Co można powiedzieć na temat rzezi galicyjskiej po 170 latach, które bynajmniej nie upłynęły w spokoju?
Baron Franz Krieg, w owym czasie jeden z najbardziej wpływowych ludzi w Galicji, napisał o rabacji: „Będziemy mieli trzy dni zaburzeń, a potem sto lat spokoju”. Chłopskie wystąpienia z lutego i marca 1846 r. są poddawane najczarniejszej demonizacji i do dziś budzą emocje w debacie publicznej. W marcu 2014 r. wrocławscy radni usunęli imię Jakuba Szeli jako patrona jednego z placów, do czego przyczynił się artykuł, zamieszczony w krakowskim „Dzienniku Polskim”. Portal onet.pl w pochwalnym tonie donosił wówczas o „uwolnieniu Wrocławia od mordercy”. Tę czarną legendę umacnia każdy szkolny podręcznik, ilustrując stosowny temat reprodukcją obrazu „Rzeź galicyjska” Jana Nepomucena Lewickiego, ukazującego bestialski akt sprzedaży głów pomordowanej szlachty. Dociekliwi historycy, którzy jednak nie mają szczęścia być autorami podręczników szkolnych ustalili, że tego rodzaju praktyka prawdopodobnie w ogóle nie miała miejsca. Mit żyje jednak własnym życiem, a słowo „rabacja”, oznaczające niegdyś po prostu „zbrojny napad”, uległo wtórnemu ujednoznacznieniu, stając się złowrogim synonimem krwawej plamy na mapie polskich dziejów. Dla materialistycznego historyka splamiona mapa to pokusa przeczytania historii pod włos.
Eric Hobsbawm, wybitny historyk marksistowski, w jednej ze swych książek napisał, że rabacja była największym w Europie powstaniem chłopskim od czasu rewolucji francuskiej. Jak przystało na wyrafinowanego intelektualnie badacza, dostrzegł on jednocześnie, że pierwszą połowę XIX w., może poza kontekstem brytyjskim, cechował sojusz tronu, ołtarza i wsi. Innymi słowy, chłopskie wystąpienia z tego okresu, np. powstanie w Wandei czy seria antynapoleońskich powstań w Hiszpanii, miały zazwyczaj charakter zmagań z nadchodzącą nieuchronnie nowoczesnością. Stąd, w kontrze do dominujących, patriotycznych narracji, wnioskuję iż rzeź galicyjska, interpretowana przez proste odwracanie dominującego obrazu, służyć może co najwyżej jako spoiwo dla ckliwej opowieści o nieuchronnym nadejściu ludowego mściciela i dziejowej sprawiedliwości. Współcześnie tego typu odczytania to oczywiście kompletna nisza. Materialistyczna lektura rabacji, jak sądzę, wymaga przede wszystkim kontekstualizacji dramatu z roku 1846.
Wieś polska przez wieki nie była wcale spokojna i wesoła, a władzy szlachty nie przyjmowano biernie. Wiele chłopskich praktyk oporu miało często charakter spontaniczny i lokalny. Pobicia dworskich urzędników, morderstwa, ucieczki, podpalenia i wycinki należących do szlachty lasów, akcje podcinania i niszczenia płotów, wypuszczanie dworskich zwierząt, odmowy pracy, powolne i niestaranne jej wykonywanie – to tylko kilka przykładów z serii aktów oporu, które jednak pozostawały (i w zasadzie wciąż pozostają) niewidoczne, a przez to pozbawione ich ściśle klasowego wymiaru.
W ramach dominującego, kamerdynerskiego sposobu czytania historii, historia elit to historia „powszechna”, a zatem obiektywna i zalegalizowana jako obowiązująca na poziomie społecznym. Historia chłopów zaś to w zasadzie jedyna historia powszechna, jaką można pomyśleć dla dziejów Polski.
W tym sensie rabacja okazuje się widzialna, możliwa do ulokowania czasowo i przestrzennie, a także dająca się opisać jako tendencja, przeciwna polskim dążeniom niepodległościowym. Można także, co chętnie czynili autorzy stalinowskich bryków, zlokalizować osobę, którą łatwo z rabacją skojarzyć – to oczywiście Jakub Szela. Jego usposobienie jako człowieka nie odbiegało szczególnie od modelowego reprezentanta galicyjskiej wsi tamtych czasów – katował swoje żony i romansował bez ich wiedzy i zgody, a w złości potrafił odrąbać nogę wołu. Tym, co go odróżniało, był fakt, że reprezentował wieś w sporach z dworem, a także, że był albo abstynentem, albo członkiem jednego z galicyjskich bractw trzeźwości. Wskazuje na to fakt, że podczas wystąpień pozwalał chłopom pić jedynie piwo i moszcz. Horyzont Szeli nie wykraczał poza świat, którzy mógł obserwować w Smarzowej – wsi, w której mieszkał. Wielką naiwnością byłoby doszukiwanie się w jego działaniach dalekosiężnych wizji czy quasi-komunistycznych intencji. Dążył on raczej do poprawy sytuacji swojej i swojej rodziny – chciał co najmniej znacznego zmniejszenia ciężarów pańszczyźnianych, docelowo zaś widział siebie jako dziedzica. Powiedział o tym wprost proboszczowi siedliskiemu, X. Jurczakowi, nakazując mu posłuszeństwo. Syna zaś chętnie ożeniłby ze szlachcianką, a zagarnięte pola podzielił między krewnych. W czasie rabacji, jak wspominał jeden z jej uczestników, w swojej chacie zgromadził bajeczne skarby. Jego okrzykiem bojowym było „Bóg i cesarz”. Na dźwięk imienia tego drugiego pokornie skłaniał głowę.
Bez wątpienia lata 40. XIX w. były czasem, w którym młody jeszcze „kret rewolucji” zaczynał ryć ze wzmożoną intensywnością. Rządy zaborcze zdawały sobie jednak sprawę z intensywności ruchu spiskowego w tym okresie. Przedstawiciele władzy byli także w pełni świadomi istnienia głębokiego rowu, dzielącego polskie społeczeństwo od kilku wieków i postanowili ów antagonizm wykorzystać. Innymi słowy, rzeź szlachty w takich okolicznościach była dogodną możliwością postawienia tamy. Zasadniczym problemem było jednak pytanie, w którym z zaborów można umożliwić rozpętanie jatki. Wielkopolska, z uwagi na pewne poluzowanie kagańca cenzury w latach 40., stała się gniazdem spisków i rojowiskiem romantycznych chłopomanów. Jednak struktura wielkopolskiej wsi i sytuacja wielkopolskiego chłopa, z uwagi na dokonane już uwłaszczenie, nie wydawała się tworzyć dogodnej przestrzeni dla takiego przedsięwzięcia. Dużo większe nadzieje wiązać można było z zacofaniem i biedą wsi z terenów zaboru rosyjskiego. Car Mikołaj I miał jednak jednoznaczną opinię na temat tego, kto powinien pociagac za sznurki – był samowładcą w starym stylu. Gdy jego oddany namiestnik, książę Iwan Paskiewicz, już po wygaśnięciu rabacji w Galicji sugerował, że echa wydarzeń z południa docierają na wieś, i że być może radykalizujące się nastroje chłopstwa da się wykorzystać w celu umocnienia reakcji, jego mocodawca przeciął te spekulacje jednoznacznie, stwierdzając, że „czerń powinna słuchać się, a sama nie działać”. Z tych względów najbardziej oczywistym obszarem, na którym rękoma chłopów można było spłoszyć kreta rewolucji, była Galicja.
W zaborze austriackim, podobnie jak w rosyjskim, wdrożony przez zaborcę system legislacyjny w zasadzie nie naruszał dawnej zależności chłopa od dworu. Kilku drobnych ustępstw na rzecz poddanych dokonano u schyłku XVIII w. Wówczas ograniczono szlachcie możliwość stosowania kar cielesnych, dworom zakazano nakładania grzywn pieniężnych na chłopów, limitem objęto również narzucanie odrabiania pańszczyzny w niedzielę i święta. Były to jednak drobne korekty, nie naruszające kręgosłupa eksploatatorskiego systemu.
Wiosną 1845 r. w karczmach i na jarmarkach zachodniej Galicji gruchnęła wieść o tym, że szlachta szykuje powstanie, ponieważ cesarz w Wiedniu rzekomo zaplanował zniesienie pańszczyzny. Nie wiadomo, kto tę plotkę rozpuścił, trudno jednak nie dostrzec, że była to próba generalna przed dramatem roku 1846. Wówczas to, w lutym, po raz kolejny wprawiono w ruch pogłoskę o zamiarach cesarza i złej szlachcie. W efekcie, zbierający się w Galicji powstańcy znaleźli się w ogniu krzyżowym. 12 lutego władza aresztowaniami rozbiła spiskowe, nierzadko z ducha demokratyczne, organizacje, działające na terenie Lwowa. Sześć dni później, w nocy z 17 na 18 lutego, ruch powstańczy próbował zrealizować zadanie zajęcia Tarnowa. Część jego uczestników nie dotarła jednak na miejsce z powodu zamieci śnieżnej, resztę natomiast rozbroili chłopi.
Była to przysłowiowa iskra na proch. Począwszy od 19 lutego, w ciągu kilku dni zrewoltowane grupy zniszczyły – według różnych szacunków – od 200 do 500 dworów, mordując ok. 1500 osób. Ich terror nie był jednak całkowicie ślepy, w myśl konserwatywnych teorii mówiących o tym, że w różnych momentach historii masy ogarnia szał niszczenia. Z rzezi cało wyszli napotkani Niemcy, a także Żydzi. Zdaje się to zadawać kłam genetycznemu jakoby antysemityzmowi klas ludowych. Obok szlachty, ofiarami zrewoltowanych chłopów padły także… smarzowskie lasy, a władza Szeli objęła właśnie m.in. kontrole przydziałów drewna.
Klasowy spór o dostęp do lasów przetaczał się wówczas przez wiele państw europejskich. Dość wspomnieć, że jedna z dłuższych analiz młodego Karola Marksa dotyczyła właśnie kradzieży drewna w Nadrenii. Kilka dziesięcioleci później, w 1907 r., przemówienie pierwszego posła socjalistycznego w Sejmie Krajowym Galicji, Andrija Szmigielskiego, dotyczyło kwestii dostępu do drewna opałowego. W 1846 r. lasy wokół Smarzowy zostały wykarczowane do tego stopnia, że w kolejnych latach zupełnie nie nadawały się do eksploatacji.
Chłopi mieli przyzwolenie władz na pacyfikację powstania w jego zalążkowej formie. Z całą pewnością jednak skala wystąpień zaskoczyła koła rządowe. Władza Szeli w szczytowym momencie obejmowała ok. 50 gmin w zachodniej Galicji. Nieprzypadkowo do wystąpień doszło właśnie w tej części zaboru. Kraków, mając status wolnego miasta, znany był z podatności na ruchy spiskowe, władze patrzyły nieufnym okiem również na główne miejsca koncentracji robotników na tym terenie, jakimi były kopalnie w Wieliczce, Jaworznie czy Chrzanowie. Horyzont polityczny chłopskiego wystąpienia – jeśli można w ogóle pokusić się o użycie tej kategorii – nie sięgał zbyt daleko. Po naradzie w chacie Szeli z 21 na 22 marca wystosowano, w imieniu podległych mu gmin, petycję do cesarza, w której proszono o zmniejszenie wymiaru pańszczyzny do jednego dnia w tygodniu. Ostatecznie władze, zaniepokojone żywiołowością wystąpień, wysłały do Galicji regularną armię. Rabację szybko stłumiono przy użyciu 50 tys. żołnierzy – takich sił nie widziano na tych ziemiach od 1772 r.
Władze zresztą zachowywały się dość niejednoznacznie wobec chłopskich poddanych. Do lipca 1847 r. przyznano 48 honorowych medali cywilnych, chłopi w nagrodę otrzymali także, obiecywaną również w manifestach polskich powstańców, sól. Sam Szela po rabacji zamieszkał najpierw w Tarnowie, u miejscowego kaprala policji. Był to zarazem rodzaj internowania, jak i zapewnienie mu bezpieczeństwa – po mieście nie poruszał się inaczej, niż w towarzystwie policjanta. Ostatecznie władze, nagradzając wiernego poddanego albo pozbywając się potencjalnie niebezpiecznego, bo popularnego wśród chłopów człowieka, osiedliły Szelę na Bukowinie (na terenie dzisiejszej Rumunii). Miejscowa władza była do niego nastawiona nieprzychylnie, o czym świadczy wiele skarg, wystosowanych przezeń do cesarza. W 1853 r. w nocy ktoś wyważył drzwi do jego domu i pobił Szelę oraz pozostałych domowników. Motywem wyraźnie była zemsta – z jego domu nic nie zginęło.
Nastroje wsi galicyjskiej w 1846 r. nie powinny być postrzegane jako jednorodne. Gdy trwała rzeź, chłopi ze wsi Chochołów, zorganizowani przez Juliana Goslara, rozpoczęli 21 lutego powstanie antyaustriackie, rozbrajając oddział straży granicznej. To niewielkie wystąpienie jednak szybko upadło z powodu osamotnienia buntowników. Wieści o rabacji rozprzestrzeniały się natomiast coraz dalej. Pod koniec 1846 r. szemrali chłopi czescy i ukraińscy, na terenie zaboru rosyjskiego często dochodziło do bójek z leśniczymi (znów kwestia drewna!). Przezorny Paskiewicz zabronił galicyjskim chłopom przekraczania granicy.
Rabacja wywołała trwogę w środowiskach emigracyjnych, nasilając tendencje solidarystyczne. Zdeklarowani dotąd chłopomani stanęli przed zadaniem redefinicji osi swych przekonań, zaś konserwatyści lubowali się w punktowaniu błędów dotychczasowych zapatrywań swych lewicowych adwersarzy. Szela zaś, choć był raczej produktem, niż świadomym kreatorem, stał się symbolem, obok którego nie można było przejść obojętnie. Przedstawiciele środowisk lewicy w późniejszym okresie rzadko traktowali go jako pozytywny symbol – do wyjątków należą tu jedynie Jakub Bojko, przede wszystkim zaś – Bruno Jasieński.
Rzeczywiście, przewidywania barona Franza Kriega do pewnego stopnia ziściły się. W Galicji już nigdy po 1846 r. nie wybuchło powstanie. Jednak kret rewolucji rył dalej, ale zawsze krok w krok podążała za nim reakcja. Niekiedy siły zachowawcze oferowały klasom ludowym łatwiejsze do zrealizowania recepty chwilowego upodmiotowienia. Świt ludowej reakcji zaś to zmierzch rewolucji. To jest chyba główna nauka, wynikająca z materialistycznej lektury wydarzeń sprzed 170 lat.
[crp]Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
Szanowny Panie Kuligowski,
nie podał Pan literatury, z jakiej Pan korzystał, więc trudno rozeznać się, czy to Pana myśli, czy zaczerpnięte z dzieł innych autorów…
Z pozdrowieniami
Historyk
Co wkleja podszywaka to pretensje do podszywki, jakiś Pisowiec sfrustrowany tęsknie kwiczy za obyjanym ryjem, monarchią księży, co na śniadanie jak kilku chopkom dupy nie wyorali i nie zatłukli, to cały dzień zmarnowany był. I teraz wmawiają takim małorolnym parobą, jak to fajnie było, a to leci dosłownie i domaga się pały, jakiś ukryci homseksualiści, trzeba ich przemocą, więc musi wrócić monarchia.
Ten Jakub Szela jest bardzo ważny obecnie i nie przez Wyspiańskiego mierny dramat Wesele, …mege ojca piłą rżnieli, a myśmy wszystko zapomnieli…mówi jeden z elity. Ale że ten Szela jest uosobieniem obecnego chłopa.
1. Jak napadali na dwory szlacheckie, to przedewszystkim niszczyli kulturę, nawet baby które pisma kradły to strzelali po ryjach,… bo zostaw bo to obce, kultura to coś wrogiego, obcego, to co napisane to jest ich nie nasze…To obecnie w naszych czasach pokazane jest w atakach na teatry, galerie, wystawy i wyciecie….ten straszny leming , młody wykształcony z dużego miasta, lać lemingów.
2. Marksizm strasznie zafałszował buraka, robiąc z niego szlachetnego, tym samym zamroził chłopstwo w próżności samozadowolenia, to znaczy nie ucywilizowano ich. I tym samym mamy taki podział, gdzie ta warstwa kulturowa jest skrajnie znienawidzona, gdzie non stop chłopków podpuszcza się na każdy wytwór intelektualny, jak miejska demokracja, bo demokracja wywodzi się z miasta. A chopi są na etapie monarchii, gdzie dykator, , kosciół, wskazuje kierunek i non stop ataki na tą straszną miejską wolność i non stop podpuszczani, jak kiedyś przez zaborców, wyjąc że to oni są polaki prawdziwe, dla interesów zaborców takich jak Pis, bo to antypolscy karierowicze, na fobiach im grają całkowicie gdzieś mają Polskę.
3. Nowomowa PRL zafałszowała język stawiając profesora równego analfabecie, więc duża część elity jest zupełnie zdziwiona, że jest inny rodzaj ludzi, mający inny świat, a to świat nienawiści do kultury, do wartości i mamy non stop atak chamstwa jak ksenofobia, homofobia, antysemityzm, seksizm, brutalizacja życia publicznego, ten skrajny wulgaryzm wypływający z tego buractwa, a kultura to tylko dla nich poprawność.
No i czego tępa podszywka wycinasz z kontekstu i wklejasz moje posty wszędzie gdzie się da? Przecież wam księża non stop wmawiają, jak straszna jest demokracja i oświeceniowa rewolucja francuska, a wy to łykacie. Tak więc chcecie świata gdzie jesteś własnością proboszcza, niektórzy uciekali do możnowładców, bo tam poniżenie mniejsze było, ale u księży pozbawieni jakichkolwiek praw, które dało wam oświecenie. To normalnie na śniadanie zabijani byliści i orani w dupę na samą zachciewajkę ksiundza proboszcza. Aż cieżko nie widzieć w tym jakiegoś uległego homoseksualizmu, by was znowu w dupy robił zakon wygłodniałych kleryków i nie ma boli, wywalczyliście monarchię. Trudno w tym zapale klerykalnym nie widzieć tego, że wy chcecie być niewolnikami dyktarorów, chcecie przywracać taki świat.
No widzisz durna podszywko, ty myślisz dlaczego księża tak obecnie dzieci w pupy „błogosławią” bo kobiety i chłopi dostali prawa człowieka i chłopek chędorzony w dupsko do sądu by poszedł, a dzieci nieświadome. Ale dziwnym trafem nienawidzicie tych co wam te prawa dali i chcecie wprowadzać autorytaryzm, w którym znikają prawa człowieka. Tym samym to chyba jakiś syndrom z przeszłości, który ja sobie nazwałam ….zew odbyta, no bo o to walczycie, o powrót chędorzenia. A Ty myślisz że jak szlachta ruszała na łowy, to na co polowali, na jaką zwierzynę? No na chłopki polowali i taka chłopka jak panicz dobry był to i talara dostała po wychędorzeniu. Ale najczęściej było bez talara a i hrabina zazdrosna nie była, bo chłop to tylko zwierzę i wy tak chcecie powrotu tego co było, bo was odbyty tak strasznie swędzą niewchędorzone.
I dlatego jestem za tym, aby wrócił system pałowania buractwa, tak jak kiedyś lało się po mordzie, fryzjerów, kelnerów, portierów i to było bardzo pozytywne, bo bydła niecywilizowanego nie da się argumentami naprostować, tylko przemocą, aby wieprze ze wsi nie wylewali jadu z chorych ryjów. To było dobre bo chamowało chama w drgawkach konwulsyjnych nienawiści i to trzeba przywrócić, bo bydła nie udało się cywilzować, i szpicrutą przez ryja tak jak mojego dziadka, mego papcia i mnie bili gdy jeszcze w czworakach kwiczałem.