Wiedeńskie Donau City zdaje się miejscem stworzonym do dyskusji o kierunku, w którym zmierza ludzkość, o postępie technologicznym z jednej strony i związanych z nim zagrożeniach z drugiej. Samo wygląda jak uosobienie nieskończonych nadziei wiązanych swojego czasu z technologią: to zespół przeszklonych biurowców budowanych po kolei od lat 60., położonych na gruntach, które wcześniej raczej omijano, w obawie przed występującym z brzegów Dunajem.
10 listopada w Donau City, a konkretnie w jednym z młodszych i efektowniejszych biurowców, Tech Gate, prezentacje i dyskusję o wyzwaniach postępu technologicznego prowadzili Rosjanie: wybitni specjaliści z Narodowego Badawczego Uniwersytetu Jądrowego MIFI oraz przedstawiciele Rosatomu. Przybliżyli historię i teraźniejszość samego MIFI, uniwersytetu, który wykształcił pięciu noblistów, a dziś szczególnie szczyci się badaniami m.in. nad laserem i plazmą, fizyką medyczną, bezpieczeństwem cybernetycznym, masowym przechowywaniem danych, sztuczną inteligencją. Ta ostatnia dziedzina to domena doktora Aleksieja Samsonowicza. Odpowiadał on, jakie warunki są potrzebne do tego, by sztuczną inteligencję stworzyć: maszyna musiałaby uczyć się jak człowiek, być zdolna do konstrukcji myślowych typu „co się stanie, jeśli…”, posiadać pamięć epizodyczną, umieć w sposób rozumowy zmierzać do celu, wykształcić system wartości. Emocje na sali budziła też prezentacja prof. Romana Kabaszyna o dynamicznie rozwijającej się medycynie nuklearnej, o możliwościach walki z chorobami, w tym nowotworowymi, przy wykorzystaniu nanocząstek. Wreszcie z zainteresowaniem wysłuchano refleksji o możliwościach przewidywania klęsk żywiołowych; to też przedmiot badań MIFI w ramach projektu „Huragan”.
Największe jednak zainteresowanie zgromadzonych budzi kwestia energii atomowej, zwłaszcza, gdy na chwilę i wbrew intencjom organizatorów, krzyżują się nauka i polityka: to dziennikarka z Hiszpanii zadaje specjalistom od atomu pytanie, co będzie, jeśli Donald Trump spełni jedną ze swoich obietnic, czy raczej gróźb przedwyborczych, i wypowie porozumienie nuklearne z Iranem. – Nie zajmujemy się polityką! – stanowczo oznajmia Wiaczesław Pierszukow, zastępca dyrektora Rosatomu ds. innowacyjności. – Nie przyszliśmy tutaj spekulować o takich sprawach! Pytająca nie odpuszcza, chce przynajmniej wiedzieć, czy Rosjanie z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w ogóle układ z Iranem popierają. – Nasze stanowisko odnośnie porozumienia jest takie same, jak całej instytucji. Pozytywne – słyszy w odpowiedzi.
Do tego, że w kwestii energii atomowej polityka i społeczne emocje przynoszą więcej szkody, niż pożytku – przekonuje mnie Aleksiej Byczkow, oficjalny przedstawiciel Rosatomu przy Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, gdy rozmawiamy po zakończeniu konferencji. To czysta, przyjazna dla środowiska energia, o przewidywalnym koszcie wytworzenia. Właśnie dlatego interesują się nią kraje rozwijające się, które jeszcze bardziej niż inne muszą myśleć o swojej gospodarce w długiej perspektywie, dodaje Wiaczesław Pierszukow. Jak, skoro atom ma same zalety, rozumieć w takim razie decyzje chociażby Niemiec, które w 2002 r. ogłosiły stopniowe wycofywanie się z wykorzystania energii atomowej i potwierdziły tę decyzję po katastrofie w Fukushimie, pytanie narzuca się samo. – Niemcy mogą tak postąpić, bo je na to stać. Są zamożnym państwem, które zniesie różne polityczne ekstrawagancje. Ja zresztą nie spodziewam się, że ten kierunek zmian był na dłuższą metę kontynuowany – pewnie komentuje z kolei Oleg Nagornow, fizyk i matematyk, pierwszy prorektor MIFI.
To, że przyjechałam z Polski, wywołuje u rozmówców pewną konsternację. Dla badaczy i szczerych entuzjastów energii atomowej brak zaufania wobec elektrowni jądrowych, jaki wyraża polskie społeczeństwo, zdaje się zjawiskiem kompletnie niezrozumiałym. – Przesadzacie, bojąc się potencjalnych problemów! – z emfazą mówi Byczkow. – Macie w pamięci katastrofy, Czarnobyl, Fukushimę, w porządku. Ale obecnie działają już reaktory nowej generacji, o wiele lepsze, niż tamte, na przykład w Rosji albo we Francji. To maszyny, na których katastrofa o podobnie tragicznych konsekwencjach byłaby niemożliwa. Mamy technologie składowania odpadów radioaktywnych. To nie są problemy nie do rozwiązania, tylko dyskurs typowo naukowy nie może przebić się nad głosy polityków.
Spójrzcie na sąsiadów, zachęca Byczkow. Radzą sobie z atomem. Ukraina pod względem rozmiarów energetyki jądrowej jest na dziewiątym miejscu na świecie (jak później sprawdzam, z tego źródła pochodzi 46,7 proc. energii w tym kraju). Cztery reaktory pracują na Słowacji, w budowie są dwa kolejne. Dwie elektrownie mają Czechy. A u was? Byczkow nie może powstrzymać się od delikatnej uszczypliwości, przypominając, że bezatomowa polska energetyka bynajmniej nie jest przyjazna dla środowiska.
Odwołuje się w tym momencie m.in. do głośnego raportu „Ciemna chmura Europy”, opublikowanego w czerwcu tego roku, w którym właśnie Polska jawi się jako największy truciciel na kontynencie, członek UE, który przoduje w mało chlubnej dziedzinie zatruwania powietrza emisją z elektrowni węglowych. Efekty są opłakane. 5800 Europejczyków zmarło przedwcześnie z powodu tejże emisji, wyliczyli autorzy, działacze Health and Environment Alliance, Climate Action Network Europe, Sandbag oraz World Wide Fund for Nature. Większość pechowych ofiar stanowili obywatele krajów sąsiednich, Polacy – „tylko” 1210 osób.
Byczkow jest absolutnie przekonany – Polska nie ucieknie od atomu. Jak więc przekonywać obywateli, by dali energetyce jądrowej szansę? Oprócz edukowania w kwestii wyższych standardów bezpieczeństwa we współczesnych elektrowniach i przywoływania przykładu sąsiadów warto, mówi przedstawiciel Rosatomu przy IAEA, przypominać, że pracujących w tym sektorze cechuje szczególny etos. Jako że zdają sobie sprawę z tego, z jak niebezpiecznymi substancjami i procesami mają do czynienia, to ludzie odpowiedzialni, skupieni na bezpieczeństwie. Nie można odnieść sukcesu w tej pracy, jeśli z jednej strony nie respektuje się instrukcji i zaleceń, a z drugiej – nie jest się gotowym w razie potrzeby zadziałać nieszablonowo, dostrzec, że w systemie wkradł się błąd, coś dzieje się niezgodnie z planem. Bo, nie oszukujmy się, w stu procentach bezwypadkowo sektor energetyczny nigdy działał nie będzie.
A co z odnawialnymi źródłami energii? Też je rozwijajmy, jeśli jest taka możliwość, nie rezygnując z atomu, tu też naukowcy są generalnie zgodni. Chociaż Oleg Nagornow nie może sobie darować, by nie dodać: w kwestii odnawialnych źródeł energii narosło mnóstwo mitów. Opinia publiczna w Europie zbyt łatwo daje się przekonać, że w stu procentach załatwią one obecne i przyszłe problemy energetyczne. A tak nie będzie.
W ciągle bezatomowej Polsce pod stanowiskiem rosyjskich naukowców przynajmniej deklaratywnie podpisałoby się większość partii. Za atomem wypowiadali się politycy PiS-u, Platformy Obywatelskiej, PSL. Z lewicy, konkretnie z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, płynęły albo apele, by o budowie elektrowni jądrowej decydowało referendum, albo bardzo zdecydowany sprzeciw. Gdyby uczestnicy dyskusji w Tech Gate usłyszeli padające wtedy argumenty, byliby wściekli, politycy SLD powoływali się bowiem na niemożność skutecznego utylizowania odpadów oraz utrzymywali, że nigdy nie powstaną elektrownie całkowicie gwarantujące bezpieczeństwo. Ale już partia Razem w swoim programie wyborczym zawarła stanowisko bardziej ambiwalentne: „Energia jądrowa, a w dłuższej perspektywie termojądrowa może być bezpiecznym i niskoemisyjnym źródłem energii, ale aktualna sytuacja w branży pokazuje, że żadna korporacja na świecie nie jest w stanie zapewnić zbudowania elektrowni w sposób bezpieczny, na czas i mieszcząc się w założonym początkowo budżecie.” Czyli znowu realia polityczne, od których tak bardzo chcieli uciec, zajmując się wyłącznie nauką i jej możliwościami, wiedeńscy dyskutanci.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
mnie wystarcza że kolejne elektrownie jądrowe- ROSYJSKIE – budują Finowie a także Węgry wystarczy za rekomendację. Co do elektrowni jądrowej w RPjakiśtamnumer – to jestem ZDECYDOWANIE przeciw, to jak dawanie małpie brzytwy do ręki. Niestety ale zarządzanie elektrownią jądrową WYMAGA REŻIMU (Czarnobyl „się wziął” właśnie z trywialnego nie przestrzegania REŻIMU, tak samo Three Miles Island a Fukushima to niechlujstowo projektowe Japońców) i sami teraz sobie odpowiedzcie „ludzie wolności” gdzie znajdziecie chętnych do pracy w REŻIMIE. Sama p. Smolińska powiedziała, ze „społeczeństwo jest zdemoralizowane”. To samo mówi ks. Międlar. Jeżeli dwie 'opozycyjne” gęby mówią to samo to to jest prawda. Ja jeszcze dodam cytat p. Ewy WIśniowskiej z Polityki sprzed 2-3 lat: rośnie drugie (!!!) pokolenie przygłupów, ludzi pozbawionych wyobraźni. I takim dawać do ręki brzytwę!! Sen idioty. Poza tym nie wiem czy wiecie, ale w polskich kopalniach jest METAN: gaz palny który jest „puszczamy w powietrze” podczas gdy Izrael będzie go używał do celów energetycznych. To co jest wg was służne. Jest jeszcze jeden aspekt: zużywanie energii do ogrzewania/oświetlania wieżowców, produkcji i emisji reklam to czyste marnotrawstwo energii (poczytajcie sobie Naomi Klein).
Dlatego moje hasło: POLSKIE RĘCE PRECZ OD „ATOMU” (w każdej postaci, także bomb bo nasi piloci już ćwiczą „zrzucanie” takich zabawek w Izraelu – ci mają to już „wyćwiczone” – razem z Grekami i US Air Force – ci też mają „wyćwiczone”: zamki do takich zabawek już Polska kupiła – pisał miesięcznik Lotnictwo)