– Jutro – powiedział mi głos w słuchawce – robimy strajk. Przyjedzie pan? Bobrowiecka 10, zaczynamy o 9.00 rano.
– Sami robicie, czy ktoś was wspiera?
– Pan kiedyś robił wywiad z szefem naszego związku zawodowego „Pracownicza Solidarność”. No to właśnie myśmy się zorganizowali w tym związku.
O 9.00 rano na budowie robota już idzie na całego. Ta niewielka uliczka na warszawskim Mokotowie awansuje niedługo do grona prestiżowego miejsca pracy i mieszkania. Na Bobrowieckiej krzątają się ludzie jak mrówki. Tylko w jednym miejscu stoi nieruchomo grupa mężczyzn. Widać, że czują się niepewnie, przestępują z nogi na nogę, w rękach trzymają jakieś papierowe zwitki, cały czas potrąca ich ktoś, kto, zaaferowany, gna w swoich sprawach. W swoim bezruchu i bierności w tym rozgardiaszu i krzątaninie są wyraźnie obcym, nie pasującym do otoczenia ciałem. Ledwie maskowane zniecierpliwienie przechodzących koło nich ludzi jest wyczuwalne. Zresztą widoczne też:
– Kto tu rozmontował ogrodzenie? – facet w kasku z napisem „Nadzór” jest obcesowy. – Kiedy będę wracał, nie chcę tego tu widzieć – wskazuje na lekko odchylone skrzydło płotu, przez które się przecisnąłem, by porozmawiać z ukraińskimi robotnikami.
Ich opowieść jest krótka i znajomo banalna. Przyjechali do Polski, korzystając z biura pośrednictwa pracy. Zatrudnieni zostali jako brygada elektryków przez formę Solaris Energy. Podpisali dokumenty, mające być umową o pracę i zezwoleniem w jednym. Dokumenty były po polsku – w języku, którego nie znali. Oni nie żądali wersji ukraińskiej, a sam z siebie pracodawca im jej nie dał. Kiedy pytam, czemu nie zażądali umowy w swoim języku, śmieją mi się w twarz.
– Takich jak my na rynku jest mnóstwo. Jak się zaczniemy stawiać na samym początku, to nikt nas nie zatrudni. Co pan, nie wie jak jest?
Wiem. W znakomitej większości wypadków zatrudniania Ukraińców to jest idealna z punktu widzenia pracodawcy sytuacja: robotnik zdany jest praktycznie na jego łaskę, nikt się za nim nie wstawi, a umiejętność werbalizowania swoich oczekiwań jest na niemal zerowym poziomie. Strach i zależność – czego więcej trzeba, żeby hierarchia ważności była wyraźnie zaznaczona i wykorzystana w praktyce?
Od czasu pierwszej rozmowy w strajk.eu z Witalijem Mahinko, przewodniczącym związku zawodowego Ukraińców w Polsce „Pracownicza Solidarność” obserwuję z zainteresowaniem próby samoorganizacji ukraińskich pracowników w Polsce. Idzie opornie, ale idzie. „Pracownicza Solidarność” jest jednym z pierwszych i bardziej aktywnych związków ukraińskich pracowników w Polsce. Mają doświadczenie z samej Ukrainy, gdzie w Kijowie sparaliżowali komunikacje miejską, występowali przeciwko odbieraniu ludziom ziemi, skorumpowanym sądom i urzędnikom, bronił praw ukraińskich pracowników w Rosji. Teraz uznał, ze czas na Polskę, bo coraz częściej w Kijowie odbierał telefony od zdesperowanych robotników zza zachodniej granicy Ukrainy. Ale już wiadomo, że to nie będzie łatwe.
Kiedy ukraińscy pracownicy przywiązywali na rękawach taśmy z napisem „strajk”, wolontariuszka z „Pracowniczej Solidarności” dzwoniła do ukraińskiej ambasady, by poinformować, że ma miejsce naruszanie praw pracowniczych obywateli Ukrainy. Pani po drugiej stronie jedyne, co miała do powiedzenia, to komunikat, żeby wolontariuszka tam stała i poczekała.
– Ja już dzwonię na policję, zaraz przyjadą, pani ich wskaże i zostaną natychmiast deportowani! – tak widocznie rozumie swoja służbę w obronie interesów Ukraińców za granicą.
Policja istotnie przyjechała dość szybko. Wyjaśniała sytuację: kto jest głównym inwestorem, czy podnajęła Solaris Energy i jakie zarzuty maja pracownicy. Zarzuty były jasne: mimo obietnicy wypłacenia zaliczki niczego nie dostali, jedynie po parę groszy, nie maja zapewnionych ubrań roboczych, ani środków ochrony, co ma znaczenie, bo pracują w zapylonych pomieszczeniach i nie dostali żadnych umów do ręki, ani zezwoleń na pracę.
Przedstawiciel kierownictwa budowy oznajmił policji, że to nie jego firma jest winna ludziom pieniądze, więc strajk jest bez sensu i bezprawny. Policjant zareagował bezbłędnie twierdząc, że istotą konfliktu jest to, że ludzie są bez pieniędzy i dokumentów, a on nie jest od tego, by szukać i wskazywać ostatecznego winnego. Sam protest zakończył się, gdy przedstawiciel „Solaris Energy” zobowiązał się uregulować wszelkie zobowiązania. To znaczy nieprecyzyjnie się wyrażam – zakończył się na Bobrowieckiej 10, ale tylko tam.
Warto jednocześnie podkreślić, że „Pracownicza Solidarność” w tym samym czasie, kiedy trwał strajk w Warszawie, zorganizowała pikietę pod polska ambasadą w Kijowie. Pismo z apelem o przestrzeganie praw pracowniczych ukraińskich pracowników w Polsce odebrał sekretarz polskiej ambasady. Jak powiedział Mahinko, dyplomata nie starał się zatrzeć wrażenia, że rozmawia z gorszymi od siebie.
Jeszcze tego samego wieczora zadzwonił do mnie Włodzimierz Robaszek z Solaris Energy. Powiedział, że to, co napisaliśmy w informacji na portalu strajk.eu, jest nieprawdą. Oznajmił, że deweloper chce rozwiązać współpracę z jego firmą w związku ze skandalem, o którym piszą media. Wartość kontraktu to 500 tysięcy złotych i – jak dał do zrozumienia, nie zamierza tego tak zostawić, lecz dochodzić strat związanych z kontraktem w sądzie m.in. od mediów. Pan Robaszek uważa, że nic nie jest winien ukraińskim pracownikom, a strajk.eu napisał nieprawdę. Jak oznajmił w jednym z maili: „(…) to trzeba dzisiaj wyjaśnić, bo główny deweloper nalega firma Alnus zmusza wszystkich do założenia Panu sprawy, jak jutro będą rozwiązane kontrakty, to ta sprawa winnych będzie kosztowała b. duże pieniądze”. Niestety, nie mogłem zadośćuczynić prośbie pana Robaszka z przyczyn technicznych.
Portal strajk.eu zaproponował, by pan Robaszek przedstawił swoje stanowisko na łamach portalu, z jednoczesnym przedstawieniem umów pracowników i wszystkich dokumentów, które gwarantują legalne zatrudnienie Ukraińców. Do chwili, gdy piszę ten tekst, mimo umawiania się na konkretne terminy i obietnic, że w obecności dziennikarza firma „Solaris Energy” ureguluje wszelkie zaległości, do spotkania nie doszło.
Potem zadzwonił do mnie reprezentant, jak się przedstawił, związku zawodowego Ukraińców, ale główną jego troską było przekonanie mnie, że Mahinko to człowiek niegodny zaufania, zaś jego związek zawodowy nie jest żadnym związkiem, tylko grupką awanturników. Nawet bardzo starając się zrozumieć powody, dla których pozostali ukraińscy związkowcy i pracownicy ukraińskiej ambasady skupiali się głownie na dyskredytowaniu akcji protestu, nie mogę ukryć, że pozostał mi po tym wszystkim pewien niesmak.
Podsumujmy zatem: protest ukraińskich robotników jednak zakończył się sukcesem w tym oto sensie, że po raz pierwszy pracownicy poczuli swoją jedność w walce z niesprawiedliwym systemem. Pozostaje mieć nadzieję, że obiecane rozliczenia zostaną w końcu sfinalizowane, a wszyscy uczestnicy tej akcji: pracodawcy, inwestorzy i deweloperzy nie będą godzić się, by na ich budowach dochodziło do naruszeń praw pracowniczych i poświęcą temu dostatecznie wiele uwagi.
Tematem na oddzielne rozważania jest, czy wobec coraz lepszego i skuteczniejszego organizowania się ukraińskich pracowników w Polsce i wciąż narastającej ich liczby, nie dojdzie w końcu do konfliktu między polskimi a ukraińskimi pracownikami. Konflikty te, znane z krajów zachodniej Europy, są zazwyczaj podlewane paliwem ksenofobii i rasizmu przez ultranacjonalistyczne ugrupowania, których i w Polsce przecież nie brakuje. Jeżeli taka sytuacja się zdarzy, to będzie sprawdzianem dla polskich związków zawodowych i ruchów lewicowych, czy potrafią nie ulec nacjonalistycznej retoryce i przeciwstawić się im w imię klasowej solidarności.
„Pracownicza Solidarność” Witalija Mahinko pokazała się jako skuteczna organizacja. Skuteczna na tyle, że w piątek zwróciła się do przewodniczącego grupa polskich robotników z pytaniem, czy nie mogliby wstąpić do ukraińskiego związku zawodowego, skoro potrafi ująć się za swoimi członkami na tyle skutecznie.
P.S. 13 lutego, po długich i trudnych rozmowach protestujących i przedstawicieli związku zawodowego „Pracownicza Solidarność” z reprezentantami firmy Solaris Energy, doszło do uregulowania wszelkich zobowiązań ze strony firmy wobec ukraińskich pracowników. Tym samym konflikt został zażegnany, a ukraiński związek zawodowy „Pracownicza Solidarność” może odnotować na swoim koncie pierwsze zwycięstwo w walce o prawa pracownicze.
Polskie media o sytuacji Ukraińców na polskim rynku pracy.
„Wniosek jest dramatyczny: część osób zatrudniana jest w warunkach faktycznego wyzysku. Ich praca jest regulowana zasadami przeniesionymi wprost z pańszczyźnianego folwarku.
Na podstawie przykładów, które zebraliśmy, można stwierdzić, że wszelkie koszty pracy obciążają pracowników. Podobnie jest z odpowiedzialnością i restrykcjami. Ukraińcy pracują często na umowach o dzieło, od których nie są płacone składki na ubezpieczenia społeczne, i w ramach innych umów cywilnoprawnych”. („Dziennik Gazeta Prawna”.pl 9.02.2017 r.)
„Na pracujących w Polsce Ukraińcach można robić lepszy biznes niż na handlu narkotykami. Sprawiedliwy podział zysków, według agencji pracy NWF, to 1300 złotych brutto miesięcznie dla pracowników z Ukrainy i prawie 1600 zł dla agencji, która ich znalazła oraz dostarczyła do polskiej firmy” . (natemat.pl 04.05.2016 r.)
„Jak podkreśla konsul honorowy Ukrainy w Szczecinie Henryk Kołodziej, narasta liczba skarg na oszustwa pracownicze. Należą do nich: zatrudnianie bez umowy, brak ubezpieczenia i niewypłacanie wynagrodzenia pracownikowi. Jak mówią konsulowie ukraińscy z różnych cześć kraju, nagminną praktyką jest zatrudnienie w systemie uproszonym – na trzy miesiące, z czego za ostatni miesiąc pracownik nie dostaje wypłaty. W tym okresie musi opuścić Polskę, żeby nie zostać deportowanym bez prawa do ponownego wjazdu”. (forsal.pl 5.02.2016 r.)
Halo, czy dr Lynch?
August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…
Moja wizja świata – Jest firma, fabryka, zakład pracy. Cała załoga wypracowuje zysk. I ten zysk jest dzielony RÓWNO pomiędzy WSZYSTKICH pracowników! Czekam na oburzone komentarze.
nie czekasz na poparcie ale ja popieram twój punkt widzenia
nie podoba się to droga wolna nazad
G.Prawna : „…zatrudniana jest w warunkach faktycznego wyzysku.„Ciekawe jak red. GP rozumieją wyzysk ?Na 100%, nie wiedzą co piszą w tym punkcie.
NIE dla ukrów w Polsce!
Nie dla Poliszów w Great Brytanien!