Lewicowa poprawka do ustawy covidowej, która miała wesprzeć małe restauracje w starciu z korporacjami-platformami pośredniczącymi w dowozie jedzenia na zamówienie, przepadła i w Sejmie, i w Senacie. Nie pomogło nawet odwoływanie się przed Adriana Zandberga na fakt, że ustawowe obniżenie prowizji, jaką pobierają Uber Eats czy Glovo, funkcjonuje w niektórych miastach w Stanach Zjednoczonych. Cóż, może i prawica zachwyca się Ameryką przy każdej okazji, ale realnie skopiujemy zza oceanu nie te nieliczne pozytywne rozwiązania, jakie znajdą tam najwytrwalej poszukujący, ale takie problemy jak niedostępność służby zdrowia czy brutalna przemoc policji. Wysokie prowizje dla pośredników zostaną, znowu nie udała się próba punktowego upudrowania kapitalistycznej niesprawiedliwości. Jeśli Lewica sejmowa chciała zapunktować rzeczowością i pro-przedsiębiorczym myśleniem, to niestety: znowu skończyło się tylko na nieskuteczności.

A rząd robi swoje i nie ma zamiaru dostosowywać swojej taktyki czy retoryki do oczekiwań przeciwników. W cieniu kolejnych protestów kobiet i dramatycznych doniesień ze szpitali spokojnie ogłosił wdrożenie Tarczy Finansowej 2.0. Najkrócej mówiąc: premier-bankier dalej rozdaje państwowe pieniądze (jak kto woli – pieniądze nas wszystkich) prywatnym firmom, kompletnie ignorując kilkunastomilionową rzeszę ludzi, którzy firm nie mają, ale bez których ani firmy, ani państwo nie miałoby szans funkcjonować. Dla pracowników służby zdrowia – wiceminister zdrowia powiedział to wprost – pieniędzy na podwyżki nie ma. Podobnie jak nie ma choćby dialogu z tymi ludźmi, realnego docenienia ich pracy – pisze o tym Ogólnopolski Związek Pielęgniarek i Położnych w swoim piśmie, zapowiadającym wszczęcie sporów zbiorowych w całym kraju, bo inną metodą nie da się choćby przypomnieć rządowi o swoim istnieniu. Zatrudnieni w budżetówce dowiedzieli się właśnie, że wszelkie premie i trzynastki, dla urzędników niższego i średniego szczebla, bezcenne uzupełnienie niezbyt zasobnego budżetu, zostały zamrożone. Kasa jest dla biznesu, ewentualnie dla swoich, którym rozdaje się lepiej lub gorzej zakamuflowane podwyżki. Ostatnie cięcia uderzające w budżetówkę zostały ogłoszone już po tym, gdy wyrok pseudotrybunału i rozpędzanie demonstracji kosztowało PiS kilka punktów procentowych poparcia. Nie wyciągnęli wniosków, że ludzie wkurzyli się nie tylko o samą aborcję.

Opozycja liberalna też się nie zmienia. Czeka na potknięcie konkurencji, by jedną efektowniejszą kampanią wrócić do władzy, a potem znowu realizować zasady, które streścił senator PO Adam Szejnfeld, komentując wynik debaty o prowizjach dla platform od posiłków na dowóz. – Ustawowa ingerencja państwa w działanie rynku powinna być absolutną ostatecznością – oznajmił polityk w rozmowie z Wprostem. I już, i tyle, to wszystko, co „otwarta i obywatelska” opozycja wie o gospodarce, chociaż o tym, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, krzyczą już nie tylko lewicowi teoretycy, ale cała epidemiczno-kryzysowa rzeczywistość. Oni też nie potrafią wyciągać wniosków – gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, niech sobie przypomni, jak w ostatnich dniach, po miesiącu marszów oburzonych kobiet, chcieli „ożywiać kompromis aborcyjny”. To wszystko, na co ich stać, gdy sympatię dla protestujących – bynajmniej nie w obronie kompromisu! – obywatelek i obywateli deklaruje 70 proc. ankietowanych w sondażu w tej sprawie!

Mając takich konkurentów nie warto próbować udowadniać, jakim jest się skrupulatnym, merytorycznym i skupionym na tym, by wyszło dobrze dla wszystkich. Gromkie „Wypierdalać!” wykrzyczane przez protestujące kobiety napędziło prawicy większego stracha, niż całe pakiety poprawek pracowicie wnoszonych przez Lewicę (i standardowo wyrzucanych do kosza). Obraz demonstrantek, które nie oglądając się na nic blokują ulice i wracają, chociaż policja zaczyna legitymować, zamykać w kordonach i sięga po gaz, bardziej wstrząsnął rządzącymi niż wszystkie sejmowe manewry socjaldemokratów, którzy raz krytykowali rząd, raz siadali z nim do okrągłego stołu, a raz proponowali, by Mateusz Morawiecki skorzystał z ich pomysłów na ulżenie bezrobotnym i biednym.

Polska prawica popełniła błędy, które realnie przekładają się na spadek poparcia dla niej, kiedy ktoś tupnął nogą i pokazał jej, że wyobraża sobie Polskę bez niej. Kobiety, zamiast negocjować z systemem, zakwestionowały niektóre jego fundamenty. Pokazały, że nie potrzebują do szczęścia takich przywódców i chciałyby urządzać świat inaczej. Jak? To jeszcze, poza kilkoma punktami, jak sprzeciw wobec wszechwładzy Kościoła, kwestia sporna i niejasna, do zwycięstwa to jeszcze bardzo daleko. Ale wskazano kierunek i dobitnie udowodniono: popłaca tylko odwaga i wywracanie stolika. Żadnego przepraszania za radykalne hasła, ostry język czy podważanie autorytetów.

Tylko tak Lewica będzie miała w ogóle szansę jeszcze zaistnieć w społecznej wyobraźni. Inaczej wszystko zostanie po staremu, ewentualnie będzie jeszcze bardziej absurdalnie, gdy beneficjentem wściekłości z powodu zakazu aborcji zostanie zwolennik zakazu aborcji. A wszystkie socjaldemokratyczne pakiety poprawek i projekty ustaw, które Lewica miałaby szansę wdrożyć, gdyby najpierw urosła, nawet te naprawdę niezłe, pozostaną sztuką dla sztuki.

patronite

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Jak globalizacja i neoliberalizm zabijają demokrację

Sykofant to zawodowy donosiciel w starożytnych Atenach. Często hipokryta i kłamca. Termin …