Po raz kolejny pandemia koronawirusa rzuciła światło na wyzysk pracowników migracyjnych z Europy Wschodniej na zachodzie kontynentu. Grupa Polaków protestowała przed rzeźnią w Boxtel w Holandii, domagając się przestrzegania podstawowych zasad bezpieczeństwa sanitarnego. Najodważniejsi już tam nie pracują.
Grupa 10 pracowników migracyjnych rzeźni w Boxtel podjęła protest, gdy załoga zakładu dowiedziała się, że wśród ich kolegów są osoby zakażone koronawirusem. Chodziło o 18 osób z grupy 105 pracowników. Jedna z zakażonych osób zmarła.
O pojawieniu się epidemii w rzeźni pracownicy dowiedzieli się nieoficjalnie. Dyrekcja zakładów przetwórstwa mięsnego Vion, największych w Holandii, nie uznała za stosowne oficjalnie powiadomić załogi o zagrożeniu, ani wprowadzić dodatkowych zabezpieczeń. Zamknięcia rzeźni na czas epidemii domagali się również okoliczni mieszkańcy, bojąc się rozprzestrzenienia koronawirusa. Ich głos również zignorowano.
Przeciwko grupce Polaków z transparentami „Vion werk kamp – obóz pracy”, „Nie damy się zamordować” i „Chcemy pracować ale bezpiecznie” kierownictwo rzeźni wysłało policję. Pretekstem do takiego działania był fakt, że pracownicy nie zarejestrowali zgromadzenia. Ostatecznie na widok funkcjonariuszy większość protestujących oddaliła się spod zakładu. Na miejscu pozostało troje.
W tak małej grupie pracownicy nie byli w stanie niczego wywalczyć – chociaż napisały o nich lokalne media, rzeźnia działa tak, jak do tej pory. Dwóch pracowników, którzy nie odłożyli transparentów na widok policji, straciło zatrudnienie.
– Ludzie są zastraszeni, idą do pracy z głową spuszczoną, panuje niepewność sytuacji sanitarnej. Pracują i milczą, bo mają za dużo do stracenia jak np. stałe kontrakty. Niektórzy żyją tu już parę dobrych lat, mają dzieci, mieszkania, kredyty – anonimowo napisał jeden z pracowników Vion do redakcji portalu polonia.nl.
Redaktorzy polonijnej witryny skontaktowali się z wyrzuconymi pracownikami Vion. Mężczyźni nie żałują, że nie ustąpili i symbolicznie dali wyraz swojej niezgodzie na ignorowanie zagrożenia dla załogi.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
strajk.eu pewnie nie kłamie, ale jakoś nie mogę w to uwierzyć. Bo w sąsiednich Niemczech nie trzeba aż wychodzić na ulicę, by władze zamknęły każdy zakład, w którym wykryje się ognisko zakażenia koronowirusem. Nie sądzę, by Holendrzy aż tak odstawali. Więc może zamiast obraźliwych dla nich transparentów o obozach pracy, wystarczyło zadzwonić do tamtejszego Sanepidu. Podobno bardzo dbają o zdrową żywność na każdym etapie jej wytwarzania.
No patrzcie państwo! A przecież Holendrzy to tacy demokratyczni i praworządni. A tu po raz kolejny rzeczywistość wbrew powszechnym zaklęciom medialnym – skrzeczy! Niby tak fajnie na emigracji… Tak przynajmniej krzyczą różne Gretkowskie. A tu paczaj pan! dzieci kredyty i strach przed utratą marnej, brudnej (ale stałej) pracy.
Całkiem jak w RP!
I nasuwa się pytanie – warto było wyjeżdżać? Przecież powszechnie wiadomo: ,,wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma!”