Bardzo się cieszę, że sejmowa Lewica ostatecznie zdecydowała się postawić na Piotra Ikonowicza jako na kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich, zamiast utopić tę kandydaturę w mętnej wodzie poszukiwań „reprezentanta całej zjednoczonej opozycji”, na co w pewnym momencie się zanosiło. Gdyby w ramach tych poszukiwań wieloletni obrońca lokatorów i zdeklarowany socjalista przegrał z konserwatywnym prawnikiem albo historykiem-chadekiem, który będzie bronił wolnych sądów, ale praw kobiet już nie – były takie figury na giełdzie kandydatów – oznaczałoby to, że polscy neoliberałowie nie muszą już marzyć o przystawkowej nibylewicy, jak pisał wczoraj mój redakcyjny kolega Dominik Pieniądz. Nie muszą marzyć, bo mają już ją na talerzu. Tym razem jednak klub Lewicy pokazał, że rozumie, po co socjaldemokracja z zasady jest w sejmach całej Europy, przynajmniej w teorii: zamiast wyciągać pomocną dłoń do któregoś z odłamów prawicy i udawać, że dla niej RPO to ktoś więcej niż listek figowy, wystawił kandydata, który prawa człowieka traktuje poważnie. Wszystkie, nie tylko te oczywiste dla liberałów prawo do bycia sobą i do wrzucania kartki wyborczej raz na kilka lat.

I właśnie dlatego Ikonowicz zapewne RPO nie zostanie: PiS świetnie się czuje, mając za głównych rywali zawodowych opozycjonistów, którzy od czasu do czasu z własnej nieprzymuszonej woli chlapną coś o cięciu wydatków publicznych, strzelą poniżającym dla połowy społeczeństwa obrazkiem albo wikłają się z skandowaniu „Konstytucja!”, chociaż to nie działa i nie działało nigdy. Dość już wkurzał naszych prawdziwych Polaków Adam Bodnar, który traktował poważnie zakaz propagowania faszyzmu i interesował się policyjną brutalnością. Co dopiero Ikonowicz, który – jestem tego pewna – z pozyskanej z mocy urzędu trybuny mówiłby to samo, co dotąd na małych demonstracjach. Że polskim problemem nie jest to, że część społeczeństwa jest biedna, tylko to, że biedni, bez oszczędności, bez elementarnej życiowej stabilności jesteśmy prawie my wszyscy. Że kapitalizmu się nigdy do końca nie upudruje, bo kapitał i wyzysk są samym sednem tego systemu. A i pudrowanie idzie nam w Polsce żenująco źle: wpisaliśmy sobie „społeczną gospodarkę rynkową” do konstytucji i natychmiast sami o tym zapomnieliśmy.

Rzecznik Ikonowicz walczyłby o prawa lokatorów, jak robi to od lat. Walczyłby o prawa pracownicze, w czym również zapisał piękną kartę. Miałby w ręku lepsze niż kiedykolwiek narzędzia, by przeciwstawiać się mobbingowi i upokarzaniu pracowników. Walczyłby z neoliberalną mitologią, z tymi wszystkimi „kowalami własnego losu” i „nieroszczeniowym wychodzeniem ze swojej strefy komfortu”, które powsadzano nam do głów, hodując niemożliwy do spełnienia wschodnioeuropejski sen o bogactwie dla najzdolniejszych, najbardziej elastycznych i pracowitych. I robiłby to z czerwonym sztandarem w ręku, w stylu choćby tej przedwojennej polskiej lewicy, którą czasem PiS-owcy wspominają w mediach społecznościowych jak na urągowisko. Wiem, że zapytałby o nigdy niezbudowane tanie mieszkania, o nieuzdrowiony transport, o skandaliczne warunki, w których wciąż się w Polsce mieszka – nawet w Warszawie. I pewnie swoją konsekwencją w mówieniu o kapitalizmie jasno i bez osłonek zawstydziłby i prawicę, i nie raz tę parlamentarną Lewicę, która udzieliła mu poparcia.

Z prawdziwym żalem piszę to wszystko w trybie przypuszczającym, przeczuwając, że na takie zawstydzanie prawica nigdy się nie zgodzi. Ona zamierza zagrać kartą socjalną po swojemu i na swoich warunkach, kładąc na stół Nowy Ład (i słuchając, jak ci od „konstytucji” znowu wpadają we własne sidła). Lewica jednak, nawet jeśli również to rozumie, nie musi czekać na porażkę. Niech woła, ile sił: to my wystawiliśmy kandydata, który stoi po stronie zwykłych ludzi, osobiście blokował eksmisje i demonstrował pod zakładami, gdzie wyzyskiwano ludzi. Wiemy, że bez tych praw traktowanych poważnie nie ma mowy o żadnej demokracji. Jesteśmy od wszystkich ludzkich spraw: widzieliście już nas niedawno walczących o prawa kobiet, słyszeliście, jak bierzemy w obronę poniewierane mniejszości; w sprawach pracowników i eksmisji jesteśmy równie zaaangażowani. Bo między równością ekonomiczną a szacunkiem dla wszystkich nie trzeba wybierać. Można mieć prawdziwy nowy ład w gospodarce i nie mieć zarazem za RPO prawicowca Wróblewskiego, który nienawidzi kobiet.

A jeśli nic z tego nie będzie… to rzecz bardzo ważna i tak już się wydarzyła. Sejmowa Lewica nie dała się wciągnąć w koleiny jednoczenia się z prawicą. Takie odezwanie się własnym głosem jest bezcenne. Zaprocentuje, jeśli teraz wykazać minimum konsekwencji. A o to, gdy się powiedziało A, powinno być już łatwiej.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Jak globalizacja i neoliberalizm zabijają demokrację

Sykofant to zawodowy donosiciel w starożytnych Atenach. Często hipokryta i kłamca. Termin …