Wyszli na ulice ze świadomością, że mówią o problemie, który sam się nie rozwiąże – a jeśli może być rozwiązany, to właśnie teraz. Potem będzie za późno. Młodzieżowy Strajk Klimatyczny odbył się wczoraj w ponad stu krajach świata. W Polsce – w ponad dwudziestu miastach.
– Greta Thunberg poruszyła młodzież na całym świecie. To należy ocenić jako na wskroś pozytywne zjawisko. Większość dorosłych polityków gra ze społecznością międzynarodową w grę, która markuje rozwiązania w dziedzinie ratowania sytuacji biologicznej i klimatycznej Ziemi. Bez tych masowych strajków młodzieży ta gra mogłaby trwać w nieskończoność, a na pewno do momentu, aż globalne ocieplenie uderzyłoby z taką siłą, że nie byłoby o czym dyskutować – mówi nam Andrzej Gąsiorowski, współzałożyciel fundacji Fota 4Climate. – Być może mamy jeszcze czas na to, aby, jak trafnie określa to raport IPCC, mitygować trochę skutki zmiany klimatu, bo o powrocie do stabilnej sytuacji klimatycznej nie ma już co marzyć.
Gąsiorowski stoi na stanowisku, że można już tylko ograniczać skutki katastrofy. Wspiera młodzieżowe inicjatywy, ale boi się, aby przysłowiowa para nie poszła w gwizdek:
– Ten ruch na pewno jest dziś najczytelniejszym masowym protestem, skuteczniejszym nawet niż Extinction Rebellion. Dzieci wychodzą na ulice na całym świecie, nie da się przecenić wagi tego protestu. Wiadomo, nie ma co oczekiwać, że my coś zrobimy i zaraz będzie widać skutek – to nie jest możliwe ani w przypadku Grety, ani żadnej organizacji ekologicznej. Natomiast musimy przyjąć jakąś etyczną postawę wobec tego, co się dzieje. Ten ruch jest właśnie zajęciem właściwych pozycji. Natomiast mam taką refleksję, że samo wezwanie do działania absolutnie nie wystarczy.
Żeby para nie poszła w gwizdek
Jak działać? Są dwie koncepcje, które się ścierają: pierwsza to 100 procent OZE, które samo w sobie jest przekłamaniem (bo „rozwój odnawialnych źródeł energii” to nic innego jak wykorzystywanie paliw kopalnych, kiedy brakuje słońca i wiatru) połączona z nierealną wiarą w moc masowej społecznej przemiany całej uprzemysłowionej części świata (ludzie sami z siebie się nie ograniczają, to jest niewyobrażalne). Młodzi mają to do siebie, że mierzą siły na zamiary i dziś większość z nich wierzy w tę społeczną przemianę. Druga koncepcja to atom plus OZE.
– My jako organizacja stoimy na stanowisku, że jest ona skuteczniejsza – tłumaczy Gąsiorowski. – Jeśli młodzież usiądzie i przemyśli to pod okiem najlepszych naukowców z Polski i świata, to jest szansa na znalezienie adekwatnych rozwiązań. Taki protest, że wychodzimy i mówimy „chrońmy Ziemię!” nie wystarczy. Masowe dostawianie mocy OZE bez działającej w podstawie energii jądrowej i bez masowej restytucji przyrody i zaprzestania wylesiania i osuszania bagien nie spowoduje dekarbonizacji i poprawy sytuacji. Jeśli nie przemyślimy tych protestów, to para pójdzie w gwizdek. Niemniej wspieramy je całym sercem.
We Wrocławiu młodzież wznosiła głównie hasła nawiązujące do dekarbonizacji: „Albo działamy, albo wymieramy”, „Kto nie skacze, ten za węglem”, „Nie ma planety B”. Licealistów wspierali dolnośląscy działacze Zielonych: „Musimy wspierać odnawialną energię, ale też transport publiczny i rowerowy. Warto zadbać o zieleń, bo ta chroni nas od upałów – mówiła Julia Rokicka. Mieszkańcy aglomeracji górnośląskiej w Katowicach założyli maseczki antysmogowe i przypominali, że „palenie szkodzi”, a powietrze nad ich miastem „pachnie ostatnimi dniami życia na Ziemi”. W Krakowie, gdy kilkaset osób przyszło pod budynek magistratu, przy okazji utrudniono odjazd limuzynie prezydenta miasta. Blokowały ją auta innych radnych, zaparkowane pod ratuszem w mieście, które słynie z wyjątkowo złej jakości powietrza.
W Warszawie, na największym proteście, kilka tysięcy demonstrantek i demonstrantów skandowało „Najpierw natura, potem matura”. Hasła zapisane na transparentach wzywały do ograniczenia wykorzystania ropy naftowej, do rezygnacji z plastiku, by śmieci z tego surowca nie zatruwały planety. A młodzi mówcy alarmowali: wywołane przez człowieka zmiany klimatu sprawią, że w ciągu najbliższych 31 lat 140 mln ludzi będzie musiało opuścić zamieszkiwane obecnie tereny, bo staną się one po prostu niezdatne do życia.
Nieświadomość
– Polska ma duża tradycję strajków. W 1956 r. wyszli robotnicy, w 1968 r. studenci, w 1980 r. zastrajkowała stocznia, a teraz uczniowie strajkują przeciwko reżimowi paliw kopalnych, przeciw wielkim korporacjom – dodał Arkadiusz Wierzba z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego, cytowany przez „GW”. – Cieszę się, że ruch klimatyczny rośnie w siłę, i daje dużo dobrej, odnawialnej energii.
Organizatorzy nie mają jednak złudzeń: do masowości strajkowi zabrakło wiele. Wiedza o zagrożeniach dla środowiska nadal nie jest rzeczą powszechną. W programach nauczania w szkołach wspomina się o niej skrajnie mało, część mediów bagatelizuje problem lub wprost mu zaprzecza. Inne, zajęte relacjonowaniem codziennych przepychanek polityków, na poważnie biorą się za temat dopiero wtedy, gdy można go wpisać w tenże bieżący kontekst (na przykład gdy Robert Biedroń chce zamykać kopalnie, a Andrzej Duda – dokładnie odwrotnie).
– Edukacja o środowisku w szkołach praktycznie nie istnieje, uczniowie często nie wiedzą, jak poważny jest problem, z którym będą musieli zmierzyć się w przyszłości. Szkoły nie dają nam dobrego przykładu, takiego jak segregacja śmieci czy nieużywanie plastiku – zwracali uwagę organizatorzy wydarzenia na jego stronie na Facebooku.
– Nasze społeczeństwo nie jest świadome zagrożeń związanych ze zmianami klimatycznymi. Nasz dom się pali, a my mamy coraz mniej czasu, by uratować naszą planetę – mówili „Głosowi Wielkopolskiemu” uczestnicy protestu w Poznaniu. Podobnie jak we Wrocławiu, Katowicach, Białymstoku, Krakowie – tam też demonstrantek i demonstrantów było kilkuset. Jednak niewiele, jak na wydarzenie, które dotyczy wszystkich, było nieźle rozreklamowane w mediach i z założenia apolityczne – bez partyjnych emblematów.
O tym, że Polska nie należy do bastionów walki ze skutkami antropocenu, wie bardzo dobrze również doktor Robert Maślak z Instytutu Biologii Środowiskowej Uniwersytetu Wrocławskiego.
– Bez zmiany mentalności klasy politycznej nie uratujemy planety, jaką znamy. Strajk klimatyczny jest wołaniem o tę zmianę. Wiemy, że im wcześniej sobie uświadomimy konieczność zapobieżenia globalnemu ociepleniu, tym większa szansa na przynajmniej częściowe zahamowanie negatywnych skutków – stwierdza. – Decydenci zdają się tego nie zauważać.
– Strajk klimatyczny to akt ogromnej determinacji, ale i rozpaczy, bo pokolenie młodych ludzi, którzy jeszcze nie mogą mieć bezpośredniego udziału w tworzeniu prawa, wychodzi na ulice i mówi swoim rodzicom i dziadkom: zawaliliście sprawę, wasza opieszałość i krótkowzroczność prowadzi nas do katastrofy! To jest na wskroś poruszające, bo ci ludzie mają rację – komentuje z kolei Karolina Kuszlewicz, Rzeczniczka Praw Zwierząt – czyli tych bytów, które mają jeszcze mniej narzędzi niż my, by radzić sobie ze skutkami globalnego ocieplenia.
Młodzi mają rację – taki głos płynie również ze środowiska naukowego. Inicjatywę młodzieży poparło własnym listem otwartym 228 ekspertów, wykładowców Uniwersytetów Warszawskiego, Jagiellońskiego, Gdańskiego, Łódzkiego, Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wrocławskiego, Polskiej Akademii Nauk… – Niniejszym zdecydowanie potwierdzamy, że w środowisku naukowym panuje konsensus, wskazywany przez młodzież jako podstawa ich oburzenia i protestu: klimat się ociepla, a przyczyną tego jest działalność człowieka. Szybkie i bardzo znaczące ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do atmosfery jest podstawowym warunkiem uniknięcia przez ludzkość klimatycznej katastrofy – piszą. To jednak ciągle za mało, by zgromadzić na ulicach prawdziwe tłumy.
Susza, huragany, choroby
Wszyscy mówią: „skutki globalnego ocieplenia”, ale jeśli spytamy przeciętnego Kowalskiego, co to właściwie znaczy, rozłoży bezradnie ręce. Dlatego zapytałyśmy wrocławskiego biologa, co globalne ocieplenie oznacza dla zwykłego zjadacza chleba.
– Zmiany klimatyczne przyspieszają, obecne modele wzrostu temperatury na świecie pokazują, że silne, negatywne skutki tych zmian nastąpią szybciej niż się wydawało. Zmiany w przyrodzie na terenie Europy, o których mówiłem publicznie jeszcze rok temu, że nastąpią pod koniec wieku, mogą mieć miejsce za 30 lat – mówi Robert Maślak. – Przedtem będziemy świadkami coraz większej liczby gwałtownych zjawisk pogodowych: huraganów, powodzi i długich okresów upałów i suszy. Pojawią się pasożyty i choroby, które znamy tylko z cieplejszych regionów – nicień Dirofilaria repens, zagnieżdżający się pod skórą, ale też w płucach czy w oku, jest obecny w Polsce od 2007 roku, w Czechach odnotowano już zachorowania na wirusową Gorączkę Zachodniego Nilu, która może powodować ciężkie zaburzenia neurologiczne. Wyższa temperatura to także lepsze warunki do życia dla kleszczy, rozprzestrzeniania się boreliozy i odkleszczowego zapalenia mózgu. Wraz z dalszym wzrostem temperatury możemy spodziewać się w Europie także malarii. Zmiany w środowisku spowodują zanik niektórych gatunków i rozprzestrzenienie się innych, a zaburzenia równowagi mogą mieć dalsze konsekwencje także dla ludzi.
Co robić choćby w pierwszym rzucie, choćby w dziedzinie energetyki? Recepta dra Maślaka to OZE plus atom plus oszczędność energii, chyba że technologia w przyszłości pozwoli na stabilność produkcji prądu produkowanego w OZE. I działać należy już teraz. W przeciwnym razie…
– Najbardziej dotknięci zostaną ci, którzy ponoszą za zmiany klimatu najmniejszą odpowiedzialność – padło ze sceny podczas protestu w Warszawie. Część wygłoszonych podczas protestu przemówień bardzo jasno budowało zależność między kapitalistyczną zachłannością a sytuacją, w jakiej znalazła się planeta.
Od 50 lat ku katastrofie
Żadna z największych polskich partii nie ustosunkowała się do strajku klimatycznego. Działania młodzieży szeroko nagłośniły liberalne media, ale dla dominującej prawicy ciągle są sprawy ważniejsze; zmiany klimatu to albo mit, albo temat, podejmowanie którego nie pomoże w walce z PiS. Inaczej postąpili jedynie wspomniani już Zieloni, partia Razem oraz Wiosna. Pierwsza deklaruje: jesteśmy całym sercem ze strajkiem klimatycznym, a nasz program zawiera postulaty utrzymane w podobnym duchu. Również przedstawiciele drugiej pojawili się na demonstracjach.
– Dziś, prócz rezygnacji ze słomki, potrzebne są twarde akty polityczne – mówi Karolina Kuszlewicz. – Czasy luksusu, polegającego na tym, że przez segregowanie śmieci i mądre wybory konsumenckie możemy powstrzymać degradację planety, bezpowrotnie minęły. Tymczasem w Polsce nadal nie ma jednoznacznego planu odejścia od węgla, a jednym z najważniejszych czynników, mającym wpływ na politykę międzynarodową są interesy związane z eksploatacją złóż, szczególnie ropy – podkreśla. A potem przypomina, że już 50 lat temu w raporcie Sekretarza Generalnego ONZ U Thanta „Człowiek i środowisko” zostało jednoznacznie ustalone, że zmierzamy do katastrofy klimatycznej. Już w 1968 r. pisano o tym, że zasoby biosfery, chociaż ogromne, mają jednak swoje ograniczenia. Jeśli zostaną wyczerpane, życie zniknie z powierzchni Ziemi. Sami się unicestwimy.
– Koniunkturalizm przez lata wygrywał jednak z ratowaniem naszego miejsca do życia – gorzko podsumowuje Rzeczniczka Praw Zwierząt.
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …
„Najpierw natura, potem matura”- genialne! Hunwejbini też tak wykrzykiwali,więc w ceku realizacji ich słusznych postulatów wysłano ich na wieś, by tam „bili się z gównem”. I wszyscy byli zadowoleni.
„Najpierw natura, potem matura” LOL ROTFL masz racje!! Nie matura, a chęć szczera zrobi z ciebie klimatycznego bohatera!
„Druga koncepcja to atom plus OZE.”
Rozumiem, że licealiści nie mają jeszcze za sobą nawet podstawowej edukacji z zakresu energetyki, ale w takim razie lepiej zgłębić wiedzę, niż robić za użytecznego idiotę roszczeniowych libertariańskich ekstremistów. OZE, za wyjątkiem elektrowni wodnych w sprzyjających warunkach środowiskowych, to pasożyt, który nie może istnieć bez żywiciela (pieniędzy podatników). Gdyby tego było mało, to nieprzewidywalny i niesterowalny charakter pracy tzw. wiatraków i PV potrafi całkowicie zdestabilizować krajowy system elektroenergetyczny. I tutaj pojawia się podstawowe pytanie – skoro energetyka jądrowa, emitując parę wodną, jest neutralna dla środowiska, to po co teatrzyk z OZE? Tylko i wyłącznie dla biznesu, który nie potrafi sam na siebie zarobić i żyje z dopłat finansowanych przez odbiorców prądu. Wyłożenie kawy na ławę spotkałoby się z olbrzymim oporem, więc sektor OZE finansuje pseudo-ekologiczne pranie mózgów.
„chyba że technologia w przyszłości pozwoli na stabilność produkcji prądu produkowanego w OZE”
Doktor biokogii nie powinien zabierać głosu w sprawach, których nie jest ekspertem, a tym bardziej podpierać go stopniem naukowym. Brak stabilności OZE wynika z tego, że człowiek nie ma żadnego wpływu na to, kiedy i jak mocno wieje wiatr i świeci słońce. Gdyby chociaż raz rzucił okiem na charakterystykę turbiny wiatrowej, wiedziałby w dodatku, że sam wiatr to wciąż za mało. Bowiem zakres pracy dotyczy tylko określonych prędkości wiatru, z których nie każda pozwala osiągnąć taką samą moc…
OZE jest tak samo świetne jak samochody elektryczne – oba to świetne, niedopracowane, niewydolne pomysły. Jeszcze wiele lat minie, zanim dorosną do pięt ropie, węglowi, biomasie czy atomowi pod względem efektywności. Trzeba nad nimi pracować i rozwijać, ale jeszcze nie wdrażać, bo się wyleje przysłowiowe dziecko z kąpielą.