy (i kolejne) zaginą w czeluściach tego portalu, w żaden sposób nie przyczyniając się do zmiany postrzegania lewicy przez osoby spoza środowiska.
Zwracam Ci honor truskawo. Źle odczytałem Twoje intencje, mam nauczkę. W Twoich refleksjach jest dużo racji. W sumie to różnimy się w ocenie czy warto rzucać grochem o ścianę czy nie. Ty twierdzisz że nie, ja zaś że tak. Chociaż tak jak Ty przekonany jestem o nieskuteczności, będę powtarzał swoje bez wiary że coś zmienię choćby tylko po to aby „dać świadectwo prawdzie”. Tu podzielam zdanie Andego. Może któryś z młodych ludzi o lewicowych skłonnościach to przeczyta i da mu to do myślenia. Przecież w końcu musi przyjść taki, który odnowi oblicze lewicy. Tej albo innej lewicy.
Z drugiej strony mam sobie ducha przekory i często mnie korci. Gdy wstaję o 4:30, słyszę jak wychodzą do roboty dziewczyny z sąsiedniego pokoju. Ja wychodzę o 4:55 i w drodze do pracy spotykam wiele zmęczonych niewyspanych twarzy ludzi podobnych do mnie chociaż o różnych kolorach skóry i pochodzeniu etnicznym. Tak jak ja jadą zapier…. aby przeżyć. Niewolnicy kapitalizmu tacy jak ja. Potem, po robocie, wracam i aby się oderwać wchodzę na „stronę startową polskiej lewicy” a tam rozczulają się nad muzułmanami i twierdzą że jestem rasistą bo ośmielam się dostrzegać jakie zagrożenie niesie z sobą obecna wędrówka ludów.
Nie ma siły, rzucam się na klawiaturę, nie mogę wytrzymać.
Wybacz mi.
W żaden sposób nie poczułem się urażony, więc zupełnie nie rozumiem, dlaczego miałbym Ci cokolwiek wybaczać. W zasadzie to mój pierwszy wpis miał charakter napastliwy, ale nie wracajmy już do tego.
Być może kiedyś pojawi się ktoś, kto zechce i będzie w stanie odmienić oblicze lewicy, ale póki co bym go nie wypatrywał. Jestem zdania, że „tej” lewicy, która czerpie inspirację ze wzorców socjaldemokratycznych, keynesistowskich i neoliberalnych (sic!), i która zaplątała się w sprawy obyczajowe tak mocno, że tylko z nimi jest dziś kojarzona, zreformować się nie da. Z kolei „inna” lewica, zupełnie odmienna od powyższej i z którą znacznie chętniej się utożsamiam egzystuje na marginesie świadomości społeczeństwa, mogąc jedynie budzić niechęć lub tęsknotę, ale nie mogąc wpływać na bieg coraz bardziej szaleńczych wydarzeń. Nazwij mnie defetystą, ale nieprędko ujrzymy (jeśli w ogóle) triumf bliskich mi/nam wartości – wręcz przeciwnie, już teraz widzimy jak bardzo przechyla się szala zwycięstwa na korzyść wyzyskiwaczy i tych, dla których życie jest życiem tylko wtedy, gdy należy do „odpowiedniej” rasy bądź narodu… (niestety, długo by tu wymieniać inne przykłady).
A mi w głowie kołacze się jeszcze stara teza marksistowska o rozwoju społecznym jako następstwie rozwoju sił wytwórczych. Ciekawe czy jest słuszna. Ja pewnie się już nie doczekam ale ciekawy jestem.
@Lej: A co pisał Marks o robotnikach swego czasu ? Czasem nie to,że nie mogą się wybić powyżej świadomości tradeunionistycznej (związkowej). Trzeba koniecznie walić „grochem o ścianę”. Z prostej przyczyny. Byt owszem określa świadomość – ale świadomość w pewnym stopniu określa też byt.A sama teoria marksistowska miała widocznie też błędy i niedopowiedzenia,skoro w pewnym momencie została wykolejona i złamana.ZSRR i obóz socjalistyczny padły.Czy tylko dlatego,że siły reakcyjne były silniejsze ? Bzdura. Czy dlatego,że neoliberałowie i burżua mają w pełni rację ? Też oczywiście BZDURA.
Jeśli lewica nie wróci do korzeni – nie wróci wcale.Jeśli lewica nie zrozumie co w jej tradycjach jest słuszne i jest powodem do dumy – zginie.Rewizja marksizmu poszła w stronę bezwarunkowej kapitulacji i wyrzeczenia się marksizmu. Dogmatyzm też dogmatyków poprowadził na manowce.A obecny kapitalizm zmierza wprost w stronę pełnego korporacyjnego faszystowskiego niewolnictwa.I jeśli lewica się nie odrodzi – kto to zatrzyma ?
@wsciekły
Kto to jest ta lewica i gdzie są jej korzenie, do których powinna wrócić? Rozumiem skrót myślowy, ale zbiorcze określanie ogromu poglądów i postaw mianem lewicy raczej nie pomoże w ukierunkowaniu jej na konkretny cel – u samego początku ruchu robotniczego istniał szereg podziałów i sporów i tak samo jest dzisiaj, chociaż dzisiejszej lewicy ruchem robotniczym nazwać nie możemy, skoro lewicowcem określa się kapitalista z Biłgoraja. Lewica to nie jest pojedynczy organizm, który zgubił się po drodze i któremu należy przypomnieć o tym, czym był kiedyś. Można za podstawę przyjąć socjalizm naukowy Marksa, ale co z tego, jeśli odwołują się do niego zarówno staliniści jaki i trockiści – pogodzimy ich? W ostatnich wyborach na przewodniczącego SLD startował Dariusz Szczotkowski, który popiera gospodarkę wolnorynkową i pozbawioną regulacji – co taki ktoś robi w partii „lewicowej” i czy istnieje szansa, że taka partia może się „nawrócić”? A co z Razem – wierzysz, że którykolwiek z jej członków przeczytał „Manifest Partii Komunistycznej”? Niestety, ale pojęcie „socjalizm” jest dzisiaj bardzo mocno skompromitowane, wyraz „lewak” jest obraźliwy.