Oczywiście otwarcie się do tego nigdy nie przyznamy, ale mamy podświadomą pretensję do naszego ulubionego podmiotu społecznego, ludu roboczego, że tak dalece odstaje od naszego ideału.

Dzięki lewicowej aksjologii, zespołowi wyznawanych wartości, chronię swoje człowieczeństwo. Jednak jako działacz, bojownik na rzecz przemiany społecznej muszę realizować dwa zadania, które są sobie często przeciwstawiane. Moim obowiązkiem jest stać na straży uniwersalnych wartości, które składają się na bycie człowiekiem lewicy, socjalistą, antykapitalistą. Jednocześnie jednak główny cel mojej walki – czyli człowiek – ma zbliżyć się do wyzwolenia z okowów systemu, upodmiotowienia, muszę być skuteczny.

Ilekroć wychodzimy poza krąg ideowych przyjaciół i towarzyszy, i staramy się organizować lud, okazuje się, że jest on nieświadomy politycznie i podatny na rozmaite okropności, które go w naszych oczach dyskwalifikują. Ludzie niezamożni i ciężko pracujący za nędzne grosze, obojętne czy chcemy ich nazywać proletariatem czy prekariatem, bywają ostentacyjnymi patriotami ze skłonnością do nacjonalizmu. Zdarza się też męski szowinizm, homofobia, ksenofobia, werbalny antykomunizm, religijność i wiele, wiele innych cech, które wiernego swym ideom lewicowca przyprawiają o niesmak a nawet mdłości, czyli abominację.

Oczywiście otwarcie się do tego nigdy nie przyznamy, ale mamy podświadomą pretensję do naszego ulubionego podmiotu społecznego, ludu roboczego, że tak dalece odstaje od naszego ideału. Realizacja misji polegającej na wnoszeniu do ludu świadomości klasowej i wpajania mu lewicowej poprawności politycznej zwykle spełzają na niczym, bo jako lewica nie uzyskujemy autorytetu, jako, że nędznie wywiązujemy się z naszego podstawowego zadania – jakim jest organizowanie oporu ekonomicznego i politycznego wobec kapitalizmu. Przeciwnie, lewica jest prawie zupełnie wyizolowana z większości cierpiącego wyzysk społeczeństwa, zrzeszając przeważnie ludzi „o dużym kapitale kulturowym”. Ponieważ takich ludzi, którzy wyznawali by jeszcze stare dobre ideały równości i sprawiedliwości społecznej jest mało – lewica jest słaba.

Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej powstała jako reakcja na brak zakorzenienia różnych awangardowych prób politycznych – takich, jak choćby Nowa Lewica. Postanowiliśmy pomagać jednostkom dotkniętym lub zagrożonym wykluczeniem społecznym. W zamian za to ludzie prości, którym ratowaliśmy skórę, broniąc ich przed utratą dachu nad głową, przed lichwiarzami i nieuczciwymi pracodawcami – godzili się raz do roku, 1 maja, paradować po mieście z czerwonymi sztandarami, ale i dość tłumnie stawiali się na różnych akcjach bezpośrednich, pikietach czy blokadach eksmisji.

Po ośmiu latach bronienia ludzi przed skutkami kapitalizmu podjęliśmy decyzję o przejściu do ofensywy i założyliśmy partię: Ruch Sprawiedliwości Społecznej. Zrzeszamy przede wszystkim ludzi pracy o niskich dochodach. To na polskiej lewicy absolutne novum. Dotychczas lewica starała się mówić w ich imieniu, występować w ich obronie – ale nigdy nie podejmowała nawet próby ich zrzeszania. Okazało się, że ludzie, co do których elity wiedziały „na pewno”, że nie angażują się w politykę, przystępują do radykalnie lewicowej partii politycznej. To zrzeszanie wcale nie jest łatwe, właśnie z powodu panującego wyzysku. Kiedy Ryszard Petru zwołał zjazd swojej nowej formacji, bez problemu zgromadził na nim 9000 osób. Mieli czas i pieniądze, żeby przyjechać. Kiedy my organizujemy w sobotę spotkanie koła RSS w Warszawie, bardzo wielu naszych młodych członków nie może przybyć, bo pracują.

Nasza partia nie jest bardzo liczna. Jest nas w kraju kilkaset osób. Ale jest to jedyna partia lewicowa, w której to sami zainteresowani, ludzie pracy, walczą bezpośrednio o swe prawa, nie licząc, że zrobi to za nich grupka inteligenckich idealistów. Mamy w RSS frakcję trockistowską o nazwie Pracownicza Demokracja. To ludzie sprawdzeni w bojach, działacze pokojowi organizujący ruch antywojenny, oddani działacze społeczni obecni na blokadach eksmisji, popierający i pikietujący w każdej ważnej sprawie społecznej czy związkowej. Po raz pierwszy jednak ci bardzo lewicowi inteligenci znaleźli się w jednej organizacji politycznej z ludźmi prostymi – i okazało się, że jest to trudne spotkanie. W naszej partii toczy się zacięta debata o to, czy przymierze wyborcze z OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych w ramach listy Ruchu Społecznego ma sens. Naszemu sojusznikowi zarzuca się – z dużą doza przesady – nacjonalizm, skłonności prawicowe i ogólnie rzecz biorąc, brak lewicowej poprawności politycznej. Wątpliwości mają głównie nieliczni w partii inteligenci, dla których prymat ma czystość ideowa naszej formacji. Członkowie i działacze mniej wykształceni przedkładają wymogi skuteczności (w jedności siła) i wskazują na fakt znacznego radykalizmu ludzi, którzy – choć obecnie zrzeszeni w OPZZ – wywodzą się z Samoobrony i w obronie interesów rolników blokowali drogi ostatniej zimy.

Decyzja o wspólnym starcie została zawieszona do spotkania ze Sławomirem Izdebskim. Jeżeli partia zadecyduje, że idzie „z ludem” mimo wszystkich jego wad – będziemy mieli szanse przeprowadzić kampanię, jakiej jeszcze nie było. Na czoło list w dużych miastach wystawimy kierowców autobusów, kasjerki z supermarketów, budowlańców i ochroniarzy. Byłaby to jedyna lista, która proponuje wprowadzenie do Sejmu przedstawicieli 16-milionowej rzeszy pracowników najemnych – zamiast zawodowych polityków, biznesmenów i przedstawicieli bogatych korporacji zawodowych.

Należę do pokolenia „Solidarności” i wiem, że inteligencja zdradziła klasę robotniczą. Teraz jest okazja żeby zacząć tamte winy zmazywać. Nie bójmy się ludu, przestańmy się nim brzydzić. On w głębi duszy jest czerwony, trzeba mu tylko dać okazję, prowadząc go na barykady.

[crp]

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Mysle ze jest duzo racji w tym komentarzu , za wyjatkiem uwagi Jacku Kuroniu , ktory najbardziej i chyba jako jedyny zawracal uwage na zachowanie ciaglosci ideowej , mysle ze z powodzeniem w osobistym wymiarze jego zycia . U jego schylku mowil mniej wiecej tak : „wszystko trzeba zaczac od poczatku , zrobic jeszcze raz ” , co uwazam za jednoznaczna krytyke systemu kapitalistycznego jaki powstal po 1989 r.. Warto poczytac o tej wyjatkowej osobie np. ; http://magazynkontakt.pl/zupelnie-nieznane-swiaty.html

  2. >Należę do pokolenia „Solidarności” i wiem, że inteligencja zdradziła klasę robotniczą.

    Ja też należę do pokolenia Solidarności i pamiętam, że inteligencja zdradziła klasę robotniczą w 1970 roku. Był to odwet za wspieranie fali nacjonalizmu w 1968 roku przez klasę robotniczą. Obie grupy zrozumiały swój błąd i w 1980 roku działały razem.
    A co było w 1989 roku? Zarówno inteligencja jak i klasa robotnicza zdradziła socjalizm. Jedni i drudzy zaczęli się dostosowywać do warunków kapitalizmu. Klasa robotnicza generalnie wsparła prywatyzację swoich zakładów pracy przez zachodnich kapitalistów mając złudną nadzieję, że będą traktowani jak robotnicy na mitycznym zachodzie. Wiele o tym pisze David Ost. Inteligencja zaś częściowo skorzystała z nowej formacji ekonomicznej i właściwie dopiero kilka lat temu została poddana pauperyzacji. Nie można mówić o tym, że warstwa inteligencji zdradziła klasę robotniczą. Jest natomiast prawdą, że poszczególni inteligenci (Balcerowicz, Mazowiecki, Kuroń) zdradzili Polaków. Tak samo jak Wałęsa czy Frasyniuk, którzy zdradzili i Polaków i klasę z której się wywodzili.
    Moim zdaniem nie można mówić o tym iż inteligencja zdradziła klasę robotniczą w 1989 roku. A nawet gdyby zdradziła to czy Piotr Ikonowicz ma prawo karać inteligencję niczym sprawiedliwy Jahwe do siódmego pokolenia?
    Cóż więc wynika z podkładu teoretycznego wzorowanego na odkryciach tow. Pol Pota? Inteligencja nie dostanie szansy kandydowania z list Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. Dostaną szansę kierowcy autobusów, kasjerki z supermarketów, budowlańcy i ochroniarze. Ale nie programiści, wykładowcy czy studenci. Odpadnie całe kierownictwo Pracowniczej Demokracji choć być może szeregowi członkowie Pracowniczej Demokracji będą mogli kandydować. A czy będzie mogła kandydować prawniczka, rentierka z kapitału a prywatnie żona Piotr? To ciekawe pytanie :-)
    Wbrew pozorom wystawienie kierowców autobusów, kasjerki z supermarketów, budowlańców i ochroniarzy na listy wyborcze nie przyniesie sukcesu. Polacy nie głosują zgodnie ze swoim interesem klasowym ani nawet ekonomicznym tylko zgodnie z wyobrażeniem o swojej pozycji w społeczeństwie. Zaś wszyscy Polacy należą oczywiście do klasy średniej. Polacy głosują na sprawnych managerów, ludzi sukcesu naukowego i zawodowego. Czasami głosują na działaczy społecznych ale rzadko. Dlatego wystawienie takich list uważam za działanie sprzeczne z interesem partii.
    Zablokowanie kandydatur ludzi pracy – pracy umysłowej – uważam za rażąco sprzeczne z zasadami sprawiedliwości społecznej i zdradę ideową zasad partii. Koszty tej zdrady poniesie klasa pracująca pozbawiona ważnego sojusznika.

  3. Chyba towarzyszu Hilczer nie ogarnia was zwątpienie w czyste intencje i nieomylność przewodniczącego?Oj partyjny żywot i kariera wątpiących w tej partii krótki może być.Publiczne poddawanie intencji i nieomylności kierownictwa.Niedobrze.Może reedukacja jakaś?Pozdrawiam!:)

  4. …… tu rzecz ma swoje mocne, drugie oblicze…. pewien „techniczny alians’, zostaje odczytany jako „katolickie małżeństwo” bez rozwodu i budzi wątpliwości natury „ideowej”….. bo jak we wspólnej podroży przez politykę, łączyć się z „obcym ideowo” i „nieczystym lewicowo” podmiotem?….. tylko kto komukolwiek każe się łączyć i czemu alianse maja być zawierane tylko z klonami własnego ugrupowania?….. RS po wyborach pójdzie swoją drogą, RSS swoją….. rzecz jasna, jeśli starczy RSS zasobów, jakie są niezbędne do funkcjonowania i rozbudowywania partii….. bo wypada rzucić pytaniem, o co w tych wyborach chodzi i co miałby Ruch Sprawiedliwości społecznej uzyskać, wchodząc w ten alians?….. z każdym dniem to pytanie ciąży mi rosnącym ciężarem, a nasuwające się odpowiedzi powodują odciski na mózgu i duszy….. nie, żebym był odjechanym i wiernym doktrynie ideowcem, porównującym wizerunkowo i doktrynalnie obie inicjatywy, który widząc różnice, nie jest w stanie zgodzić się na takie „odszczepieństwo”….. wręcz przeciwnie – jestem pragmatyczny w swym postrzeganiu łączenia wyborczych podmiotów, a nawet dostrzegam wartości dodane, wynikające z ich zróżnicowania….. ale w tej konfiguracji ich nie dostrzegam w sposób na tyle istotny, by zagłuszyło to moje wątpliwości…. postawiłem tylko dwa warunki, których spełnienie pozwoliłoby mi na zaangażowanie się w tą inicjatywę i aktywne jej wspieranie….. warunki, które raz, że wynikały z treści porozumienia, dwa, dawałyby realną korzyść partii, pozwalając na wykorzystanie dla rozbudowy partii, ewentualnych profitów, wynikłych z dobrego wyniku wyborczego…. o co chodzi?…. po pierwsze chodzi o konsekwentne realizowanie umowy, zawartej i opublikowanej przez Sławomira Izdebskiego i Piotra Ikonowicza, w myśl której ma nastąpić podział kompetencyjny, zgodnie z którym Warszawa i duże miasta, pozostają w gestii RSS i to on tam konstruuje sztab wyborczy i listy kandydatów, nie wtrącając się w zamian w strefę wpływu RS Sławomira Izdebskiego, czyli w mniejsze miasta, miejscowości oraz tereny wiejskie….. jest to pragmatyczne rozwiązanie, pozwalające na skuteczne i zwiększone oddziaływanie na elektorat… nadal nie wiem, jaki jest efekt rozmów i czy ów podział kompetencyjny, został ustalony….. jednak jest drugi warunek, nie mniej ważny, a może nawet ważniejszy dla istnienia RSS i zaktywizowania naszych towarzyszy, w wyborczej pracy….. tym warunkiem było dopracowanie umowy w taki sposób, abyśmy wystartowali w formule KW Partii, przy czym mogłaby to być nasza marka, albo partia parasolowa, co wymagałoby jedynie dobrej woli i skutecznych negocjacji, bez zadęcia politykierskiego, a przy przedstawieniu sprawy z perspektywy pragmatyzmu, korzyści i odsunięcia aspektów ambicjonalnych…… techniczna partia parasolowa, na czas wyborów, bez zobowiązań na czas dalszy….. ten warunek jest dla RSS istotny, bo gwarantuje przy intensywnej i obliczonej na jakiś sukces pracy, bonus w postaci dofinansowania partii, co jest dla nas warunkiem przetrwania i rozwoju, w kontekście tego, że skupiamy ludzi ubogich, będących rzeczywistymi przedstawicielami społeczeństwa, z trudem opłacających składki, o specjalnych funduszach nawet nie wspominając….. jesteśmy partią, która nie może raczej liczyć na specjalne traktowanie państwa, czy wsparcie ludzi posiadających fundusze…. nasze być albo nie być, musimy sami wypracować swoją intensywną pracą i uzyskaniem dobrego, jak na zupełnie początkujące ugrupowanie, bez palety znanych nazwisk w swoim gronie….. stąd niezbędnym jest tworzenie komitetu wyborczego, który zagwarantuje, w przypadku wypracowania dobrego wyniku, fundusz rozwoju dla naszego ugrupowania….. zrezygnowanie z tego warunku, zwyczajnie godzi w interes naszej partii i każe zastanowić się nad przesłankami, jakie kierowały przy zawieraniu takiego „sojuszu”….. równie dobrze mogliśmy przystać na trochę arogancką propozycję Razem, w której można byłoby osiągnąć te same efekty, co idąc wspólnie z Izdebskim, ale przynajmniej mielibyśmy szansę na jakiś udział w pozyskanych dofinansowaniach, co pomogłoby utrwalić partie i jej struktury, a z pewnością tamten alians, nie budziłby tak wielu wątpliwości…. cóż, bomba poszła w górę i konie ruszyły, ale do mety jeszcze długi dystans i wiele przeszkód, a my możemy jeszcze podjąć decyzję korzystne nie tylko dla jednostek, ale dla całej naszej partii…. chciałbym wierzyć, że to właśnie interes partii, interes naszych wszystkich członków, nasza przyszłość i możliwość spełnienia pokładanych w nas, społecznych nadziei – że to właśnie to, a nie indywidualne interesy, są i będą fundamentem wszystkich naszych działań…. od zwykłego członka partii począwszy, a na jej przewodniczącym skończywszy….. świadomość tego, będzie determinowała moje działania i decyzje, a mam wrażenie, że podobnie podejdą do tego towarzysze, żywotnie zainteresowani rozwojem Ruchu Sprawiedliwości Społecznej…..

  5. piotr ikonowicz się myli – pierwszą partią, czy też ugrupowaniem politycznym wystawiającym „zwykłych ludzi” w wyborach byli narodowcy. na ich listach aż roiło się od ludzi z zawodami pokroju „kierowca”, „pracownik budowlany”, „pracownik ochrony”. byli też i bezrobotni i kadra kierownicza i naukowa. i ludzie wykształceni i tacy z „niepełnym podstawowym”. aż obrzydzenie brało od czytania list kandydatów.

  6. Właśnie trudność dotarcia do tych ludzi jest największym problemem działaczy lewicy.
    Wyzyskiwani i poniżani przez pracodawców ludzie, pracujący za marne grosze po klilkanaście godzin na dobę często dalej nie widzą potrzeby zrzeszania się i walki. Strach, nieświadomość, niewiedza każa im godzić się ze swoim losem. Ludzie którzy stają w ich obronie często są postrzegani jako element szkodliwy, niebezpieczny, mogący pozbawić ich tego nędznego zarobku w tej upokarzającej pracy. Często w miejscu pracy osoba, która walczy o prawa pracownicze zostaje sama, wszyscy sie od niej odwracają.Działacze lewicy traktowani są nieufnie, od razu doczepia sie im łatkę ”komuchów wrogich Polsce”, albo” nawiedzonych, śmiesznych lewaków”. Jest to oczywiście efekt prania mózgów i wmówienia ludziom, ze tak musi wyglądać ich życie. Niby zgadzają się z tym,że ,,nie jest dobrze”, ale gdy uslyszą o walce o swoje prawa, sprawiedliwości społecznej, potrzebie działanie od razu pojawia się komentarz: ” PRL to ju z mieliśmy”. I co z tym robić? Jak dotrzeć do tych szerokich mas, bo to przecież o nich właśnie chodzi i to oni są tą główną siłą zmian.

    Pozdrowienia dla autora tekstu:). Jak zwykle mądre i trafne słowa.

    1. Wyuczona bezradnosc u uciskanych to wielki sprzymierzeniec klasy wyzyskujacej, a takze klasy prozniaczej, ktora pierze mozgi za pomoca mediow tym, ktorzy sobie nie radza, nazywajac ich leniami, nieudacznikami, roszczeniowcami. Nastepuje stygmatyzacja kazdego, kto walczy o godnosc siebie i innego pracownika, jako tego konfliktowego, jątrzącego, z niska zdolnoscia wspolpracy. Nastepuje eufemizacja wszystkich dzialan majacych na celu podkopac pewnosc siebie, integralnosc, bezpieczenstwo szeregowego pracownika, a demonizacja tego, ktory sie temu sprzeciwia. Divide et impera to sztandarowa technika makiawlistycznego „efektywnego zarzadzania zasobami ludzkimi” jak to pieknie nazywaja ci co drenuja i wyniszczaja tych, ktorzy wykonujac ciezka prace, trzymaja ten ciezki system za pomoca rąk z wyprutymi zylami. To tragizm codziennosci rodem z jakiegos thrillera, a dzieje sie to permanentnie wokol nas.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

BRICS jest sukcesem

Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …