Proceder wyzysku w dwóch największych korporacjach przewozowych w USA zostanie ukrócony. Decyzją kalifornijskiego sądu Uber i Lyft mają zapewnić swoim kierowcom zatrudnienie na podstawie umów o pracę. Firmy nadal udają niewiniątka, twierdząc, że są tylko platformami umożliwiającymi komunikację.
Życie poniżej progu zagrożenia ubóstwem, brak ubezpieczenia, niemożliwość przewidzenia miesięcznego dochodu, praca po kilkanaście godzin dziennie, zaniedbywanie zdrowia i życia społecznego – to tylko niektóre z problemów, z jakimi borykają się pracownicy globalnych korporacji transportowych. Uber i Lyft umywają od tego ręce, obłudnie tłumacząc, że ich platformy pozwalają dorobić pracownikom o niskich dochodach. W rzeczywistości jednak znaczna część kierowców to pełnoetatowi wyrobnicy, pozbawieni podstawowych praw i godnych zarobków.
Wyrok stanowego Sądu Najwyższego w San Francisco jest ważnym krokiem w walce z patologią śmieciowego zatrudnienia. Nakazując koncernom zawieranie umów o pracę i zapewnieni wszelkich dodatków socjalnych przysługującym z tego tytułu, postawił firmy opierające swój model biznesowy na niestabilnych formach zatrudnienia w sytuacji, która zmusza ich do ucywilizowania standardów.
Podczas odczytania uzasadnienia sędzia Ethan Schulman podkreślił, że zgodził się z zarzutami prokuratora generalnego Xaviera Becerry, że firmy złamały ustawę stanową, czyli Assembly Bill 5, nakazującą firmom traktowanie niezależnych pracowników kontraktowych jako zatrudnionych przez danego przedsiębiorcę oraz zapewnienie im ochrony pracowniczej m.in. w postaci wynagrodzenia minimalnego czy prawa do zasiłku
Korporacje zapowiedziały odwołanie się od wyroku, powtarzając jak mantrę formułkę o platformie pośredniczącej, która nie zatrudnia pracowników. Władze Ubera i Lyfta przekonują też, że większość kierowców tak naprawdę nie chce pracować na umowach o pracę.
Zarówno Uber jak i Lyft zapowiedziały, że odwołają się od wyroku. Obie firmy podkreśliły również, że są przede wszystkim platformami technologicznymi, nie zaś firmami przewozowymi, co oznacza, że nie można postrzegać realizujących zamówienia kierowców jako kluczowych pracowników firmy. Koncerny tłumaczyły również, że większość współpracujących z nimi kierowców woli pracować na zlecenie niż umowę o pracę.
„Większość naszych kierowców chce pozostać niezależna. W sytuacji kiedy 3 mln mieszkańców Kalifornii boryka się z bezrobociem, wybrane przez nas władze stanowe powinny raczej skupiać się na tworzeniu miejsc pracy, a nie na próbie likwidacji całego sektora gospodarki” – napisał w oświadczeniu rzecznik Ubera.
Firma straszy też trzydziestoprocentowym wzrostem cen usługi oraz koniecznością pozbawienia pracy 70 proc. kierowców.
Wyrok kalifornijskiego sądu jest kolejnym korzystnym dla świata pracy rozstrzygnięciem w sprawach transportowych koncernów.Niekorzystny dla Ubera był również wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2018 roku, zgodnie z którym państwa członkowskie mogą zakazać nielegalnego prowadzenia działalności transportowej w ramach usługi UberPop i ścigać je na drodze karnej bez pozyskiwania wcześniejszej zgody Komisji Europejskiej.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Biorąc pod uwagę zapalczywość Ubera – sprawa w finale oprze się o SN USA, a to zajmie dobrą chwilę. Z formułowaniem ostatecznych wniosków należy więc poczekać. W ciągu najbliższych dwóch, trzech lat nic się nie zmieni, a jeżeli nawet ta zapis wejdzie do prawa stanowego, a reszta USA pozostanie w miejscu w którym jest.