Nie ma dobrej zmiany na rynku pracy. Wbrew propagandzie o radykalnej poprawie warunków pracy za rządów PiS, sytuacja wcale się nie poprawia. Biorąc zaś pod uwagę bardzo dobrą koniunkturę gospodarczą na całym świecie, ostatnie trzy lata można uznać za straconą szansę.

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że aktywność zawodowa polskiego społeczeństwa między pierwszym kwartałem 2017 roku i pierwszym kwartałem 2018 roku spadła o 0,2 punkta procentowego. Obecnie wynosi ona 56,5 proc. i należy do najniższych w Unii Europejskiej. Dane GUS pokazują, że obecny rząd nie ma recepty na aktywizację zawodową Polaków, która utrzymuje się na niskim poziomie. Różnica między aktywnością zawodową kobiet i mężczyzn wynosi aż 16,1 pkt proc. i jest jedną z najwyższych w UE.

Rząd chwali się niskim bezrobociem, które według najnowszych danych wynosi 5,9 proc. Warto jednak pamiętać, że blisko 1,5 mln osób pracuje w ramach umów cywilnoprawnych, ponad milion w ramach samozatrudnienia, a ponad 3 mln ma umowy na czas określony. Blisko 1,5 mln otrzymuje wynagrodzenie nieprzekraczające płacy minimalnej. Kilkaset tysięcy osób pracuje też w ramach niskopłatnych staży, a do tego trzeba jeszcze doliczyć armię pracowników zatrudnionych w szarej strefie. Łącznie około połowa rynku pracy to umowy niskopłatne i nieetatowe, a w ciągu ostatnich kilku lat skala śmieciowego zatrudnienia wzrosła. Mimo szumnych obietnic, rząd zrobił bardzo niewiele, aby ograniczyć skalę patologii.

Patologie narastają

Protest w obronie Moniki Żelazik i pracowników LOT / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

W instytucjach publicznych i spółkach skarbu państwa na olbrzymią skalę trwa bezczelne rozdawanie stołków i milionów złotych dla ludzi zaprzyjaźnionych z partią, szykanowanie niewygodnych związków zawodowych, marnotrawienie środków publicznych. Świetnym przykładem fatalnej zmiany jest sytuacja w PLL LOT, spółce, nad którą bezpośredni nadzór sprawuje premier, gdzie od ostatnich wyborów błyskawicznie wzrosła skala umów śmieciowych, nagonek na związki zawodowe, cięć na procedurach bezpieczeństwa, pogorszenia jakości usług.

W 2017 r. w wyniku wieloletnich nacisków OPZZ wprowadzona została minimalna stawka godzinowa, którą poparły prawie wszystkie największe partie parlamentarne i pozaparlamentarne. Warto jednak pamiętać, że ostatecznie przyjęta ustawa jest znacznie lepsza od tej zaproponowanej przez rząd – jej kształt narzuciła Rada Dialogu Społecznego, w której nawet pracodawcy zaprezentowali bardziej postępowe poglądy niż strona rządowa. Ponadto z raportów Państwowej Inspekcji Pracy wynika, że ustawa jest często łamana, a PiS nie przyznał inspekcji większych kompetencji ani nie zwiększył znacząco jej finansowania.

Ponadto rząd pozwala pracodawcom na omijanie minimalnej stawki godzinowej. Rząd przeforsował nowy rodzaj umowy – o pomocy przy zbiorach. Z ustawy wynika, że do pracy wykonywanej na podstawie tej umowy nie mają zastosowania przepisy o minimalnym wynagrodzeniu. W praktyce oznacza to, że w pracy sezonowej rząd dopuszcza dowolny wyzysk, nawet stawki 1 zł za godzinę pracy.

Wzrost wynagrodzeń? Też bez dobrej zmiany

Wzrost płacy minimalnej za nowej władzy wcale nie jest wyższy niż za poprzedniej ekipy rządzącej. W 2017 roku płaca minimalna wzrosła zaledwie o 100 zł, a w roku bieżącym rząd zaproponował wzrost o 120 zł, czyli tylko 3,3 zł ponad minimum ustawowe. W wyniku coraz ostrzejszych nacisków związków zawodowych być może rząd zgodzi się na wzrost o 155 zł, ale przypomnijmy, że PiS deklarował, iż płaca minimalna powinna wynosić 50 proc. średniej. Do tego celu droga wciąż jest daleka…

https://pixabay.com/pl/pieniądze-oszczędzać-płacić-367973/

Nie ma też dobrej zmiany w sferze budżetowej. Po sześcioletnim zamrożeniu płac przez koalicję PO-PSL PiS miał radykalnie podnieść wynagrodzenia urzędnikom państwowym. Niestety po wyborach okazało się, że żadnych zmian nie będzie. W 2017 i 2018 roku wskaźnik waloryzacji płac w budżetówce wyniósł okrągłe zero procent, co w praktyce oznaczało ich istotny spadek, ponieważ przyspieszyła inflacja.

Również plany na 2019 rok wyglądają mizernie. Być może dojdzie do minimalnej waloryzacji płac, ale rząd upiera się, aby o podwyżkach decydowali kierownicy poszczególnych placówek instytucji publicznych, co w praktyce oznacza, że na wyższe pensje mogą liczyć tylko zaufani ludzie partii. Dzieje się tak, chociaż rząd chwali się wzrostem płac w gospodarce narodowej o 6-7 proc. rocznie. Jeżeli faktycznie tak jest, to dlaczego władza nie chce podnieść wynagrodzeń pracownikom państwowym? Płace Polaków i Polek są zresztą w rzeczywistości znacznie niższe, niż by to wynikało z propagandy rządowej. Zgodnie z danymi GUS przeciętne wynagrodzenie w Polsce w lipcu bieżącego roku wynosiło 4825 zł brutto. Powyższe dane dotyczyły jednak jedynie osób zatrudnionych w firmach zatrudniających co najmniej 10 pracowników, a według najbardziej aktualnych danych przeciętne pensje w mikroprzedsiębiorstwach wynoszą zaledwie 2577 zł brutto. Ponadto blisko 70 proc. pracowników otrzymuje płace poniżej średniej. Nieliczni Polacy zarabiają setki tysięcy złotych, a wielu otrzymuje pensje bliskie płacy minimalnej.

Chybotliwe filary, niesprawdzone założenia

fot. wikimedia commons

Również inne filary PiS-owskiej polityki społeczno-ekonomicznej sypią się. Okazało się, że po zamknięciu części sklepów w niedzielę wiele sieci handlowych wydłużyło godziny pracy w piątki i soboty. Ponadto deklarowanym celem ustawy było przeniesienie siły roboczej z hipermarketów do małych sklepów, a tymczasem to właśnie w najmniejszych placówkach handlowych warunki pracy są najgorsze, a płace najniższe. Na powtarzające się wnioski OPZZ, aby podwyższyć płace za każdą pracę w niedzielę, rząd każdorazowo odpowiada negatywnie. Zamiast dbać o wyższe płace dla wszystkich pracowników, PiS ograniczył pracę w niedzielę w części tylko jednej branży.

Maleje liczba dzieci, które korzystają z programu Rodzina 500+. W lipcu 2017 roku z programu korzystało 3 mln 990 tys. dzieci, a według ostatnich danych z czerwca tego roku już tylko 3 mln 740 tys. dzieci. Innymi słowy skala pomocy jest coraz mniejsza, a w wyniku wzrostu inflacji świadczenie traci na wartości. Ponadto świadczenia finansowe w większości krajów są uzupełnieniem do wysokiej jakości usług – w Polsce mają je zastąpić. Wciąż nie ma powszechnego dostępu do przedszkoli, a do żłobków chodzi najmniej dzieci w UE. Na dodatek PiS zniósł obowiązek szkolny dla sześciolatków – to rozwiązania szkodliwe tak dla dzieci, jak i rodziców. Ministerstwo zahamowało też program obejmowania kolejnych klas szkolnictwa bezpłatnymi podręcznikami. Wprowadzono dodatkowe świadczenie 300 zł dla rodziców wychowujących dzieci w wieku szkolnym, tymczasem koszty podręczników dla klas licealnych przekraczają 500 zł. Pomimo szumnych obietnic, rząd nie wdrożył również żadnego programu darmowych posiłków w szkole, nie rozwinął infrastruktury opiekuńczej dla seniorów ani dla osób z niepełnosprawnościami. Nie tylko nie ma inwestycji w opiekę senioralną, ale też emerytury rosną bardzo wolno.

Biznes nie stracił

Ponadto zamiast podnosić emerytury w systemie publicznym, PiS postanowił wzmocnić filar komercyjny, jeszcze bardziej nieodporny na wahnięcia na giełdzie niż skompromitowane OFE. Mianowicie od przyszłego roku rząd wprowadza nowe składki dla pracowników i pracodawców, które będą przekazywane do tzw. Pracowniczych Planów Kapitałowych, czyli komercyjnych firm obracających pieniędzmi zgodnie z przyjętym przez siebie planem, w tym na giełdzie. Łączna minimalna odprowadzana składka (pracodawcy i pracownika) miałaby wynieść 3,5 proc., maksymalna – 8 proc. Wysokość emerytur zostanie uzależniona od kaprysów rynku. Na dodatek do prywatnych funduszy szerokim strumieniem poleją się środki z budżetu państwa, ponieważ państwo będzie regularnie dopłacać do programu. Aby nie płacić dodatkowych składek, obywatele będą musieli pisać specjalne deklaracje. Najwyraźniej Mateusz Morawiecki pozostał lojalny wobec swoich kolegów z sektora bankowego.

Beata Szydło wraz ze swoimi ministrami podczas ogłaszania szczegółów programu „Mieszkanie+”/facebook.com

Niewypałem okazał się też program Mieszkanie+. Mieszkania budowane w ramach flagowego programu władzy będą drogie i niedostępne dla ubogich mieszkańców Polski, a głównym beneficjentem programu mają być deweloperzy. Na dodatek ustawa dopuszcza eksmisję na bruk. Ponadto mieszkania z programu rządowego często są usytuowane w bardzo niewygodnych lokalizacjach, a część jest odcięta od miejskiej sieci dojazdowej.

Rząd przejął też fundusz pracy i fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych. Łamiąc przepisy, środki z obydwu funduszy wydaje na cele niezwiązane ze wsparciem dla pracowników.

Wreszcie miał być realny, a nie pozorowany dialog społeczny z partnerami społecznymi. Kluczowe decyzje władzy nie są z nikim konsultowane. Niekiedy tylko odpowiedni minister nieformalnie spotyka się podporządkowanym władzy związkiem zawodowym NSZZ Solidarność. Wszyscy inni partnerzy społeczni są traktowani lekceważąco i pogardliwie. Do patologii na rynku pracy dochodzą coraz silniejsze nagonki na krytyków władzy, pełzająca cenzura, niszczenie praworządności, ksenofobia, izolacja Polski na scenie międzynarodowej. Dlatego 22 września związki zawodowe zrzeszone w OPZZ wychodzą na ulicę zaprotestować przeciwko obecnej władzy. Straszenie Platformą Obywatelską już nie działa. Nowy rząd wcale nie jest lepszy od poprzedniego, a na wielu polach okazał się znacznie gorszy.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…