Polska szara strefa to około 25 proc. PKB. 1/4 faktycznego obrotu ekonomicznego rozgrywa się w nieoficjalnym obiegu. Nawet co dziesiąty Polak może być zatrudniony na czarno, gdyż dla wielu jest to jedyna szansa na jakikolwiek zarobek.
[blocktext align=”left”]Podobnie jak na oficjalnym rynku pracy, tak i na tym nielegalnym, obowiązuje zasada tzw. szklanego sufitu; wynagrodzenie kobiet jest dużo niższe niż mężczyzn – o blisko 30 proc. Średnia dniówka z pracy mężczyzn wynosiła 82 zł, a dla kobiet 60 zł.[/blocktext]Jak ocenia prof. Friedrich Schneider z Uniwersytetu Johannesa Keplera w Linz, znany badacz obszaru szarej strefy w różnych państwach, w Polsce strefa firm działających „na czarno” stanowi aż 25 procent PKB. Tymczasem średnia europejska to 15 proc. Chodzi o część produkcji i świadczenia usług, które dostarczane są na rynek nielegalnie, bez stosownych rejestracji, opłat i podatków.
„Przedsiębiorcy” działający w szarej strefie osiągają bardzo wysokie dochody. Wynikają one nie tylko z zatrudniania pracowników na czarno, ale przede wszystkim z tego, iż wiele transakcji pozostaje niezarejestrowanych.
Z przeprowadzonego w Polsce, Estonii, Szwecji, na Litwie, Łotwie i w Białorusi badania „Shadow Economies in the Baltic Sea Region 2015″ wynika, że nielegalnie może pracować nawet co dziesiąty Polak. Opublikowany 8 stycznia raport GUS „Praca niezarejestrowana w Polsce w 2014 r.” także ujawnia zatrważające dane. W okresie od stycznia do września 2014 r. pracę nierejestrowaną wykonywało 711 tys. osób, tj. 4,5 proc. ogólnej liczby pracujących, zastrzegając jednak, że wykonane szacunki nie są doskonałe i pozwalają jedynie na wyznaczenie dolnej granicy jeśli chodzi o pracę na czarno.
W 2004 r. do świadczenia pracy nielegalnie przyznawało się 1,3 mln Polaków tj. 9,6% ogólnej liczby pracujących. Spadek do „zaledwie” 711 tysięcy mógł być spowodowany dużą falą emigracji Polaków za granicę po przystąpieniu Polski do strefy Schengen.
„Osoby emigrujące same wcześniej pracowały w szarej strefie lub rezygnując z pracy legalnej pozostawiły wolne miejsca pracy dla innych, dotychczas pracujących na czarno” – czytamy w raporcie. O ile do 1998 r. praca w „szarej strefie” była na ogół pracą dodatkową, umożliwiającą uzyskanie dodatkowych dochodów, to od 2004 r. dla większości osób ją wykonujących jest pracą podstawową stanowiącą jedyne źródło utrzymania.
Praca na czarno to często jedyna możliwość znalezienia jakiejkolwiek pracy. Na tę przyczynę jej podejmowania wskazywało 62 proc. najmłodszej grupy respondentów badania GUS (15-24 lata), szczególnie „wrażliwej” z punktu widzenia sytuacji na rynku pracy.
Szara strefa daje także okazję do zwiększenia swoich niewystarczających na przeżycie dochodów z pracy formalnej. Nie bez znaczenia jest fakt, że pracodawcy proponują czasem wyższe wynagrodzenie w przypadku pracy na czarno.
Największy odsetek pracujących w szarej strefie, tj. 27 proc., stanowią osoby w wieku 45-59 lat co dobitnie świadczy o nieskuteczności programu „50+” realizowanego przez Urzędy Pracy.
Podobnie jak na oficjalnym rynku pracy, tak i na tym nielegalnym, obowiązuje zasada tzw. szklanego sufitu; wynagrodzenie kobiet jest dużo niższe niż mężczyzn – o blisko 30 proc. Średnia dniówka z pracy mężczyzn wynosiła 82 zł, a dla kobiet 60 zł.
Wyniki przeprowadzonego badania zadają również kłam tezom polskich prawicowców i organizacji tzw. pracodawców, którzy lamentują, iż szara strefa to wynik wysokich podatków. Obowiązujący w Polsce 19-procentowy podatek liniowy dla przedsiębiorstw jest jednym z najniższych na Starym Kontynencie.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
co jest do ciężkiej cholery!!! A potem znowu będą nam łeb zawracali pt. „nie będzie Niemiec w twarz nam pluł”. Największa zasługa „ludzi wolności” to to, że nie mamy żadnej agendy rządowej, która by śledziła jakiekolwiek zjawiska 'policzalne’ zachodzące w organizmie jakim jest państwo. Jak się poszło na „globalizację”, „wolność”, itp „róbta co chceta” to „obcy” muszą to robić. Tak się mszczą błędy założycielskie „post1989” – czyli brak TRANSPARENCY – NO CREDEBILITY – POLITICAL CORRUPTION (CRONY CAPITALISM)-FREEDOM OF SPEECH-NO POLITICAL CORRECTNESS. Konfucjusz powiedział: badaj przeszłość jeżeli chcesz poznać przyszłość!! Ale to powiedział dawno i daleko od nas. Z dziką radością oczekuję jak pisiory wpadną na pomysł i zrobią klasyczną „inwenturę” stanu rzeczywistego; aktywa-pasywa, etc, etc. Jeżeli wg Eurostatu jest na 36 mln „głów” a wg GUSu – 36 mln to coś jest chyba nie tak. Liczyć na „licznik Balcerowicza”? Szpeców jak Petru, Gomółka, Winiecki czy Goliszewski czy – nie wiem kto tam jest u tych pisiorów.
Podziękować tym wszystkim bucom nazywających się „ludźmi wolności” a zwłaszcza tupet tych KODziarzy. Mają rzeczywiście co bronić.