Trzy organizacje związkowe zrzeszone w OPZZ otrzymały wezwanie do zapłacenia na rzecz PLL LOT kwoty 1 752 439 złotych i 78 groszy. Zarząd zażyczył sobie, by w ten sposób zrekompensować mu straty wywołane strajkiem, który ostatecznie się nie odbył.
Pracownicy LOT zamierzali przerwać pracę na dwa dni na początku maja. Domagali się likwidacji aneksów do regulaminu wynagradzania, wprowadzonych osiem lat temu w związku z ratowaniem firmy przed upadłością (dziś jej sytuacja jest nieporównywalnie lepsza). Obecne zasady zmuszają ich do pracy bez względu na okoliczności takie jak choroba, gdyż każdy dzień absencji wiąże się z utratą części pensji. Zarząd walczył, jak mógł, by strajk się nie odbył, przekonywał, jak się potem okazało, nietrafnie, że referendum związkowe było nielegalne. Ostatecznie 1 maja i w dniach następnych pracownicy protestowali w innej formie. Szefowie spółki nie mogli wybaczyć pracownikom aktywnej walki o swoje prawa i w końcu maja, mimo braku wymaganej zgody organizacji związkowej, wyrzucili z pracy Monikę Żelazik, przewodniczącą Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
Ta decyzja – jak również inne praktyki firmy, w tym preferowanie samozatrudnienia pilotów i stewardess zamiast podpisywania z nimi umów o pracę – stała się przedmiotem jednoznacznie negatywnej opinii Państwowej Inspekcji Pracy. Wczoraj przedstawiciele zarządu LOT z typową arogancją oznajmili, że nie zapłacą kar nałożonych przez PIP, a od opinii o nielegalnym zwolnieniu Moniki Żelazik zamierzają się „odwołać”. Zamiar to absurdalny, gdyż, jak zwróciła uwagę związkowczyni w rozmowie ze Strajkiem.eu, ciągle obowiązująca ustawa o związkach zawodowych jest w tej sprawie jednoznaczna.
Nawet tanie linie lotnicze w Polsce oferują pilotom umowy o pracę. W LOT- nie ma szans. Obecny zarząd jest turboliberalny.
— Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT (@ZwiazekLOT) 17 sierpnia 2018
Zarząd LOT najwyraźniej nie ustaje jednak w zamiarze zastraszenia obrońców praw pracowniczych. 17 sierpnia jego przedstawiciele skierowali do trzech związków zawodowych groźne wezwanie do zapłacenia odszkodowania w wysokości 1 752 439,78 (słownie: jeden milion siedemset pięćdziesiąt dwa tysiące czterysta trzydzieści dziewięć złotych) oraz odsetek liczonych od 1 maja. Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT S.A., Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego oraz Ogólnopolski Pracowniczy Związek Zawodowy Konfederacja Pracy (wszystkie zrzeszone w centrali OPZZ) miałyby w ten sposób pokryć straty wywołane przez planowany strajk.
W wezwaniu do zapłaty zarząd twierdzi, że związki wyrządziły firmie szkodę, informując jeszcze w dniach 28 i 29 kwietnia 2018 r. o zamiarze przeprowadzenia akcji protestacyjnej, chociaż wiedziały już wtedy o postanowieniu Sądu Okręgowego w Warszawie zakazującym strajkowania (zostało następnie uchylone). Skąd kolosalna kwota roszczenia? Jak czytamy w piśmie, „na przedmiotową szkodę składają się przede wszystkim utracone korzyści ze sprzedaży biletów lotniczych. Działania Związków Zawodowych pozostają w bezpośrednim i adekwatnym związku przyczynowym z wyrządzoną przez Związki szkodą.”
Przewodniczący OPZZ Mazowsze Piotr Szumlewicz w rozmowie ze Strajkiem.eu nie miał wątpliwości, że żądanie jest absurdalne.
Brak reakcji rządu, któremu podlega PLL LOT, najwyraźniej utwierdził zarząd w przekonaniu, że każde antypracownicze działanie pozostanie bezkarne. Fatalnie świadczy to o rządzących, którzy przy każdej okazji chwalą się prospołecznym nastawieniem. To również narażanie pasażerów i wreszcie prosta droga do katastrofy firmy. – Za dwa, trzy lata ludzie, którzy w LOT zostali wyszkoleni, zdobyli kwalifikacje, odejdą do linii lotniczych, które zaproponują im lepsze warunki. Piloci wylatają minimum i bez problemu znajdą zatrudnienie w firmie, która zagwarantuje im umowę o pracę, wyższe zarobki. Korzystniejsze oferty pracy już napływają np. z Air Baltic – mówi Strajkowi.eu Monika Żelazik.
Strajk.eu na bieżąco informuje o rozwoju sytuacji w PLL LOT. Zachęcamy również do obejrzenia wywiadu Piotra Nowaka z Moniką Żelazik.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Jak znam życie to i tak tego nie opublikujecie, bo moje komentarze u was się nie pojawiają, bo najczęściej was krytykują.
Zobaczymy może tym razem się uda.
y
„Pracownicy LOT zamierzali przerwać pracę na dwa dni na początku maja” – To jest chyba kłamstwo. Jako pasażer byłem informowany, przez Panią Żelazik że strajk będzie bezterminowy.
„Obecne zasady zmuszają ich do pracy bez względu na okoliczności takie jak choroba, gdyż każdy dzień absencji wiąże się z utratą części pensji” – a jak się płaci za ubezpieczenie chorobowe to nie. Jak ktoś oszczędza na ZUS to niech potem nie marudzi, że za to że nie dostaje kasy jak jest chory.
„Wczoraj przedstawiciele zarządu LOT z typową arogancją oznajmili, że nie zapłacą kar nałożonych przez PIP, a od opinii o nielegalnym zwolnieniu Moniki Żelazik zamierzają się „odwołać”.” – kara została nałożona przez PIP bo LOT nie mógł zwolnić Żelazik bez zgody związku. Odwołają się natomiast, bo nie wiadomo czy to związek nie popełnił błędu nie wydając takiej zgody. Kara z PIP nie jest za to czy Żelazik została zwolniona słusznie czy nie, ale za to że nie było zgody związków.
„Piloci wylatają minimum i bez problemu znajdą zatrudnienie w firmie, która zagwarantuje im umowę o pracę, wyższe zarobki.” – droga otwarta. Należy też pamiętać, że to działa w dwie strony. Przyjdą też tacy, co pracowali za granicą, a wolą mniejszą stawkę i pracę w Polsce. Mamy mniejsze koszty utrzymania stąd i mniejsze stawki.
Co do zatrudniania. Inne linie jakoś chyba nie są chętne do zatrudnienia Pani Żelazik.
A wracając do meritum.
Czemu oszalał? Związki straszyły pasażerów strajkiem trzy dni. Wiele osób, głównie podróżujących biznesowo i kupujących bilety na ostatnią chwile (czyli te droższe) ich nie kupiło w LOT tylko u konkurencji.
Gdyby związki zawodowe powiedziały: „decyzja sądu się nam nie podoba, ale uszanujemy ją i do czasu rozstrzygnięcia odwołania wstrzymujemy się” to nie byłoby problemu. Związki jednak terroryzowały pasażerów i firmę w której pracują groźba strajku, więc teraz niech płacą.
Za komuny rozumiałem strajki, teraz nie. Co nie znaczy, że odmawiam prawa do strajku. Strajk może być jeśli zostanie zrealizowany legalnie (tak, aby pracodawca nie mógł znaleźć żadnego powodu do jego ograniczenia przez sąd). Koszty strajku powinny za to pomniejszać to co związki zawodowe chcą dostać. Czemu? Aby związki zawodowe zrozumiały, że strajkując okradają siebie.
Zarząd się pomylił! Powinno być 1 752 439 złotych i 79 groszy!