Partia Pracujących Kurdystanu (PKK) przyznała się do ataku na tureckich policjantów w mieście Diyarbakir. Jeden funkcjonariusz nie żyje, drugi został ciężko ranny. Możliwe, że to koniec trwającego od 2013 roku zawieszenia broni. Kurdowie mogą znów podjąć zbrojną walkę przeciwko państwu tureckiemu.
Napięcie, które na linii Ankara-Kurdowie narastało od jesieni ubiegłego roku, osiągnęło apogeum w poniedziałek. Wtedy w miejscowości Suruc, położonej tuż przy granicy z Rożawą (syryjski Kurdystan) eksplozja bomby zabiła 32 uczestników konferencji poświęconej odbudowie miasta Kobane, zniszczonego w wyniku walk z Państwem Islamskim (Daisz). Zamach został prawdopodobnie zorganizowany przez dżihadystów, jednak władze Rożawy twierdzą, że posiadają dowody na współudział tureckich służb specjalnych (MIT) w przygotowaniu ataku oraz istnienie baz szkoleniowych Daisz w okolicach tureckiego miasta Urfa.
Od trzech dni w tureckim Kudystanie trwają ataki na policjantów. Wczoraj, w miejscowości Ceylanpinar w prowincji Sanliurfa znaleziono ciała dwóch funkcjonariuszy. Do ich zabicia przyznała się PKK. Dzisiaj Kurdowie zaatakowali w Diyarbakir. Tym razem postrzelonych zostało dwóch policjantów z drogówki. Jeden z nich zmarł w szpitalu. PKK wydała oświadczenie, w którym tłumaczy, że ataki są formą odwetu za współpracę Ankary z „bandami z Państwa Islamskiego”.
Zamach w Suruc może się okazać początkiem końca procesu pokojowego, zapoczątkowanego przez przywódcę PKK Abdullaha Öcalana w marcu 2013 roku. Wtedy właśnie PKK zobowiązało się do zaprzestania ataków na terytorium Turcji i wycofania z tego kraju swoich bojowników.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…