W pomorskich Przewozach Regionalnych od lat łamane są regulacje dotyczące czasu pracy – alarmowali dziś pod warszawską siedzibą kolejowej spółki aktywiści Inicjatywy Pracowniczej. Wyrażali również solidarność z maszynistą, który – nie mają wątpliwości – stracił pracę, gdyż organizował w zakładzie komisję ich związku.
– Czas dojazdu ze stacji macierzystej do stacji świadczenia pracy wlicza się do czasu pracy – to jednoznacznie brzmiący fragment uchwały Sądu Najwyższego z dnia 18 marca 1998 r. Nie jest to jedyne orzeczenie, w którym sądy stają na stanowisku, że w branży transportu wliczanie czasu dojazdu do pracy do czasu wykonywania tejże jest uzasadnione. Celem tak sformułowanych przepisów jest m.in. zagwarantowanie, by pracownicy drużyn kolejarskich mieli w każdej dobie minimum 11 godzin na autentyczny odpoczynek.
Z tego, jakie zagrożenie potencjalnie stwarza przemęczony maszynista, pracownicy zdają sobie sprawę świetnie. Ale dla dyrekcji Przewozów Regionalnych (POLREGIO) na Pomorzu sprawa oczywista już nie jest. Czas dojazdu do pracy nie jest uznawany za czas pracy – alarmują związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej. By walczyć o zmianę tej sytuacji, kolejarze powołali w lutym br. komisję tego związku. Były też pikiety i akcje ulotkowe na stacjach w Tczewie i Gdyni – dziś protest odbył się pod przed siedzibą POLREGIO w Warszawie.
– Pierwsze zawiadomienia dotyczące naruszania przepisów o czasie pracy były kierowane do Państwowej Inspekcji Pracy bodaj jeszcze w r. 2014, na długo przed powstaniem komisji Inicjatywy Pracowniczej w Przewozach Regionalnych – powiedział Portalowi Strajk działacz IP Ignacy Jóźwiak. – Co więcej, PIP już w tej sprawie opinię wydała, jednoznacznie stwierdzając, że czas dojazdu na odległe stacje powinien być wliczany do czasu pracy. Nic to nie dało, spółka nie zmieniła swojego nastawienia i opinie te konsekwentnie ignoruje.
Aktywista zaznaczył, że odkąd na liniach obsługiwanych przez Przewozy Regionalne trwają remonty, sytuacja jeszcze się skomplikowała. – Pracownicy z oddziału w Chojnicach zostali skierowani do pracy w Gdyni. Tam muszą się codziennie meldować, a już sam dojazd pociągiem, który oczywiście musi jeszcze o odpowiedniej porze jechać, trwa godzinę – tłumaczył.
Pomorscy kolejarze czują, że nie mogą w swojej walce liczyć na inne związki zawodowe, które są obecne w Przewozach Regionalnych. Dlatego też powstała komisja OZZ IP – grupa kilkudziesięciu maszynistów uznała, że branżowy związek kolejarzy nie broni należycie ich praw. Jak podkreśla Ignacy Jóźwiak, kierownictwo Przewozów Regionalnych na Pomorzu bynajmniej nie ucieszyło się z takiego obrotu sprawy. Odpowiedzią na pracowniczą samoorganizację było m.in. rozpuszczanie informacji, że z powodu aktywności związkowców trzeba będzie… zamknąć pokoje socjalne dla kolejarzy (Inicjatywa Pracownicza domagała się ich odremontowania i wysprzątania).
Związkowcy nie mają również wątpliwości, że uderzeniem w podstawowe prawa jest rozwiązanie umowy o pracę z Andrzejem Kobusem. Przewozy Regionalne rozwiązały z maszynistą umowę, zarzucając mu ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Miało ono polegać na niezgodnym z prawdą wypełnieniu dokumentu delegacji, wskazaniu, iż pracownik wracał z Gdyni do Chojnic, gdzie mieszka, innym pociągiem, niż w rzeczywistości. Inicjatywa Pracownicza w opinii wydanej w tej sprawie argumentuje, że pracodawca postawił Andrzejowi Kobusowi zupełnie nierealistyczne wymagania dotyczące powrotu z Gdyni do miejsca zamieszkania.
– Pracodawca oczekiwał od pracownika, że ten będzie realizował podróż służbową za pośrednictwem połączeń realizowanych przez Przewozy Regionalne sp. z o.o. Ostatni tego rodzaju pociąg relacji Gdynia Główna-Smetowo przez Tczew, gdzie pracownik mógł przesiąść się w kierunku Chojnic, odjeżdżał w dniu pracy tegoż pracownika o godz. 19.54. Pracownik ten kończył pracę o godz. 20.20, a więc za późno, by na ten pociąg zdążyć – pisze Inicjatywa Pracownicza w opinii dotyczącej zwolnienia Andrzeja Kobusa, do której dotarł Portal Strajk. – Kolejne połączenie, z jakiego pracownik mógł skorzystać zgodnie z poleceniem delegacji, było realizowane z dworca Gdynia Główna dopiero o godz. 5.04 następnego dnia.
Andrzej Kobus zamierza odwołać się do sądu i będzie ubiegał się o przywrócenie do pracy.
Po pikiecie aktywiści udali się na dworzec kolejowy Warszawa Zachodnia, by rozdać pasażerom ulotki naświetlające problem z przestrzeganiem prawa pracy na kolei.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…