Nauczyciele, którzy przyszli dziś pod gmach Ministerstwa Edukacji Narodowej, byli autentycznie wściekli. Przypominali o chaosie, jaki wprowadziła wprowadzana pośpiesznie pseudoreforma oświaty, mówili o degradacji swojego zawodu, uświadamiali, jak państwowe media manipulują informacjami o ich zarobkach. Nikt z resortu nie miał odwagi, by wyjść i się z nimi spotkać.
Na flagach i transparentach nazwy miast, mniejszych i większych – Gdynia, Zabrze, Toruń, Iłża, Chełm, Wałcz, Białystok, Łódź… cały kraj. Na ustach – złość i niezgoda na obecną sytuację. „Mamy dość!” – krzyczało pod MEN w samo południe około pięciu tysięcy nauczycielek i nauczycieli (przeważały, z racji feminizacji zawodu, kobiety), a także rodziców, studentów i aktywistów. Zgromadził ich Związek Nauczycielstwa Polskiego. Jak wyjaśnił pod koniec protestu jego przewodniczący Sławomir Broniarz, druga wielka centrala związkowa mająca struktury w szkołach, „Solidarność”, nie była zainteresowana wspólnym upomnieniem się o godność pracowników oświaty.
Właśnie o godne traktowanie i poszanowanie pracy w oświacie chodziło na tej demonstracji co najmniej tak samo, jak o prawdziwą podwyżkę – według ZNP nauczyciele zasłużyli na 1000 zł więcej, nie na symboliczne kwoty, jakie jest gotowe dać ministerstwo i rząd. Domagano się również dymisji Anny Zalewskiej za „całokształt osiągnięć”, od chybionej i fatalnie przeprowadzonej reformy ustroju szkolnego, poprzez arogancję i pozorowanie dialogu, po zwykłe oszukiwanie strony społecznej.
Pracujesz z pasją? I co z tego?
Upominanie się o godność nie jest w kontekście pracowników polskiej oświaty pustym sloganem – żywym dowodem na to byli młodzi nauczyciele, którzy przemówili ze sceny. Warszawianka Anna Zając uzmysławiała, że zarobki młodych pedagogów są tak niskie, że nie są oni w stanie utrzymać rodziny – a przecież chodzi o osoby z wyższym wykształceniem, nieustannie się doskonalące, często prawdziwych pasjonatów swojej pracy. Pytała, w jakim innym zawodzie trzeba pracować piętnaście lat, by doczekać się awansu i kilkusetzłotowego podniesienia płacy. Uświadamiała, że MEN, wydłużając ścieżkę awansu zawodowego, oszczędził znaczną sumę i w ten sposób nawet ostatnie, symboliczne wręcz podwyżki, zostały w istocie rzeczy sfinansowane kosztem samych nauczycieli.
– Moja znajoma pracuje w pięciu szkołach, żeby uzbierać etat, wart dwa tysiące złotych. Wcale nie zarabia więcej przez pracę w kilku miejscach. Nie chcemy prowadzić obwoźnych usług edukacyjnych! – takim doświadczeniem podzielił się Marcin Domin, historyk z Nowego Targu. A reprezentantka nauczycieli przedszkolnych wskazała, że pedagogom takim jak ona, odpowiedzialnym za najwcześniejszy etap edukacji, wpajanie najmłodszym dzieciom podstawowych wartości i kształcącym kluczowe umiejętności MEN właśnie odbiera dodatek za wychowawstwo.
Pięć tysięcy na pasku… w TVP
Owacjami nagrodzono przemówienie Sławomira Broniarza, który mówił o tym, że podwyżka, jaką ostatecznie dostali nauczyciele, jest stanowczo zbyt niska, a także wystąpienia przedstawicieli ZNP prezentujących, jak bardzo prawdziwe zarobki w oświacie różnią się od danych podawanych w mediach. Podkreślano: kwoty „przeciętnych wynagrodzeń”, jakimi szafuje np. telewizja państwowa, oparte są na wyliczeniach łączących wszystkie możliwe dodatki, podczas gdy żaden nauczyciel nie otrzymuje ich równocześnie.
Entuzjastycznie przyjęto również wystąpienie Urszuli Woźniak, kierującej ZNP na warszawskim Mokotowie. Przypomniała ona, jakie sumy pochłonęły zadysponowane przez minister Zalewską zakupy na potrzeby gmachu MEN, w tym nabycie mebli w stylu przedwojennym. – Za te pieniądze można byłoby opłacić dwa etaty nauczycielskie w szkołach przez cały rok! – powiedziała związkowczyni. Woźniak odniosła się także do zapewnień Jarosława Kaczyńskiego o pełnym budżecie i możliwych dalszych wydatkach socjalnych i zauważyła, że w związku z tym wdrożenie „Programu Nauczyciel 1000+”, czyli prawdziwa podwyżka, nie powinien stanowić problemu.
Pani minister, już dość pani zepsuła
Zgromadzeni nie mieli wątpliwości: Anna Zalewska musi odejść! Grzegorz Babicki, nauczyciel przyrody i geografii w Konstancinie zademonstrował nawet tekturową rakietę, którą autorka deformy oświaty powinna zostać posłana w kosmos. – Przekraczając atmosferę, przeżyłaby taki sam stres jak my, pracując według nowych, niedopracowanych podstaw programowych! – oznajmił. – Zostanie pani zapamiętana jako minister, która zniszczyła polską edukację – zwróciła się do Anny Zalewskiej Iga Kazimierczyk, kierująca fundacją Przestrzeń dla edukacji. W imieniu rodziców wyraziła ona solidarność z walką nauczycieli o godne traktowanie.
Apele o solidarność i wspólne działanie pracowników oświaty padały wielokrotnie. Do tego, by nie poddawać się i działać razem wzywał wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela, jeden z samorządowców, którzy przyjechali do Warszawy, by poprzeć nauczycieli – a także przypomnieć, że MEN zrzuciło odpowiedzialność za podwyżki dla pracowników oświaty na samorządy. Wskazywał, że tylko konsekwentne demonstrowanie sprzeciwu sprawi, że nauczyciele w końcu będą traktowani z szacunkiem i otrzymywali pensje adekwatne do swoich kompetencji, kwalifikacji i ambicji. Z podobnym przesłaniem wystąpili przewodniczący OPZZ Jan Guz i wiceprzewodniczący centrali Andrzej Radzikowski.
Mocnym akcentem było wystąpienie aktywistki Łódzkich Dziewuch Dziewuchom, pracującej na co dzień w szkole. Kobieta pokazała swoją umowę o pracę (z prawdziwym wynagrodzeniem, a nie takim, o jakim słyszymy w TVP) i oznajmiła, że popiera postulaty ZNP, bo nie chce, by za półtora roku jej córka poszła do szkoły, gdzie spotka marnie wynagradzanych, przepracowanych pedagogów. Podkreśliła także, że walka o prawa kobiet, w którą jest zaangażowana jako Dziewucha, ściśle łączy się z upominaniem się o prawa pracownicze.
Nauczyciele z całej Polski protestują pod MEN @ZNP_ZG @MEN_GOV_PL pic.twitter.com/ryplGH86CI
— Strajk.eu (@strajkeu) 21 kwietnia 2018
Gotową propozycję działania miał Janusz Błażejewicz, pracujący w szkole podstawowej nr 2 w Chełmnie (woj. kujawsko-pomorskie) lider inicjatywy Degradowany nauczyciel. Zaapelował on do zebranych o wysyłanie do posłów, premiera oraz prezydenta listu protestacyjnego wskazującego największe bolączki tej grupy zawodowej, m.in. żenująco niskie zarobki, odebranie wcześniejszych emerytur, nieustanne zmienianie procedur i programów czy mnożenie czysto biurokratycznych wymogów. Wzór listu dostępny jest na Facebookowej stronie inicjatywy.
Nie szanują nas, musimy coś z tym zrobić
Zebrani żywiołowo reagowali na przemówienia. Nie mieli wątpliwości, że to, co słyszą ze sceny, odpowiada ich doświadczeniu, ich bolączkom. – Ja, jako nauczyciel mianowany, zarabiam jeszcze mniej, niż według tych związkowych wyliczeń! – powiedziała Strajkowi.eu demonstrantka, która przyjechała z województwa pomorskiego. – Podwyżka? Ta ostatnia dowodzi raczej tego, że ministerstwo nas nie szanuje, wychodzi z założenia, że wszystko zaakceptujemy i zadowolimy się byle czym. I niestety ma podstawy tak twierdzić, moja koleżanka z pracy, której rzecz jasna tutaj z nami nie ma, stwierdziła, że jest z podwyżki bardzo zadowolona.
Inna nauczycielka, która dotarła na manifestację ze Śląska, była zbudowana rozmiarami demonstracji: – Skoro jest nas tyle, z tylu różnych miejsc, może w końcu naprawdę się zorganizujemy? Czas najwyższy, bo nasz zawód w ogóle nie cieszy się już w ogóle szacunkiem. Obarcza się nas winą za każde niepowodzenie dzieci, ciągle zarzuca, że pracujemy mało, a z drugiej strony oczekuje, że przy tak małych zarobkach będziemy się ciągle dokształcać, a zajęcia prowadzić w nowatorski sposób i z entuzjazmem.
Kolejna uczestniczka protestu, pracująca od ponad 30 lat w szkole podstawowej, powiedziała Strajkowi.eu, że chociaż wie, iż na tle innych zawodów specjalistycznych nauczyciele zarabiają bardzo słabo, i tak nie żałuje podjętej niegdyś decyzji o wyborze ścieżki pedagogicznej na studiach, a potem – o kontynuowaniu pracy z dziećmi. – Ale nie mogę znieść szkolnej biurokracji, ciągłego pisania planów działań, jakie podejmę w przyszłości, a potem sprawozdań z tego, co zrobiłam. Mnóstwo energii kosztowało mnie swojego czasu sporządzenie dokumentacji, od której zależało, czy zasłużę na stopień nauczyciela dyplomowanego. Naprawdę wolałabym w tym czasie organizować dla uczniów wycieczki, przygotowywać konkursy czy dodatkowo pracować z tymi, którzy są szczególnie zainteresowani moim przedmiotem.
Minister @_AnnaZalewska nie spotkała się dziś z nami. #MAMYDOŚĆ złego ministra edukacji! pic.twitter.com/MgOYdG8RCh
— ZNP (@ZNP_ZG) 21 kwietnia 2018
Na zakończenie protestu jeden z organizatorów przekazał prośbę od policji: niech ci z państwa, którzy są odpowiedzialni za autokary, nie wzywają ich tutaj, niech poszczególne grupy dojdą do autobusów tam, gdzie są zaparkowane, inaczej zakorkuje się centrum. Nauczyciele posłuchali, ale kilkoro z nich komentowało: a może właśnie tak by trzeba było zrobić? W końcu jest demonstracja. W końcu mamy dość!
Halo, czy dr Lynch?
August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…
Starożytny publicysta pisał ongi: Takie będą Rzeczpospolite jakie młodzieży chowanie. A kaczystom potrzebni są kibole, a nie inteligenci.